Feminatywum

Obrazek użytkownika gps65
Humor i satyra

Język jest niesprawiedliwy i seksistowski. Niektóre nazwy zawodów czy urzędów mają tylko męskie formy, a nie mają żeńskich i na odwrót. Na przykład prezydent i przedszkolanka. Nie ma osobnego słowa na kobietę głowę państwa i mężczyznę opiekującego się dziećmi w przedszkolu. Więc niektórzy próbują takie słowa wymyślać i propagować.       Ale są niekonsekwentni, bo jak już robimy porządek z językiem, to róbmy to porządnie, do końca.

       Gdy dorobimy do nazwy zawodu żeńską końcówkę, to ograniczamy zbiór danych osób do kobiet, a tymczasem bez końcówki, to był zbiór ludzi dowolnej płci.

       Gdy powiemy: ”fizycy” to oznacza to zbiór wszystkich ludzi zajmujących się fizyką – i kobiet, i mężczyzn. A „fizyczki” to w pierwszym znaczeniu kobiety nauczycielki fizyki, a w drugim kobiety zajmujące się w ogóle fizyką. Jeśli tak, to brakuje słowa na mężczyzn zajmujących się fizyką. A jeśli zmienimy znaczenie słowa „fizycy” na mężczyzn zajmujących się fizyką, to zabraknie słowa na ogół fizyków.

       Samo dodanie słowa „fizyczki” nie likwiduje niesprawiedliwości i seksistowskiego charakteru języka - bo fizyczki to tylko kobiety a fizycy to wszyscy. Dodanie słowa „przedszkolanek” nie rozwiązuje problemu, bo trzeba jeszcze nazwać ogół opiekunów dzieci w przedszkolu.

       Więc nie wystarczy wymyślić nowego słowa na kobiety lub mężczyzn danej grupy, trzeba jeszcze dodać słowo na ogół. Tworząc nowe feminatywy trzeba też stworzyć menonatywy i/lub ogólnonatywy - powinny być trzy słowa. Na przykład: fizykaliści, fizycy, fizyczki, albo: fizycy, fizykowie, fizyczki. No i może: przedszkolowie, przedszkolanie, przedszkolanki…

       Jeszcze gorzej jest z nazwami urzędów - na przykład prezydent, poseł, minister, wójt, wojewoda. Tu możemy mieć ogół ministrów, ministra kobietę, ministra mężczyznę i urząd ministra, co do którego nie wiadomo jeszcze czy zasiada na nim kobieta czy mężczyzna - potrzeba więc czterech słów. Ministr, ministra, minister, ministerka, ministżyca, ministrzy, ministerzy, ministerowie - tu wybór jest. Ale co z wójtem? Wójtostwo - urząd, wójt - mężczyzna, wójcina - kobieta, wójty - ogół wójtów i wójcinek. Wszystkie te słowa trzeba rozpracować.

       Wszystkie słowa da się wymyślić, bo są na to tradycje. Kobietę papieża nazywamy „papieżycą” – i tę formę żeńską proponuję zaadoptować do innych zawodów. Uważam, że fejsbuk jest kobietą, bo to sztuczna inteligencje, czyli ona - i dlatego nazywam ją „fejsbużycą”. Myślę, że na kobietę premiera dobrą nazwą byłaby: „premieżyca”. No i dalej mamy: „ministżycę”, „wójcieżycę”, „wojewodzicę”, „poślicę”, „doktożycę”, „chirurgicę”, „filolożycę”. A mężczyzna to oczywiście wiedźmin i strzyg.

       O problemie z dziećmi, czyli konieczności dołożeniem formy nijakiej, nie wspominam, bo póki co wolno dzieci poniżać brakiem odpowiedniej formy, bo są po prostu małe i głupie. Ale postęp następuje nieubłaganie i niedługo powstaną polityczne ruchy infantynizmu (nie mylić z infantylizmem) domagające się swoich końcówek. Są przecież znane 14-letnie dziewczynki fizyczki – trzeba by je nazwać fizyczęta.

