"Powinien lądować w Moskwie"; 10 kwietnia 2010 godzina 8:52
W Warszawie dochodzi godzina 8:37. Prawe ucho dyżurnego COP jest czerwone od nerwowo dociskanej słuchawki. Wyraźnie czuje gwałtowne pulsowanie krwi w skroniach. Wie już, że Biuro Ochrony Rządu nie ma przygotowanego żadnego lotniska zapasowego na terenie Rosji, więc nie jest też w stanie zabezpieczyć tam, żadnego bezpiecznego miejsca do lądowania. Co to za ochrona, która o niczym nie wie, na nic nie jest przygotowana, a nawet nie potrafi odpowiednio zareagować w nietypowej sytuacji? Zalewski czuje się bezradny, dlatego ofiary dla swej frustracji szuka na miejscu, w Warszawie. - Tak, najlepiej umyć ręce, udawać że rzecz mnie nie dotyczy i czekać na rozwój wypadków - myśli, nerwowo wciskając, już po raz któryś z rzędu numer do Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych.
- No i co Heniu? - pyta, siląc się na spokój.
- No wychodzi na to, że jak już chce tam koniecznie, to powinien lądować w Moskwie...
- Ale dlaczego...? On ma zapasowe na Witebsk i ten... Witebsk i Mińsk.
- Witebsk, powiedział mi poprzednik, że jest nieczynne. A Mińsk ma taką samą odległość jak do Moskwy (1).
Kim jest ten ktoś, kto koniecznie chce tam lądować? „Tam”, czyli w Rosji, a nie na żadnym z dwóch białoruskich lotnisk zapasowych. Nietrudno się tego domyślić.
Ale nie na tę osobę chciałbym teraz zwrócić uwagę, a na samo sformułowanie, że „chce koniecznie." Skąd niby Henryk Grzejdak miałby wiedzieć, że w sytuacji gdy jest problem z przyziemieniem na „Siewierny”, On „chce koniecznie tam lądować"?
To, uprawdopodabnia moim zdaniem pogląd, że samolot leci na lotnisko zapasowe. Jaką inną racjonalną decyzję miałaby podjąć załoga i decydenci, obecni na pokładzie, w sytuacji, gdy już po wejściu na krąg wokół XUBS otrzymali o 8:20 informację, że mgła zagęściła się do poziomu wielokrotnie przekraczające minimum? Czy po stwierdzeniu, około 8:25, że pas lotniska jest blokowany przez rosyjski samolot wojskowy? Gdy towarzyszyło temu wszystkiemu, dziwne zachowanie kontrolerów lotu, którzy z nie wiadomo jakich względów, akurat w tym krytycznym momencie wydali zgodę na podejście, i nie dość, że wskazali kierunek lotu, który był kolizyjny z rosyjską jednostką, to jeszcze zalecili im zejść poniżej minimum lotniska?!
Czy nie koresponduje to wszystko z informacją, że Grzejdak o godzinie 8:39 kieruje do pilotów Tutki „sugestię lądowania w Moskwie(2)”, a dyżurny COP - Zalewski (po dłuższej konsultacji z Centrum Operacyjnym BOR) przyzna się mu - po kolejnych kilkunastu minutach (8:52): - Ja tu poleciłem, żeby na Okęcie (3)?
Wszystko to - moim zdaniem - wskazuje także, że z Tupolewem pomiędzy godziną 8:22 a 8:52 kontakt był, zaś rozmowa pomiędzy oficerami dyżurnymi, precyzowała możliwe lotniska zastępcze, po przerwanym podejściu i odejściu Tutki znad XUBS. O ożywionej wymianie zdań i „gorących łączach” świadczyłaby też aktywność telefonu komórkowego Prezydenta(4). Miała ona miejsce o godzinie 8:46!
Sześć minut później, o godzinie 8:52 podpułkownik major Grzejdak pyta podpułkownika Zalewskiego, czy informuje któregoś ze swoich przełożonych o zmianach w planie lotu Tupolewa; ten odpowiada, że nie, gdyż i tak na to gdzie samolot poleci nie ma żadnego wpływu. I ma świętą rację. Przecież szefowie jego szefów są na pokładzie samolotu.
