Sywester

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Był ostatni dzień roku. Wybrałem się do sklepu po zaopatrzenie. Kupiłem litr wódki i trzylitrową butlę "szampana". Różowego. Oraz pół litra denaturatu. Może to trochę dziwnie wyglądało w sklepie, ale gospodyni mnie o to poprosiła.
Do mojego pokoju zapukał gospodarz. Postawił na stoliku pól litra wódki. Wypiliśmy za nowy rok. Potem ja postawiłem butelkę. I następną. Ale obowiązki przede wszystkim. Obiecałem koledze, że mu przywiozę z Niemiec karton piwa. Dwadzieścia cztery sztuki. Przedtem zajrzałem do innego kolegi. Przebywał w barze.
Samochód postawiłem przed barem i szybko do niego wbiegłem. I równie szybko wybiegłem. Bo chciałem raz dwa załatwić sprawę piwa. Był przecież sylwester. I nie zauważyłem, że ktoś postawił za moim samochodem swój. To znaczy zauważyłem, ale trochę za późno.
Uderzyłem go hakiem holowniczym. Prawie przełamałem w pół. Wyszedłem, aby zobaczyć co było przyczyną takiego wstrząsu. A gdy już zobaczyłem to jeszcze szybciej pojechałem do kolegi z tym piwem. Kilkdziesiąt kilometrów. Z tego wszystkiego zapomniałem zatankować paliwa do swojego auta.
Zatrzymałem się na środku drogi, pomiędzy dwoma miastami. Z powodu braku benzyny. Zaraz za zakrętem. I jak to pijany nie zdawałem sobie kompletnie sprawy, z niebezpieczeństwa. Nawet udało mi się zatrzymać inny samochód i zatankować. Pojechałem, więc, dalej.
Kolegi nie zastałem i piwa mu nie zostawiłem. Musiałem wracać nazad. Po przyjeździe do swojej miejscowości postanowiłem piwa dłużej już nie wozić. I je wszystkie wypiłem. Sam i do ostatniej puszki.
Nadszedł Nowy Rok. Szampana, tego różowego, postanowiłem wypić u znajomego. Pojawiła się tam też koleżanka jego córki. W białej, nowej kurteczce. Po otwarciu przeze mnie szampana kurtka jakby trochę zmieniła kolor. Stała się taka bardziej różowa. Może Doda by się ucieszyła, ale ona nie za bardzo. Pojechałem, więc, do innych swoich znajomych.
Na wstępie wypiłem "karne". Parę kieliszków wódki. Potem już piłem normalnie. Opuściłem ten gościnny dom nad ranem. Samochodem. Jechałem nim wolno i ostrożnie. Bo w nocy chwycił duży mróz i droga aż się błyszczała od lodowej warstewki.
Na drogę mi się wtoczył pijany gość. Żeby go nie zabić, gwałtownie skręciłem. No, i uderzyłem w jakiś budynek. Jechałem co prawda wolno, ale i tak go kompletnie rozbiłem. Samochód.
Z samochodu wyciągali mnie policjanci. Skąd się tak szybko wzięli na miejscu wypadku? Wkrótce wiedziałem. Pijany okazał się być policjantem, budynek - komendą policji, wyciągający mnie z samochodu - kolegami z pracy tego pijanego. Co prawda zbadano mnie alkomatem, ale nie ukarano. Spędziłem tylko do rana czas na komendzie. Potem mnie wypuszczono.
Do domu nie mogłem się dostać, bo zapodziałem gdzieś klucze. Zostawiłem je zapewne w kurtce. A ją także gdzieś zapodziałem. Byłem tylko w samym garniturze i półbutach. Gdyby mnie nie wpuściła do domu gospodyni, to niechybnie bym zamarzł.Spytała się mnie tylko jak spędziłem sylwestra. Dobrze. Na niebiesko.
Mój kierowca, z troską w głosie, powiedział:
- Nie myśl o tym rozbitym aucie. I tak nic to nie da.
Więc starałem się nie myśleć. Nawet zacząłem czytać książkę. Co jakiś czas zaglądał do mnie kierowca i mówił:
- Tylko nie myśl o samochodzie!
I mi przypominał. Aż mnie ściskało. Myślałem, że się wykończę. Ale cel, można by tak powiedzeć, został osiągnięty. Sylwestra miałem niezapomnianego.
P,S
Przypominam, zwłaszcza przedstawicielom tak zwanego wymiaru sprawiedliwości, że wszystkie opisane przeze mnie w tej notce zdarzenia są fikcyjne!!!

Brak głosów