gałąź sosny poskręcana z bólu
wśród zgliszcz sucho nawołuje dzieci
pusty zbiornik na serce gruchocze
czarną pestką robaczywej śmierci
okopcone oczodoły domów
gęsty dym po niebie się ścieli
miękkie stosy jej zgwałconych córek
cicho skamlą za płótnem płomieni
dłonie taśmą związane na plecach
drwiące kule zatopione w głowie
rozwleczeni jak śmieci po drogach
przesączają się w głąb jej synowie
...