Dlaczego po niektórych zupełnie „spływa”, gdy się na nich pluje?

Obrazek użytkownika Romek M
Blog

Zawsze mnie to zastanawiało. Jak oni to robią? W końcu po przeczytaniu kilku książek i obejrzeniu paru filmów – wydaje mi się – doszedłem do sensownych wniosków. Moim zdaniem kluczową rolę odgrywa w tym wszystkim tożsamość.

Co to w ogóle jest? Jako rzecze Wikipedia – to mój obraz samego siebie.

Czy wiem, kim (jaki) jestem?

Czy potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie, czy tylko wiem, że posiadam własną tożsamość i na tym moja wiedza na jej temat się kończy? Mam wszystko policzone i przeanalizowane, czy też chronię tożsamość jak szkatułkę pełną drogocennych monet, którą otrzymałem w posagu, ale do której nigdy nie zaglądałem, aby oszacować majątek?

Jak więc to jest – czy znam siebie, czy czuję tylko? Bo skoro nie znam, to po kiego grzyba chronię kogoś nieznanego? A może ktoś podszywa się pode mnie? Nie żartuję. Jest coś takiego jak fałszywa tożsamość. Nie tylko w schizofrenii paranoidalnej, gdzie jeden jest Chrystusem, a drugi Napoleonem. Ja osobiście znam mnóstwo ludzi, którzy schowali się za maską urzędnika, policjanta, ojca czy prezesa i ona tak wrosła w ich twarz, że nie potrafią (nie chcą) jej już zdjąć.

Więc czy nie lepiej jednak się poznać? Poznać, a nie tylko czuć sobą?

Najdziwniejsze dla mnie jest to, że bardzo często wzbraniamy się przed otwarciem naszej szkatułki. Może obawiamy się, że jeśli poznamy jej zawartość, to się zmienimy, i że wtedy to już nie będę ja, tylko to będzie ktoś zupełnie inny w moim ciele? Boimy się prawdy o sobie?

Gdybym zapytał siebie: kim jestem? Zrobił krótką notkę biograficzną, to co w pierwszym rzędzie bym napisał? Pewnie, że jestem „prawnikiem”. Ale to byłby fałsz. To określenie ma się bowiem nijak do pracy jaką wykonuję. To, że „kiedyś tam” tym się zajmowałem, nie ma znaczenia. Może w takim razie powinien napisać, że jestem „kłamcą”, albo delikatniej: „człowiekiem, który oszukuje samego siebie”? Tylko że to też nie byłby element mojej prawdziwej tożsamości, bo przecież c h c ę poznać prawdę o sobie …

No, nareszcie coś. Ale to w dalszym ciągu nie jest samo czyste poznanie, tylko jego pragnienie. To, co najwyżej, pierwszy krok we właściwym kierunku.

Żeby było pikantniej, to mimo że się boimy poznać, to równocześnie każdy z nas chce wiedzieć jaki jest naprawdę. Dlaczego tego nie robi? Ależ robi to, oczywiście, że robi. Tylko, wydaje mi się, że nie zawsze właściwie. Problem zaczyna się wówczas, kiedy aby poznać samego siebie, za bardzo wsłuchujemy się w opinie innych. Jakbyśmy, za wszelką cenę, chcieli spojrzeć na siebie cudzymi oczami. Tylko, że tego nie da się zrobić. Najprostszy przykład – jeśli masz pięcioletnie dziecko i nastolatka, to w oczach pierwszego jesteś pierwszą osobą po Bogu, w oczach drugiego – totalną porażką. Możesz oczywiście zignorować opinię jednego z nich. I najczęściej tak właśnie postępujemy, popadając albo w samozadowolenie, albo w smutek i złość.

Za bardzo zwracamy uwagę na etykiety jakie inni nam, i my sami sobie przyklejamy. Prezydent, kurwa, doktor, szmaciarz, biznesmen, kolaborant, prałat, hycel… Jedne mają tchnąć w nas poczucie dumy, celem innych jest, aby nas przyhamować (zdołować). Tymczasem - niezależnie jakim ktoś obdarzy mnie epitetem, albo da mi do zrozumienia jaki jestem - moja istota pozostanie i tak niezmieniona. To znaczy – powinna pozostać.

Niestety, każdy z nas, w jakimś stopniu – mniejszym, większym - jest podatny na sądy innych ludzi. Od czego ten stopień jest zależny? Jeśli widzę, że za bardzo biorę sobie do serca to, co ktoś o mnie powiedział, przeżywam to tak, że czasem nie mogę sobie z tym poradzić, to znaczy, że... właściwie nie znam siebie. I, że cały czas usiłuję się identyfikować, konfrontować z opiniami innych. I niestety, nie zmieniając metody, nigdy mi się nie uda w ten sposób siebie poznać, bo oczu, które na mnie codziennie patrzą są setki.