       Jak już to wszystko rozwiążemy, to należy przystąpić do wymyślenia słów dla osób, które nie mogą się zdecydować czy są mężczyznami czy kobietami. Toalety muszą mieć osobne, to i słowa powinni (powinne?) mieć różne. Toaleta jest męska i żeńska – a jak nazwać tę dla niezdecydowanych? Dobrze, że u nas operujemy symbolami - mamy już kółko i trójkąt, więc te dodatkowe płcie dostaną następne figury, których jest multum: romby, trapezy, elipsy, kwadraty, prostokąty, wielokąty…

Grzegorz GPS Świderski

PS. Notki powiązane:

3
Twoja ocena: Brak Średnia: 2.8 (9 głosów)

Komentarze

Józef Mackiewicz – Droga donikąd (fragment “na czasie”)

“Otóż bolszewicy doszli na podstawie studiów bardziej praktycznych niż teoretycznych, że skoncentrowane kłamstwo ludzkie posiada siłę, której granic na razie nie znamy, że można dokonać przewrotu gruntownego w takich dziedzinach, jak mowa ludzka, znaczenie słów itd. – Tadeusz zatrzymał się pośrodku pokoju, uniósł głowę i wskazał palcem sufit:
- Jeżeli ty albo ja, albo ktoś z normalnych ludzi w normalnych warunkach zechce na przykład zełgać, że sufit jest nie biały, a czarny, to rzecz wyda się nam zrazu bardzo trudną. Zaczniemy od kołowania, chrząkania, wskazywania na cienie po jego rogach, będziemy tłumaczyć, że w istocie swej nie jest on już tak zupełnie czysto biały… Jednym słowem, będziemy się posługiwać skomplikowaną metodą, która zresztą nie doprowadzi w końcu
do celu, bo nikogo nie przekona my, że sufit jest czarny. Co robią natomiast bolszewicy? Wskazują sufit i mówią od razu: “Widzicie ten sufit… On jest czarny jak smoła”. Punkt, dowiedli od razu. Ty myślisz, że to jest ważne dla ludzi, że prawda jest odwrotna? Zapewne tak myślisz. A oni się przekonali na podstawie praktyki, że to wcale nie ważne. Że wszystko można twierdzić i że twierdzenie zależy nic od jego treści, a od sposobu jego wyrażenia. I oto widzimy jak dochodzą do następnego etapu, powiadając do ludzi tak: “A teraz wyobraźcie sobie, że istnieją podli kłamcy, wrogowie wszelkiej prawdy naukowej, postępu i wiedzy, którzy tak nisko upadli w swym nikczemnym zakłamaniu za pieniądze kapitalistów, że ośmielają się łgać w żywe oczy, że sufit jest biały!” I zebrany tłum wyrazi swe oburzenie, wzgardę, a nawet śmiać się będzie i wykpiwać tak oczywiste kłamstwa tych wrogów prawdy… My sądzimy dotychczas, że oni mogą wyczyniać takie seanse zbiorowej hipnozy tylko u siebie po uprzednim zmaltretowaniu swoich obywateli. Nic podobnego. Oto przychodzą do nas i wydają na przykład broszurkę o tym, co u nas się działo. Dla nas o nas samych. Ja tobie zaraz pokażę. – Wyjął z podręcznej teczki małą, szarą książeczkę.
- Co to jest? – spytał Paweł, który wpółleżąc na kanapie i słuchając Tadeusza zabawiał się gładzeniem kota, a teraz wyciągnął rękę po broszurę. Dziełko wydane zaraz po wkroczeniu armii czerwonej w granice wschodniej Polski w r. 1939, nosiło tytuł “Zapadnaja Biełaruś”. Na odwrocie okładki: “Państwowe wydawnictwo literatury politycznej. 18 drukarnia moskiewskiego trestu politgrafiki. Nakład 100 tysięcy”. – Widziałem to – rzekł Paweł zwracając.
- Czytałeś?
- Nie.
