Wirusokalipsa. O potrzebie bicia się w głowę
Historia Europy w ciągu ostatniego tysiąclecia (+20 lat) dobitnie wskazuje na „głód apokaliptyczny” sporej części ludzkości.
Jak każdy religijny odpał* swoje źródło ma w Biblii.
Konkretnie w najbardziej tajemniczej księdze – Apokalipsie św. Jana. Mocno rozczarowany byłby jednak ten, kto oczekiwałby jakiejś pogłębionej egzegezy tej Księgi ze strony religijnej szurlandii.
Mimo wyzywania Prymasa Polski od „pseudoteologów” rodzime szury skupiają się wyłącznie na symbolice Czterech Jeźdźcach Apokalipsy i to dokonanej przez… lewicującego antyklerykała i agnostyka!
Po prostu - brawo WY! ;)
I ujrzałem: gdy Baranek otworzył pierwszą z siedmiu pieczęci, usłyszałem pierwsze z czterech Zwierząt mówiące jakby głosem gromu: «Przyjdź!».
I ujrzałem: oto biały koń, a siedzący na nim miał łuk. I dano mu wieniec, i wyruszył jako zwycięzca, by [jeszcze] zwyciężać.
A gdy otworzył pieczęć drugą, usłyszałem drugie Zwierzę mówiące: «Przyjdź!». I wyszedł inny koń barwy ognia, a siedzącemu na nim dano odebrać ziemi pokój, by się wzajemnie ludzie zabijali – i dano mu wielki miecz.
A gdy otworzył pieczęć trzecią, usłyszałem trzecie Zwierzę, mówiące: «Przyjdź!».
I ujrzałem: a oto czarny koń, a siedzący na nim miał w ręce wagę.
I usłyszałem jakby głos w pośrodku czterech Zwierząt, mówiący: «Kwarta pszenicy za denara i trzy kwarty jęczmienia za denara, a nie krzywdź oliwy i wina!».
A gdy otworzył pieczęć czwartą, usłyszałem głos czwartego Zwierzęcia mówiącego: «Przyjdź!». I ujrzałem: oto koń trupio blady, a imię siedzącego na nim Śmierć, i Otchłań mu towarzyszyła. I dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta”
(Ap 6, 1-8).
Kim byli, a raczej kim mają być Jeźdźcy?
Z imienia znamy bowiem tylko ostatniego. Jest nim Śmierć. Natomiast pierwszy jeździec bywał utożsamiany z Chrystusem bądź Antychrystem.
Trwale w kulturze masowej połączył go z Zarazą dopiero hiszpański pisarz przełomu XIX i XX wieku Vicente Blasco Ibáñez.
W pochodzącej z 1916 r. powieści Czterej Jeźdźcy Apokalipsy (Los cuatro jinetes del Apocalipsis) opisał jeźdźca na białym koniu rozsyłającego za pomocą łuku śmiertelne strzały, zarażające ofiary śmiertelnymi chorobami.
Co prawda najwybitniejszy anglikański komentator Apokalipsy Edward Bishop Elliott głosil, że Apokalipsa św. Jana jest niczym innym, jak symboliczną historią Rzymu zawartą pomiędzy I a II Przyjściem Chrystusa, jednak nawet w Anglii ta egzegeza została wyparta na rzecz teorii hiszpańskiego lewicowca.
Lud nie ma wątpliwości – pierwszy Jeździec to Zaraza.
I szlus.
I tej wersji trzymają się właśnie nasze religijne szury.
Ot, wystarczy taki tekst czechowickiej heretyczki:
Roberto de Mattei, wybitny włoski historyk, przewodniczący i założyciel Fundacji Lepanto (stowarzyszenia katolików świeckich w obronie cywilizacji chrześcijańskiej), napisał fascynujący tekst o tym, czy koronawirus jest Bożą karą za grzechy ludzkości.
Nie wiem, skąd Rebeliantka czerpie wiedzę o włoskich historykach. Zapewne jednak taką posiada, skoro pisząc o dr de Mattei nazywa go „wybitnym”.
Może więc należałoby poprosić pannę Górzyńską o napisanie jakiegoś szkicu o włoskiej szkole historycznej?
Ze szczególnym uwzględnieniem historyków mniej wybitnych, złych czy chociaż takich sobie?
Powinna się dzielić wiedzą, jaką niewątpliwie posiada.
Rebeliantki wybitną znajomość historyków włoskich pozostawmy jednak na czasy po zarazie.
Skupmy się na tezach dr de Mattei.
Święty Bernardyn ze Sieny napominał: „Tria sunt flagella quibus Dominus castigat” – trzy są plagi, którymi karze Bóg: wojna, zaraza i głód. Św. Bernardyn należy do grupy świętych, takich jak Katarzyna ze Sieny, Brygida Szwedzka, Ludwik Maria Grignion de Montfort, którzy przestrzegali, że na przestrzeniach historii niewierności i apostazji narodów zawsze towarzyszą klęski naturalne. Miało to miejsce pod koniec chrześcijańskiego średniowiecza i wydaje się, że tak też jest i teraz. Święci, tacy jak Bernardyn ze Sieny, nie przypisywali odpowiedzialności za te wydarzenia sługom zła, tylko grzechom ludzi, które są cięższe, gdy posiadają zbiorowy charakter. Są one tym poważniejsze, jeśli są one tolerowane albo promowane przez władców narodów i rządców Kościoła.