- Załoga podejmie decyzję. Ja im nic nie mogę sugerować tutaj - mówi. Czy tak może wypowiadać się człowiek, który od pół godziny nie ma kontaktu z załogą Tutki? Jest to albo stwierdzenie osoby indyferentnej, albo takiej, która zdaje sobie sprawę, że jej decyzyjność jest w tym momencie praktycznie zerowa. I która wprawdzie poleciła „żeby (w zaistniałej sytuacji lecieli) na Okęcie", ale nie jest w stanie, poza tym, nic więcej zrobić(5).
Moim zdaniem o godzinie 8:52, kiedy rozmawiają oficerowie dyżurni, samolot wciąż jeszcze dokądś leci. Trudno jest przecież uwierzyć, że przez czternaście minut, które mija od powiadomienia przez porucznika Wosztyla - Dyżurnego Kierownika Lotów (na Okęciu) o katastrofie (8:38), ten wciąż jeszcze nie przekazał jej COP(6). Skoro zaś dyżurny COP ją zignorował, to znaczy że posiada na temat PLF-101 bezpośrednie i jednoznaczne informacje. Kto by się w takiej sytuacji przejmował jakąś nierzeczywistą „katastrofą” w Smoleńsku, skoro głównym priorytetem jest w tym momencie bezpieczeństwo Prezydenta i Delegacji?
Jeszcze później, w Warszawie, pomiędzy godziną 8:59 a 9:04, major Henryk Grzejdak oznajmia, że polski samolot „powinien praktycznie lądować w tej chwili"(7). Skąd ma wiedzę, że powinien lądować akurat wtedy?
***
Smoleńsk około godziny 8:30. Stoją w małych, ciasno zbitych grupkach. Wymieniają się opiniami, stopniowo zarażają niepokojem. Polacy osobno, Rosjanie osobno. Pomiędzy nimi jak swobodne elektrony przenoszące ładunki informacji, krążą pracownicy Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Kolejne fale mgły stają się coraz gęstsze.
Wśród osób oczekujących na samolot, na płycie lotniska, znajduje się pracownica polskiej ambasady w Moskwie Justyna Gładyś. W prokuraturze, na warszawskiej Pradze zezna, że w gronie osób, które oczekują wraz z nią na przylot Prezydenta zastanawiano się, czy samolot zostanie skierowany do Moskwy czy do Witebska(8). Wymienia ona te same dwa miasta, których nazwy słyszy Remigiusz Muś, jako miejsca lotnisk zapasowych, gdy przysłuchuje się rozmowie załogi nadlatującego Tupolewa i wieży(9).
Coś z tą Moskwą musi być na rzeczy, skoro podczas rozmowy z załogą Tutki, również Artur Wosztyl sugeruje Robertowi Grzywnie, drugiemu pilotowi Tupolewa, aby w razie nieudanego podejścia lecieli właśnie tam(10). A i ówczesny zastępca szefa Kancelarii Prezydenta - Jacek Sasin - opowiada o wiadomości, jaką otrzymuje od Tadeusza Stachelskiego (pracownika protokołu dyplomatycznego MSZ): Stachelski przekazuje mu mianowicie, że „może być problem z lądowaniem, bo ponoć na lotnisku jest mgła". A jako miasto, do którego zostanie odesłany Tupolew podaje właśnie... Moskwę(11).
Anonimowy dyplomata, informator Gazety Wyborczej obecny wówczas w Smoleńsku, twierdził w styczniu 2011 roku, że w chwili gdy ustalono, iż nie można wylądować w Smoleńsku, to właśnie Moskwa była miejscem który został z pokładem Prezydenckiego statku ustalony i zatwierdzony jako to miasto, do którego poleci Tupolew, aby „przeczekać mgłę”(12).
***
Minęła dziewiąta rano. Komendant Centrum Hydrometeorologii Leszek Kilianowski przygotowuje na tarasie miejsce pod pierwszego w tym roku grilla. Ruszt jest już ustawiony, węgiel zasypany. Pierwszy etap przygotowań ma więc już za sobą. Leniwym ruchem wyciąga z kieszeni telefon, wygodnie sadowiąc się w wiklinowym fotelu. Postanawia zadzwonić do firmy, utwierdzić się, że wszystko odbywa się zgodnie z oczekiwaniami. Wciska na klawiaturze„dwójkę.”
