Za granicą

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Pojechałem na południe. Mimo wczesnej pory roku było tam ciepło. Nawet bardzo. Miałem na sobie letnie ubranie. Ale i tak mi ono wiele nie pomogło. A tubylcy w swoch płaszczykach zapiętych pod samą szyję i szalikach wyglądali wprost groteskowo. Tylko nie mogłem zrozumieć dlaczego się tak na mnie gapią?
Pojechałem na północ. Było chłodno. Nie zimno, ale właśnie chłodno. Mimo późnej wiosny. A miszkańcy chodzili roznegilżowani. Od samego patrzenia robiło się mi zimnej. Zwłaszcza od patrzenia na rowerzystów.
Szwecja. Myślałem, że już mnie nic nie zadziwi. W końcu tuż za miedzą mamy bogatych sąsiadów. A jednak! Niemcy to pedanci. Wszystko musi być wykonane idealnie. No, a tutaj niekoniecznie. Kolega malował okna. Szyby zabezpieczył przed pochlapaniem farbą. Na to wszystko wszedł właściciel i się oburzył. Nie po to płaci tak duże pieniądze za ręczną robotę, by tego nie było widać. Folia ochronna wylądowała, więc, w koszu. Aha. Włosy wypadające z pędzla też musiały być widoczne.
Pojechałem, z jednym z pracowników, do zleceniodawcy. Robić mu drzwi. Zleceniodawcą był znany lekarz z Sztokholmu. Mówił po angielsku. Szybko. Kolega tylko słuchał i czasami wtrącał "o'kej". Byłem zaskoczony, że wszyscy znają ten język. U Polaków była to do tej pory rzadkość. Przynajmniej tak mi mówiło doświadczenie.
Drzwi były duże, dwuskrzydłowe. Nawet nic nie pomagałem fachowcowi z którym przyjechałem. Bo co ja elektryk mógłbym pomóc przy takich pracach? Bym tylko przeszkadzał. Ale język trochę znałem. Kiepsko, bo kiepsko. Mniej więcej rozumiałem o czym lekarz mówi. Między innymi mówił o tym w którym kierunku te drzwi mają się otwierać.
Gdy patrzyłem na zawiasy coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Spytałem się więc o to fachowca. Odpowiedział mi: o'kej. Niedługo się osobiście przekonałem co to znaczy "o'kej".
Wrócił z pracy lekarz. Spytał się nas czy drzwi zostały zamontowane? Uslyszał jeszcze jedno "o'kej". Ucieszył się. Chyba. Tak myślę, bo był uśmiechnięty. Przynajmniej do czasu otwarcia drzwi. A trzeba przyznać, że zrobił to z hukiem. Dosłownie. Jak w nie p... przywalił to aż gdzieś zabrzęczało.

Brak głosów