Kabaret
Było już po północy. Nie mogłem zasnąć. Więc wybrałem się na miasto. O tej porze był czynny tylko jeden lokal. I tam poszedłem. Wszystkie stoliki były zajęte. Przysiadłem się do jednego. Trzy osoby już tam siedziały. Wesołe towarzystwo. Chyba. Bo ja cały czas gadałem. Po jakimś czasie poszedłem po coś do bufetu. Urzędowała przy nim znajoma właścicielka lokalu. Zadała mi pytanie:
- Skąd go znasz?
- Kogo?
- No, jego.
Przyjrzałem się uważnie osobom, z którymi siedziałem przy stoliku. No, tak! Jak mogłem nie zauważyć? Jednym, z tam siedzących, był popularny kabareciarz. Nawet ja o nim słyszałem. Barmanka poprosiła mnie, abym jej załatwił jego autograf.
W końcu musiałem wracać z powrotem do stolika. Taki wesoły już nie byłem. Gdy mnie o to zapytano, odpowiedziałem jak zwykle:
- Chyba zapomniałem wyłączyć żelazko.
Ale autograf załatwiłem.
Zadzwoniła do mnie dawno niewidziana kuzynka. Widocznie obracała się w środowisku kabaretowym, bo zaproponowała mi napisanie jakiegoś wesołego tekstu. O wymienionych przez nią znanych osobach nawet nie słyszałem. Co ją trochę zaskoczyło. Dopiero niedawno zobaczyłem w telewizji jak w ogóle wyglądają. Kuzynka się już nigdy nie odezwała. Różnie to w życiu bywa.
Kabarety. Tematy same się pchają. I to nie tylko w naszym kraju. Akurat w tv leci film z Brucem Willisem. Chyba coś, z popularnej serii filmów "Szklanką po łapkach". Albo jakoś tak podobnie. Scenarzysta u niego to się raczej nie napracuje. Powinien tylko pamiętać, że Bruce w czasie filmu ma stracić kilkadziesiąt litrów krwi. No, i oczywiście wygrać. Nie zaszkodzi jak spadnie z wysokości. Chociażby z marnych kilkudziesięciu pięter. Nic mu nie będzie i się nie zabije, co najwyżej trochę posiniaczy. Przy okazji zagra cały film miną numer dziewiętnaście. Tą z repertuaru wszystkich amerykańskich bohaterów.
Przełączam kanał. Następny bohater. Rambo. Aż dziw bierze, gdy patrzę na to co wyczynia, że nie wygrał w pojedynkę wojny w wietnamie. No, może na spółkę, z tym zaginionym w akcji. Kładę to na karb tego, że w USA bohaterów to jest na pęczki. No, i ci bohaterowie wchodzą sobie w drogę, przeszkadzają sobie. U nas tego nie ma. I nie było.
Wiadomo każdemu, że 2-gą wojnę światową wygrali czterej pancerni i ich pies. No, może jeszcze przyczynił się do tego Kloss. Jestem, z tego niezmiernie dumny. Gdy ostatnio oglądałem pierwszy z tych seriali, rzuciła mi się w oczy pewna rzecz. Jacy ci nasi wrogowie głupi. Aż dziw bierze, że swego czasu trzęśli połową świata. A co myśleć o ich przeciwnikach? Którzy sobie z takimi cieniasami nie dali rady?
Leżałem na ortopedii. Zbyt wielkiego wyboru, w kwestii kanałów tv, nie miałem: do końca wojny było parę miesięcy. Nasi bohaterowie zostali ranni. Niektórzy ciężko. Mimo tego prędko wyzdrowieli i przyczynili się do zwycięstwa. O takich sukcesach we współczesnej medycynie można teraz tylko pomarzyć.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1306 odsłon
Komentarze
Marian, - zatem fikcja przeplata się z paskudną rzeczywistością
19 Lipca, 2013 - 15:34
Pozdrawiam Cię serdecznie z 10,
________________________
"Stan skrajnej niewiedzy czasem potrafi doprowadzić
do stanu skrajnego ogłupienia". (Satyr)