No i jak tam dzisiaj? Spokój? W jego głosie Henryk Grzejdak wyczuwa klimat leniwego, słonecznego przedpołudnia. Bardzo by pragnął go nie zakłócać...
- Nie!
- Nie?!
- Nie...Yyy. - Oficer dyżurny zastanawia się jak krótkich słowach, na cywilnej linii, oddać niespotykaną sytuację. - Poleciał do Moskwy. Yyyyy. Wyleciał dwadzieścia siedem minut po... To znaczy tak. Najpierw Jak poleciał. I wylądował...(13)
***
Tymczasem w Moskwie, wice-ambasador Piotr Marciniak jedzie na Wnukowo oddalone o 20 km od centrum, gdzie mieści się polska ambasada, aby powitać Delegację(14). Nie dociera jednak do lotniska. Gdy jest już doń o krok, odbiera telefon. Sekretarka informuje go, że „najprawdopodobniej w Smoleńsku doszło do katastrofy". Około godziny 9:00 czasu polskiego Marciniak szybko zawraca samochód i pędzi z powrotem do swej dyplomatycznej placówki(15).
Czy w tym czasie nasz flagowy, powietrzny statek wciąż jeszcze pokonuje kolejne przestrzenie? przenikał mgławice skondensowanych oparów, wędrując szlakami mlecznych chmur, płynąc ku nieznanym sobie sferom? Tam, gdzie od przeszło ośmiu dekad, żarzy się nocą krwawa gwiazda zagłady?
Pozostaje po nim na niebie smuga migotliwych kryształów. Rozmywa się, przekształcając w obłok. Kiedy się mu lepiej przyjrzeć - widać, że to zatarty podniebny ślad...
….....................................................................
(1) Tygodnik „Wprost” (http://www.wprost.pl/ar/215934/Oficerowie- monitorujacy-lot-Tu-154-Witebsk-jest-na-Bialorusi/): Rozmowa Jarosława Zalewskiego z Henrykiem Grzejdakiem z godziny 8:37: "Ppłk. Jarosław Z: No co, Heniu? Mjr Henryk G: No, wychodzi na to, że powinien, jak już chce koniecznie, to w Moskwie. Z: Ale dlaczego? Ale on ma zapasowe na Witebsk i ten… Witebsk i Mińsk. G.: Witebsk powiedział mi poprzednik, że jest nieczynne. A Mińsk ma taką samą odległość, jak do Moskwy".
(2) Za Wiadomościami TVN (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zaloga-jak-a-nie-ostrzegala-przed- fatalna-pogoda,165205.html) : "Według naszych informacji na minutę przed katastrofą mjr Grzejdak prosił dyżurnego meteorologa Okęcia o pilne przekazanie - tym razem pilotom Tu-154 - "sugestii lądowania w Moskwie". Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, że on także "miał techniczne możliwości" by skontaktować się z załogą Tupolewa. Dlaczego tego nie zrobił? Nie wiadomo".
(3) Za (http://www.wprost.pl/ar/215934/Oficerowie- monitorujacy-lot-Tu-154-Witebsk-jest-na-Bialorusi/ Rozmowa Jarosława Zalewskiego z Henrykiem Grzejdakiem z godziny 8:52: "Z: A no zobaczymy, bo ja póki co rozmawiałem z BOR-em. BOR na razie nie ma żadnej informacji. Ja tu poleciłem, żeby Okęcie…"
(4) Nasz Dziennik (http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120505&typ=po&id=po03.txt ): Jak stwierdza prokuratura, "nieustalona osoba" na terenie Rosji uruchamiała 10 i 11 kwietnia 2010 r. telefon Nokia 6310i zarejestrowany na Kancelarię Prezydenta, a użytkowany przez Lecha Kaczyńskiego. Do pierwszego włączenia telefonu doszło tuż po katastrofie, bo o godz. 10.46. (8:46 -RM) ”
(5) Za http://www.wprost.pl/ar/215934/Oficerowie- monitorujacy-lot-Tu-154-Witebsk-jest-na-Bialorusi/ :
"Z: A no zobaczymy, bo ja póki co rozmawiałem z BOR-em. BOR na razie nie ma żadnej informacji. Ja tu poleciłem, żeby Okęcie… G.: Wiesz, jak nie wiem, czy Smoleńsk nie będzie ich tam kierował. Z: Całkiem możliwe. No słuchaj, no przecież to, to jest, to jest nasza głowa państwa. I oni też chyba chcą… chyba chcą, żeby tam był. G.: Dobra. To kogoś informujesz wyżej od nas? Z.: Nie, na razie nie, bo co, co, słuchaj. Ja nie mam tutaj wpływu i zobaczymy. Załoga podejmie decyzję. Ja im nic nie mogę sugerować tutaj".