Na czym polega ta nieskuteczna metoda? Jeśli nie mam wiedzy na swój temat, to wówczas używam sonaru emocjonalnego. Nieustannie wysyłam fale w kierunku innych osób i patrzę na ich reakcje. Ale obraz który otrzymuję jest bardzo chwiejny, bo obiekt, od którego odbija się fala, też nie jest stabilny. Jak na mnie reagujesz – pytam mową swego ciała i zakamuflowanym słowem? Czy jestem w twych oczach atrakcyjny, inteligentny, dowcipny? Oczekuję potwierdzenia. Tymczasem sygnał, który powraca sprawia, że wciąż jestem niepewny. Więc ponawiam go. Można tak robić aż do śmierci.

Ale, kiedy ktoś powie o mnie zupełną nieprawdę, na przykład że jestem transwestytą, to mnie to nie rusza, bo doskonale wiem, że jestem (jak to powiedziała kiedyś z niesmakiem pewna feministyczna pisarka) białym, heteroseksualnym mężczyzną. Moja żona słysząc to stwierdziła, że to powód do dumy. Tymczasem to nie jest ani powód do zadowolenia, ani wstydu. To fakt. Gdy tytułują mnie „prawnikiem”, to też wiem, że wprawdzie nim byłem, ale nie jestem. To także nie jest dla mnie powód do dumy, ani też do zawstydzenia. Jeśli jestem o sobie czegoś pewien, jeśli coś na pewno wiem na swój temat – na przykład, że jestem niefrasobliwy - to nie dotknie mnie to, kiedy ktoś powie o mnie, że jestem niepoważny. Najgorzej, gdy chcę to ukryć przed innymi. Innymi? Nie! Ja chcę to ukryć przed sobą.

Najważniejsze to wiedzieć kim się jest. Znać swoje silne i słabe strony. Podobnie jak z tą szkatułką pełną monet. Gdy wiem z jakiego są kruszcu, oraz jaki jest jego kurs, to wiem co za nie mogę kupić. Znam ich wartość. Tak samo, gdy znam siebie, to znam też własną wartość. To powoduje, że opinie innych działają na mnie tylko w niewielkim stopniu.

A co, jeśli poznam siebie, a jakaś opinia nadal mnie zaboli?

To doskonale. Bo to znaczy, że muszę się jej przyjrzeć. Jej, oraz emocji jaką wywołała. Zostało bowiem odkryte coś, czego jeszcze o sobie nie wiem.

Czy to nie fascynujące?

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (9 głosów)

Komentarze

"Gdybym zapytał siebie: kim jestem? …"

Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo rzutuje na przyszłość dziecka pozornie niewinne powiedzenie: "Jak będziesz niegrzeczny, mamusia/tatuś przestanie ciebie kochać".

Dorasta takie dziecko w błędnym przekonaniu, że na miłość (przyjaźń) trzeba zasłużyć.

Zasługiwanie jest jednak uciążliwe, człowiek zaś bardzo sprytny, nauczył się więc zakładać teatralną maskę, by podawać bliźniemu siebie nie takim jakim jest, lecz takim, jakim chciałby być.

Prócz tego, że stara się w ten sposób na miłość innych zasłużyć, również i on swoją miłością obdarza tylko tych, którzy na jego miłość zasługują.

Tyle, że tamci również zakładają maski, podając siebie takimi, jakimi chcieliby być.

Budują więc ludzie przyjaźnie, do których wnoszą swoje deficyty (mniemania o sobie), które to przyjaźnie podczas próby przemieniają się nierzadko w dozgonną wrogość.

Tak rozpadają się małżeństwa.

Prawda o sobie, choć bardzo pożyteczna, nie jest miła. Burzy przy tym wcześniej ustalony "porządek" myślowy. Toteż wejście na drogę poznawania prawdy o sobie poprzedza zazwyczaj jakiś życiowy dramat, który taką decyzję wymusza.

dratwa3

Vote up!
6
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1642490

Witaj. To prawda, że łatwiej wejść na drogę prawdy o sobie, gdy przeszło się jakąś traumę. Ale maski są głównie miłe dla pantoflarzy i szlafrokarzy.  Dla tych co chcą tkwić we własnym smrodku, bo jest im tam ciepło. Ci co są ciekawi świata powinni być ciekawi też i siebie. Serdecznie pozdrawiam

Vote up!
4
Vote down!
0
#1642506

Ciekawsza jest jednak "prawda o innych" od prawdy o sobie. Ta pierwsza podnieca, druga zaś, przynajmniej na początku tej drogi, zasmuca. Dopiero z czasem staje się ciekawa.

Również ciepło pozdrawiam.

dratwa3

Vote up!
2
Vote down!
0

Wolność słowa bez odpowiedzialności za słowo staje się słowną chuliganką.

#1642507

Powyższy fragment biblijnego cytatu. Wszyscy chyba znamy TE słowa z Księgi Ksiąg. Cały TEN cytat, z którego ja przytoczyłem tylko fragment, początek. Nasze czyny - TE OWOCE świadczą o nas. I TO  jest PRAWDA, i tylko PRAWDA.

Można wiele dywagować w tym temacie, ale to niczego nie zmieni. Jesteśmy tacy jacy jesteśmy, jak postępujemy w życiu, co czynimy na tej naszej drodze i jak. Każdy czyn, każdy uczynek, czy dobry, czy zły, świadczy o tym jacy jesteśmy.

Tylko tyle i aż tyle. 

Vote up!
1
Vote down!
0
#1642524