Tęsknota za PRL. Demokracja walcząca

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Idee

Motto: „Nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd....*

Poniewczasie Tusk zorientował się, że podpisanie prezydenckiego postanowienia (zwane kontrasygnatą) jest wyjątkowo źle odebrane przez jego elektorat.

Po namyśle zatem postanowił… odwołać swój podpis, choć odpowiedni akt prawny został już opublikowany w Monitorze Polskim.

Tymczasem prawnicy dość wyjątkowo zgodni co do meritum orzekli, że takie cuś jest niemożliwe po prostu.

Rzecz jasna innego zdania jest niejaki Bodnar, ale jego coraz trudniej traktować jako poważnego prawnika.

To oczywiście nie koniec. Tusk postanowił dodać odpowiedniej wagi swojej ostatniej błazenadzie.

- Mamy dzisiaj potrzebę działania w kategoriach demokracji walczącej. Pewnie nie raz jeszcze popełnimy błędy albo czyny, które według niektórych autorytetów prawnych będą niezgodne albo nie do końca zgodne z zapisami prawa, ale nic nie zwalnia nas z działania każdego dnia.

Demokracja walcząca zdaniem Tuska zajmuje się likwidowaniem błędów popełnionych przez niego.

Jako żywo przypominają się słowa Stefana Kisielewskiego o socjalizmie, wedle których socjalizm był ustrojem bohatersko zwalczającym trudności, jakie… sam wywoływał!

Po próbie zwalenia winy za podpisanie prezydenckiego postanowienia na ministra, który miał podsunąć dokument do podpisu mamy kolejne wytłumaczenie.

Teraz już Tusk nie jawi się w postaci kolejnego wcielenia długopisu, ale staje do walki w obronie demokracji. ;)

Zastanawia mnie tylko jedno. Otóż Tusk zapowiada zupełnie wyraźnie, że w przyszłości będzie tak on i jego kamaryla popełniać czyny niezgodne wg autorytetów prawnych z przepisami prawa.

Na szczęście powagę tej deklaracji (zamiast państwa prawnego mamy zapowiedź powrotu neobolszewickiej dyktatury) osłabia nieco deklaracja Tuska o działaniu każdego dnia.

Jedno bowiem jest pewne – Tusk nie był, nie jest i raczej już nie będzie tytanem pracy nawet w najmarniejszym zakresie.

Kiedyś jego głównym zajęciem było haratanie w gałę, dzisiaj, mocno już podstarzały, wyjeżdża na urlopy.

Niemniej narracja dotychczasowa o przywracaniu prawa w Polsce bierze w łeb. Zamiast tego Tusk powołuje się na demokrację walczącą.

To takie freudowskie przejęzyczenie, czy też przejaw buty człowieka, który jest przekonany, że wszystko mu wolno?

Nie można przecież udawać, że koncepcja demokracji walczącej należy tylko do historii lewicowej myśli politycznej.

Jej twórca, niemiecki Żyd Karl Loewenstein, opierał się na doświadczeniach lat 1930-tych, gdy wskutek jak najbardziej demokratycznych wyborów po władzę w Niemczech sięgnęła NSDAP.

Chodziło mu o zabezpieczenie Państwa przed wewnętrznym wrogiem. Niestety, koncepcja ta jest żywa również i dzisiaj. Niemiecki politolog Jan-Werner Müller (r. 1970) stwierdza wprost:

[demokracja walcząca stanowi] ideę systemu demokratycznego, który jest gotowy przyjąć prewencyjne, na pierwszy rzut oka nieliberalne środki, w celu uniemożliwienia tym, których celem jest obalenie demokracji środkami demokratycznymi, zniszczenie reżimu demokratycznego.

Angela Bourne z Uniwersytetu w Roskilde (Dania) postrzega zagadnienie podobnie:

...są to prawnie autoryzowane, nadzwyczajne restrykcje określonych praw politycznych, […] prewencyjnie marginalizujące tych, którzy działając w ramach prawa, podważają instytucje demokracji liberalnej.

A jakie środki demokracja walcząca przewiduje dla obrony demokracji?

Aż strach się bać, tak bardzo przypominają te, które wprowadził na ulice PRL niejaki Jaruzelski nocą z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Jak pamiętamy właśnie w celu obrony demokracji, wówczas jednak opisywanej dodatkowo słowem socjalistyczna.