(6) Artur Wosztyl [w: Anita Gargas „Anatomia Upadku 2" - film dokumentalny]: „Rozmawiałem z DKL-em, do którego zadzwoniłem zaraz po rozmowie z panem pułkownikiem Raczyńskim. Dyżurny kierownik lotów. I on powiedział, że na jego telefonie, w połączeniach, które ze mną miał, było o godzinie 8:38".
(7) Za http://www.wprost.pl/ar/215934/Oficerowie- monitorujacy-lot-Tu-154-Witebsk-jest-na-Bialorusi/:
Rozmowa dyżurnego operacyjnego Centrum Hydrometeorologii majora Henryka Grzejdaka z Leszkiem K. też z CH, z godziny 8:59-9:04 : "K.: I on jest teraz w powietrzu, tak? G.: Powinien praktycznie lądować w tej chwili. Być może tam i Smoleńsk ich gdzieś kieruje. Ja powiedziałem operacyjnemu, że najbliżej jest Briańsk na południu i Moskwa".
(8) Uzasadnienie umorzenia postępowania w sprawie o niedopełnienie obowiązków służbowych przez wysokich funkcjonariuszy publicznych (V Ds 32/11 – Prokuratura na Warszawskiej Pradze ), str. 220: "W dniu 10 kwietnia 2010 roku Justyna Gładyś wraz z innymi osobami z Ambasady oczekiwała na lotnisku na przylot samolotu prezydenckiego. W gronie osób oczekujących zastanawiano się, czy z uwagi na warunki atmosferyczne samolot poleci do Moskwy czy do Witebska".
(9) Remigiusz Muś. Nawigator. (http://www.npw.gov.pl/files/0/61428/protokoly-Mus.pdf ): "Na zadane pytanie zeznaję: słyszałem korespondencję prowadzoną pomiędzy TU-154M, a wieżą, ale było to na około 12 minut przed katastrofą. Kontroler pytał się TU-154M jakie są jego zapasowe lotniska. Ktoś z załogi odpowiedział, że Witebsk i Moskwa".
(10) Artur Wosztyl (w stenogramach z kokpitu): Jeżeli wam się nie uda za drugim razem, to proponuję wam lecieć yy na przykład do Moskwy.
(11) Jacek Sasin: >>W pewnym momencie podszedł do mnie mój współpracownik Adam Kwiatkowski, który rozmawiał wcześniej z Tadeuszem Stachelskim, pracownikiem protokołu dyplomatycznego z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, i mówi do mnie: „Słuchaj, rozmawiałem przed chwilą ze Stachelskim i on mi mówi, że może być jakiś problem z lądowaniem, bo ponoć na lotnisku jest mgła i nie wiadomo, czy samolot wyląduje, być może będzie musiał lecieć na jakieś inne lotnisko.” Najprawdopodobniej do Moskwy i z Moskwy trzeba będzie delegację przerzucać tutaj.<< Za książką "Mgła" Anity Gargas, str. 41.
(12)Gazeta Wyborcza (27.01.2011, z godziny 7:24 - http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,9009742,Tu_154_mial_prze... ) :- Jeszcze kilkanaście minut przed katastrofą było ustalone, że z powodu złej pogody prezydencki samolot leci do Moskwy i tam przeczekuje mgłę. Nie wiem, co wpłynęło na zmianę tych planów - mówi "GW" jeden z dyplomatów.
