Przypadki

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Jadłem obiad w barze. Późny. Był już wieczór, ale bardzo ciepły. Wyszedłem, z posiłkiem na zewnątrz. Zająłem miejsce przy ulicy. Tylko ono było wolne.
Przyjechał jakiś autobus. Wróciły nim dzieci z kolonii, albo z wycieczki. Przez drogę wiodły pasy. Z światłami. Gdy podeszły do nich dzieci akurat się włączyło czerwone. Więc, czekały. Rodzice także. Tyle, że po drugiej stronie ulicy. A światło się nie zmieniało. Ciągle czerwone. Bo czas w zależności od sytuacji różnie płynie. Dla człowieka niecierpliwego, wolno. A gdy się ma lat kilkanaście to nawet bardzo wolno. Każda minuta trwa wieczność.
Jeda z dziewczynek miała już dość czekania. Gdy tylko ujrzała rodziców dała nura pod łańcuchami odgradzającymi jezdnię od chodnika. Wprost pod nadjeżdżający samochód. Byłem w szoku. Nie mówiąc o rodzicach. Kierowca też był. Zawieziono go do szpitala.
Inny wypadek. Kierowca samochodu mocno uderzył w rower. Jadący rowerem młody chłopak zginął na miejscu. Chociaż to była bezprzecznie wina kierującego samochodem to w ciągu następnych miesięcy widywałem go wielokrotnie na mieście. Wolnego.
Siedziałem sam przy stoliku. Wieczór był ciepły. Powoli sączyłem piwo. Stolik obok siedział ten, którego tak łagodnie potraktował sąd. Nie sączył piwa tak powoli jak ja. Powiedziałbym nawet, że pił dużo. Jak i jego koledzy. Przyjechał samochód. Wsiedli do niego i dosyć długo nie odjeżdżali. W końcu odjechali, ale w już uszczuplonym składzie. Bo jednego za coś wywalili z auta.
Kierowca też był pod wpływem. Pojechali na pobliską dyskotekę. Szybko. Gdy się zbliżali do zakrętu, jeden z pasażerów pochwalił się kierowcy, z jaką prędkością ten zakręt kiedyś pokonał. Kierowca chciał być lepszy, ale mu się nie udało. Samochód uderzył w drzewo z taką siłą, że przecięło go na pół. Trzech zginęło od razu, Czwarty trochę później. Zdążył jeszcze porozmawiać, z moim kolegą. Wojskowym lekarzem. Potem miał krwotok wewnętrzny. Ciekaw tylko byłem jak na to zareagował ten wyrzucony? Chyba nie miał pretensji?
Kolega marzył o pewnym luksusowym, ze sportowym zacięciem, samochodzie. Wreszcie było go na niego stać. I go kupił. Ale gdzie go wypróbować? Bo na zwykłej drodze, czy nawet autostradzie nie dało by rady.
W pobliżu była nowa, nieuczęszczana droga. Wiodła do nie otwartego jeszcze przejścia granicznego. Dlatego była nie uczęszczana. I właśnie na niej się rozpędził. Ta droga się krzyżowała, z inną. Jak najbardziej używaną. A po niej jechał inny samochód. Nawet się nie zatrzymał przed nową drogą. Bo i po co? A nawet jeśli spojrzał, to za wiele nie zdążył zobaczyć.
Jeśli jest prawdą, że człowiek dostaje od życia tylko to na co zasłużył, to w tych przypadkach ja znalazłem tylko taki jeden przykład.

Brak głosów

Komentarze

Opowiadał mi znajomy, że jeden z jego kolegów dostał w spadku, starego golfa. Auto miało ponad dwadzieścia pięć lat i było prawie nieużywane. Bowiem testator początkowo niewiele nim jeździł, a później długo chorował. Oczywiście w żadnej naprawie auto nie było - wszystkie części były oryginalne, tak jak wyjechało z salonu. 

Kolega znajomego przeczytał gdzieś, że zakłady Volkswagena kolekcjonują takie egzemplarze i w zamian za stary samochód - warunek, że "na chodzie" i nie stuknięte - dają najnowszy egzemplarz tej samej lub podobnej marki.

Szczęśliwy posiadacz przyszłego golfa "czwórki" (super xtl id 16v extra turbo sport) chciał się pochwalić przed kolegami, więc wybrał się starym samochodem na miasto.

Dalszy ciąg łatwo odgadnąć - opony też miały ponad dwadzieścia pięć lat...

Vote up!
0
Vote down!
0

<p>ro</p>

#372359