Popatrzcie zresztą sami:

  • zakaz działalności wywrotowych organizacji,
  • zakaz tworzenia organizacji paramilitarnych,
  • pozbawienie mandatu zwolenników tych partii, które popierają zmianę formy rządów za pomocą środków niezgodnych z prawem,
  • ograniczenia wolności słowa, w tym poprzez penalizację zniesławienia instytucji politycznych, nawoływania do przemocy lub nienawiści względem różnych grup społecznych,
  • ograniczanie prawa do zgromadzeń,
  • utworzenie policji o charakterze politycznym, której zadaniem jest kontrolowanie ruchów antydemokratycznych i antykonstytucyjnych.

Jako żywo… PRL!

Pamiętajmy, że używane przez lewackich myślicieli określenia typu „wywrotowa organizacja” są nieostre, zatem niezwykle pojemne. Wszak niewiele potrzeba, by za taką uznać każdą partię choć tylko nieznacznie eurosceptyczną. Ograniczenie wolności słowa w powyższej wyliczance (za: Aleksandra Moroska-Bonkiewicz, Kształtowanie instrumentów ochrony demokracji w Polsce na przykładzie zakazu zgromadzeń. Perspektywa ideowa, „Acta Universitatis Wratislaviensis. Studia nad Autorytaryzmem i Totalitaryzmem”, 43 (3), Wrocław 2021, s. 345-347) nie ma charakteru zamkniętego, ale otwarty. Zatem może obejmować praktycznie całe spektrum zachowań, jakie „władza demokratyczna” uzna za niepożądane.

Wreszcie utworzenie policji politycznej, której to kres szumnie zapowiadany w 1989 roku miał być końcem socjalizmu w Polsce.

Tymczasem w obronie „demokracji” ma być przywrócona już całkiem oficjalnie. To oznacza inwigilację społeczeństwa na skalę rzadko spotykaną nawet w warunkach dyktatury.

Trawestując nieco słowa Alexisa de Tocqueville widzimy wyraźnie, że nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby rząd skądinąd liberalny w sytuacji, gdy grozi mu odsunięcie od władzy.

Demokracja jest bowiem dobra tylko wtedy, gdy rządzą „nasi”.

Kiedy jednak po rząd sięga prawica trzeba koryta bronić za wszelką cenę, nawet łamiąc zasady, które się wcześniej głosiło.

Ba, wprowadzając instytucje zda się nierozłącznie powiązane z antydemokratyczną dyktaturą!

Ale to wszystko przecież w imię powszechnego dobra i szczęścia ludzkości.

Przypominam zatem, że „szczęście mas” motywowało Lenina i innych czerwonych zbrodniarzy.

 

11.09 2024

___________________________________________

* … kiedy zabraknie mu pieniędzy - Alexis de Tocqueville

fot. pixabay

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (10 głosów)

Komentarze

Vote up!
2
Vote down!
0

michael

#1663130

Niemcy byli bardziej POważni. ;)

Vote up!
2
Vote down!
0
#1663144

... i za mała forsa!

Vote up!
0
Vote down!
0

michael

#1663164

„Szczęście mas” ani nie motywowało Lenina ani żadnych innych czerwonych zbrodniarzy. To była tylko dezinformacyjna propaganda, albo użyteczna zasłona dymna zwana maskirowką. Opium ludu.
Przypisy:
1)
MENTALNOŚĆ TOTALITARNA a MENTALNOŚĆ KOMUNISTYCZNA
2) PONEROLOGIA - OLIGARCHIA PSYCHOPATÓW  

Vote up!
2
Vote down!
0

michael

#1663131

;)

Vote up!
1
Vote down!
0
#1663145

Z tego ichniego Führera, to prawdziwa d... nie taternik. Gdyby był prawdziwym Führerem, to by kontrasygnował to, co kontrasygnował i zrobił to specjalnie, z zimnym wyrachowaniem, aby zdyscyplinować swoich preteorian. Byłby to jasny komunikat - jestem waszym Führerem i robię to, co robię tylko dlatego, że tak chcę i mam takie wyrachowanie. 

Prawdziwy totalitarny wódz nigdy się nie myli i nigdy nie wycofuje. Wojsko ma słuchać i nie dyskutować. A gdy komu coś nie pasuje - to fora ze dwora i do poczekalni. Wasilij Błochin się wami zajmie. 

Przypuszczałem, że tak jest i mówiąc szczerze nie jestem zaskoczony, ponieważ to cackanie się z kontrasygnatą jest wręcz dowodem potwierdzającym inną hipotezę o tym, że ten wódz nie jest wodzem, a jedynie ogarem na smyczy...

Vote up!
2
Vote down!
0

michael

#1663132