(13) Leszek Kilanowski (komendant Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych RP – fragment książki „Smoleńsk. Zapis śmierci” Michała Krzymowskiego i Marcina Dzierżanowskiego) : Jak tam dzisiaj? Spokój?
Henryk Grzejdak: Nie
- Nie?-zdziwił się komendant.
- Nie...yyy...poleciał do Moskwy. wyleciał dwadzieścia siedem minut... Znaczy tak, najpierw Jak poleciał, wylądował - wystrzelił Grzejdak. Mówił tak, że trudno było cokolwiek zrozumieć.
(14) "Nasz Dziennik" ( http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/3214,arabski-kazal-milczec.html ): >> W trakcie przesłuchania Marciniak zeznał, że 10 kwietnia przebywał w Moskwie. To tam dotarła do niego informacja od Cyganowskiego, że "z uwagi na złe warunki pogodowe nad Smoleńskiem planowane jest lądowanie samolotu w Moskwie, Mińsku lub Witebsku". Co zrobił Marciniak? Niezwłocznie udał się na lotnisko Wnukowo w Moskwie, by tam móc powitać prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jednak w drodze otrzymał telefon, że Tu-154M rozbił się na Siewiernym.<<
(15) Piotr Marciniak. Wiceambasador w Moskwie (http://www.eostroleka.pl/biala-ksiega-pis-pdf,art25233.html ) „Biała Księga” załącznik nr 56 str. 111 : "W dniu 10 kwietnia 2010 r. j(a) przebywałem w Moskwie. W Smoleńsku delegację powitalną reprezentował Pan Ambasador RP J. B (Jerzy Bahr - przyp. autora). Około półtorej godziny przed planowanym lądowaniem w Smoleńsku, samolotu prezydenckiego, otrzymałem informację od G. C. (Grzegorza Cyganowskiego - przyp. autora), że z uwagi na złe warunki pogodowe nad Smoleńskiem, planowane jest lądowanie samolotu z Prezydentem RP w Moskwie na lotnisku Wnukowo, ewentualnie w Mińsku lub Witebsku. Z uwagi na powyższe udałem się na lotnisko Wnukowo, oddalone od Ambasady RP o około 20 km. W międzyczasie kontaktowałem się z G. C., aby ustalić, gdzie samolot będzie lądował. Nie potrafił mi tego powiedzieć. Będąc blisko lotniska Wnukowo sekretarka Ambasadora RP, J. Cz. poinformowała mnie telefonicznie, iż najprawdopodobniej doszło do katastrofy samolotu prezydenckiego w Smoleńsku. Informację tą uzyskałem około godziny 11.00 (9:00 - przyp. autora) czasu lokalnego. Natychmiast wróciłem do Ambasady".
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 804 odsłony
Komentarze
@Romek M
2 Kwietnia, 2020 - 23:13
Odnośnie zeznania P.Marciniaka, zastępcy śp. ambasadora J.Bahra w Moskwie:
(....)Około półtorej godziny przed planowanym lądowaniem w Smoleńsku, samolotu prezydenckiego, otrzymałem informację od G. C. (Grzegorza Cyganowskiego - przyp. autora), że z uwagi na złe warunki pogodowe nad Smoleńskiem, planowane jest lądowanie samolotu z Prezydentem RP w Moskwie na lotnisku Wnukowo, ewentualnie w Mińsku lub Witebsku.(...)
Czas otrzymania tej informacji od G.C. wg tego co zeznał P.Marciniak to: czas planowanego lądowania - 10:30 c.m. lub 8:30 c.p
Dodatkowa informacja, że było to "Około półtorej godziny przed planowanym lądowaniem w Smoleńsku,..." każe domniemywać, ze w smartwonie P.Marciniaka zalogowanym do sieci telefonii komórkowej operującej czasem moskiewskim, była wtedy godzina: 10:30 - ~1:30 = ~9:00 c.m.
lub:
8:30 - ~1:30 = ~7:00 c.p.