Niestety, de Mattei nie rozwinął dalej tego wątku w sposób należyty.
A szkoda, bo jeśli panepidemia koronawirusa jest KARĄ BOŻĄ, takim rodzajem Potopu, to jakiż jest sens leczyć zarażonych?
To zupełnie tak, jakby Noe zamiast budowania arki wziął się za wznoszenie wałów przeciwpowodziowych i zbiorników retencyjnych.
Bez sensu. Bez nadziei nawet na najmniejszy sukces. A poza tym wbrew woli Boga.
Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną myśl pana doktora.
Bóg jest prawy i sprawiedliwy, daje każdemu to, co mu się należy. Nie tylko karci osoby indywidualne, zsyła także zgryzoty rodzinom, miastom i narodom za grzechy, które popełniają.
Skoro więc Bóg karci osoby indywidualne, a z kontekstu całego artu wynika, że karcenie to odbywa się również przez choroby, to aż strach pomyśleć, jak wielką grzesznicą jest Rebeliantka!
Jak sama zdążyła się już pochwalić w wyniku ciężkiej choroby neurologicznej straciła m. in. oko.
A jej brat?
Czy to tylko zbieg okoliczności, że rany jego kończyn tylnych jątrzą się coraz bardziej wraz z kolportowaniem kłamstwa o skutkach rzekomego pobicia przez policjantów?
„Święte rodzeństwo” zamiast jątrzyć na różnych portalach powinno zatem przeprosić za kłamstwa i zaprzestać głoszenia nieprawdy.
I wtedy nastąpi uzdrowienie.
To nie jedyny logiczny wniosek, jaki nasuwa się po lekturze fascynującego tekstu wybitnego historyka.
Otóż osoby zwracające uwagę Rebeliantce na to, że kłamie od lat nie są wcale jakimiś „hejterami” czy „oszczercami”, ale narzędziami indywidualnej kary, wymierzonej wieloletniej kłamczusze przez Najwyższą Instancję.
Kontrik jako Bicz Boży, a ja - Grom z Jasnego Nieba czy też inny Anioł Zemsty.
Należałoby się także zastanowić, jakie grzechy popełniła matka Rebeliantki i Janusza „proroka” Górzyńskiego, że zostały ukarane w drugim pokoleniu?
I tak możemy bajdurzyć w nieskończoność Czy jednak nie do takich wniosków prowadzi nader obszerny wywód pana doktora?
Aż trudno przeoczyć, że mocno zasadzony jest w powszechnej u zielonoświątkowców, a także w coraz bardziej oddalających się od Kościoła grupach „charyzmatycznych” tzw. teologii sukcesu.
Najkrócej – jesteś zdrowy i masz pieniądze to znaczy, że Bóg cię umiłował i ci błogosławi.
Jako że na brak pieniędzy nie narzekam, z poważniejszych chorób trapi mnie jedynie łupież, na szczęście skutecznie zwalczam go Nizoralem stosowanym raz na tydzień, jestem wg tejże teologii umiłowanym synem bożym, bezgrzesznym na dodatek.
Grzech bowiem niejako z automatu powoduje kłopoty z fiskusem, kontrahentami albo przynajmniej katar.
Nic, tylko mnie złowić, żebym mógł płacić dziesięcinę jakiemuś kolejnemu guru. ;)
Tak właśnie wygląda to całe pseudoteologowanie różnych takich Górzyńskich czy innych Dulów (rym do ciulów chyba jednak nieprzypadkowy).
Dlatego właśnie początek poniżej przedstawionej sceny fani schizmy Górzyńskich i innych wirusokaliptyków powinni puszczać sobie na okrągło.
https://www.youtube.com/watch?v=gUXB_jLiT3A
Kto nie ma czasu oglądać streszczam. Procesja mnichów śpiewa stary, pochodzący z przełomu XVI i XVII wieku motet Pie Iesu… Co kilka kroków uderzają się trzymanymi w rękach drewnianymi tablicami mocno w głowę.
Choć od premiery filmu Monty Pyton i Święty Graal minęło już 45 lat ostatnie wydarzenia dobitnie wykazują, jak bardzo przesłanie powyższej sceny jest ponadczasowe.
Niestety, nie trafia tam, gdzie powinno, a dopóki Polska jest krajem demokratycznym nie sposób skazać „święte rodzeństwo” z Czechowic i ich wyznawców na przymusowe walenie się Biblią w głowę przynajmniej kilka razy dziennie.
A szkoda, bo wtedy byłaby jakaś szansa, że neurony w ich mózgach wreszcie poukładają się tak, jak powinny.
21.03 2020
_________________________
* A przynajmniej zdecydowana większość. Na szczęście mniej niż połowa daje początek mniejszym lub większym schizmom.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1458 odsłon