- To posłuchaj: “W Polsce istniało takie prawo, że gdy zaskrzypi koło u wozu chłopskiego, niepokojąc sen obszarnika, chłop musiał płacić 7 złotych sztrafu. Obszarnik miał prawo bić chłopa aż do utraty przytomności, zabrać odeń ziemię i cały inwentarz za długi – zupełnie bezkarnie i bez żadnego sądu… Robotnik pracował więcej niż 20 godzin na dobę… W armii panował system kar cielesnych, bito pałka mi… żydzi mogli chodzić tylko po niektórych ulicach, po innych nie mieli prawa…” Paweł roześmiał się szczerze.
- Ty się śmiejesz? Śmieje się może jeszcze kilku, do słownie. Ci, którzy jeszcze rozumują starymi kategoriami, kiedy to twierdziliśmy, że podobna lektura byłaby lekturą humorystyczną. W tym tkwił właśnie nasz błąd. To nie jest literatura humorystyczna. Oni to kolportują u nas masowo i… ludzie się nie śmieją. Nie do pomyślenia? – mówisz. – Owszem, to jakby na przykład wydać w Londynie książkę, że przechodnie nie mieli prawa mijać pałacu królewskiego inaczej, jak na przykład na klęczkach albo coś w tym rodzaju. Zaręczam lobie, że też nie będą się śmiali, gdy zostaną zagarnięci przez bolszewików. Zaręczam. “Nie do pomyślenia” może być coś jedynie póty, póki istnieje możliwość wytknięcia tego kłamstwa palcem. Z chwilą Jednak gdy palec zostanie sparaliżowany, wszystko staje się do pomyślenia. Oni o tym właśnie wiedzą.
- No, ale poza granicami…
- Co poza granicami? Zaprzeczenie każde stwarza jedynie sporność sprawy. I wiele milionów powie sobie: “Ostatecznie, nie ma dymu bez ognia”… Otóż bolszewicy stworzyli: dym bez ognia. To są rzeczy genialne, mój drogi! Sto tysięcy nakładu dla rozpowszechnienia w naszym kraju, który jeszcze pół roku temu wiedział, jak było naprawdę!
-Schował broszurę i wyjął inną książeczkę, w czerwonej, płóciennej okładce.
- Co ty za bibliotekę wozisz ze sobą? – zażartował Paweł.
- A to, dla pewnych celów… misyjnych – odpowiedział Tadeusz tym samym tonem. – Ty może myślisz, że oni tak piszą tylko na najniższym szczeblu propagandy? – Ciągnął dalej. – Więc posłuchaj wielkiego pisarza Maksyma Gorkiego, jak on pisze o świecie niesowieckim: “…I cóżbyście robili, gdybyście nie umieli łgać?!… Ogromną zasługą władzy sowieckiej jest stworzenie takiej prasy, która szeroko zaznajamia ludność z życiem całego
świata i demaskuje kłamstwa tego życia… Fakt znamienny tego świata, to wrogi stosunek do myśli…”
- Oj, dosyć – Paweł zrobił ruch ręką.
- Ty możesz sobie na to pozwolić, żeby przerwać, ale miliony i miliony muszą słuchać podobnych rzeczy, muszą. W głowie zaczyna się kręcić. Jakaż może być dyskusja, gdy wszystko postawione jest właśnie do góry nogami. Słowa mają tu znaczenie odwrotne albo nie mają żadnego. Odbierz ludziom pierwotny sens słów, a otrzymasz właśnie ten stopień paraliżu psychicznego, którego dziś jesteśmy świadkami. To jest w swej prostocie tak genialne, jak to zrobił Pan Bóg, gdy chciał sparaliżować akcję zbuntowanych ludzi, budujących wieżę Babel: pomieszał im języki.
- Więc jakiż jest, twoim zdaniem, sposób przełamania tego zbiorowego paraliżu, wywołanego hipnozą kłamstwa?
- W każdym razie nie można go szukać na drodze polemiki. Sam fakt bowiem polemiki wciąga w orbitę i prze nosi nas w płaszczyznę bolszewickiego absurdu.
- Więc jaki? Powiedz.
- Należy go szukać na drodze równie prostych odruchów psychicznych: strzelać!
Paweł usiadł i oderwał rękę od kota:
- Jak to, strzelać? Do kogo?
- Zwyczajnie. Po prostu. Do bolszewików.”
 

Vote up!
1
Vote down!
0

panMarek

#1611320