Po przejechaniu niecałych 20 km(był jeszcze przed lotniskiem Wnukowo, które dzieli dystans czasowy około 30 minut jazdy od polskiej ambasady w Moskwie) , podaje w zeznaniu, że czas otrzymania informacji o katastrofie, to była godzina "około 11:00".
Świadczy to o tym, że rosyjski operator telefonii komórkowej posługujący się czasem podawanym przez oficjalne państwowe serwery czasu , używał w tym dniu czasu zimowego UTC+3 zamiast urzędowego letniego UTC+4
P.Marciniak otrzymał informację pd G.C. około godziny 9:00 c.m. UTC+3 czyli około 8:00 c.p. UTC+2
Zeznanie składał już wtedy, gdy w przestrzeni publicznej posługiwano się najpierw czasem zdarzenia jako 10:56(około 11:00) a potem 10:41 (też w zaokrągleniu około 11-tej).
G.Cyganowski zeznał w PO W-wa Praga, że na płycie Siewiernego wymieniano jeszcze Briańsk jako możliwe lotnisko zapasowe, o którym rozmawiali oficerowie COP, przywoływani przez Pana.
G.Cyganowski w wywiadzie podawał, ze do P.Marciniaka dzwonił podczas jazdy z J.Bahrem z hotelu na lotnisko, czyli było to około godziny 8-mej czasu polskiego letniego(około 10-tej czasu moskiewskiego letniego)..
Kontrolowania sensu swoich wypowiedzi, większość ludzi z ich kręgu nie potrafi, na co jest wiele przykładów z wypowiedzi innych totalniaków(np. B.Komorowski, E.Kopacz, R.Sikorski a nawet D.Tusk).
Co ciekawe, to nawet śledczy Ziobry i Pasionka tego nie zauważają; o podkomediantach A.Macierewicza nie wspominając.
Pzdr.
@35stan
3 Kwietnia, 2020 - 07:33
Oczywiście, Marciniak mówił o 1,5 godzinie, tyle że wiemy z innych relacji, iż panika w Smoleńsku zaczęła się około godziny ósmej . Wtedy to Bahr i Cyganowski zaczęli wydzwaniać po ambasadach w Mińsku i Moskwie w sprawie możliwości przyjęcia Tutki. Wcześniej nie było takiej potrzeby i sensu. A więc pół godziny nie półtorej.
Poza tym:
Ambasada mieści się 20 km od Wnukowa na które jechał Marciniak. Zakładając że dostał półtora godziny przed czasem cynk o mgle - czyli jeszcze zanim Tutka z Warszawy wyleciała! (już to dyskredytuje informację, bo wylatując nikt nie wiedział o mgle) jechał by z językiem na brodzie na lotnisko przez dwie godziny? Bo mówi, że przed 9:00 jeszcze nie dojechał.
Nie układa się to logicznie Panie Staszku.
o 10 IV inaczej
@Romek M
3 Kwietnia, 2020 - 11:18
"Nie układa się to logicznie....."
.... ale logiczny wniosek wypływający z tej informacji podanej przez P.Marciniaka jest taki, że w telefonie przez niego używanym, czas lokalny był czasem zimowym moskiewskim.
Już sam ten fakt, jest dowodem na to, ze wydarzenia z 10.04.2010 roku były operacją specjalną służb a nie wypadkiem.
Udowodnienie tego faktu przez podkomediantów A.Macierewicza i śledczych Ziobry-Pasionka, pozwoliłoby nie tylko zaoszczędzić grube miliony na ich pozorowaną pracę, ale postawić przed sądem i skazać nie tylko Jerzego Millera i członków KBWLLP z posłem Laskiem na czele, ale też całą ekipę D.Tuska, na długoletnie więzienie za udział w zbrodni zamachu stanu, mającej znamiona zbrodni ludobójstwa(patrz definicja zbrodni ludobójstwa).
Niestety, ale jesteśmy świadkami odgrywania przez obie strony spektaklu dla naiwnej gawiedzi, znanej z bajki Jana Christiana Andersena zatytułowanej „Nowe szaty króla/cesarza” a król/cesarz i jego lud udaje, że nie słyszą głosu dziecka wołającego: "król jest nagi!"