Mały 3
Kiedyś do naszego miasta zawitał cyrk, w którym "Mały" jakiś czas temu pracował. Więc poszedł odwiedzić swoich starych znajomych. Ja kręciłem się przy wozach. W końcu zmęczony oparłem się o poręcz schodów.
Ktoś klepnął mnie po plecach. Byłem pewny, że to "Mały". Postanowiłem go zignorować. Ale jak mnie podrapał to gwałtownie się odwróciłem. Już miałem mu coś powiedzieć, ale to co zobaczyłem nieco wyprowadziło mnie z równowagi. Bo zamiast "Małego" stał za mną niedźwiedź. Może niezbyt wyrośnięty, ale niedźwiedź. I do tego miał najdłuższe pazury jakie w życiu widziałem.
Gdzieś z "Małym" jechałem jego nowym samochodem na zagranicznych tablicach rejestracyjnych. I zatrzymała nas policja. Dobrze wiedziałem, że jechaliśmy nieco za szybko. Mimo tego poszedłem po negocjować z policjantami. Nic nie wskórałem. Do samochodu wróciłem z mandatem. Aha! Zapomniałem powiedzieć, że wtedy "Mały" miał już obce obywatelstwo. Policjant powiedział pocierając ręką soją brodę i przyglądając się "Małemu":
- Co ja bym zrobił bez Pana? Jak bym się dogadał z tym Włochem?
Osobiście wątpię, aby "Włoch" znał więcej niż kilka słówek po.włosku. Po polsku chyba więcej.
Kiedyś mnie poprosił o zakwaterowanie na parę tygodni w moim mieszkaniu swojego kolegi. O którym krążyły różne, nieprawdopodobne, historie. Jak chociażby ta, że jest zawodowym mordercą.
Kiedyś, wieczorem, dyskutowaliśmy. Miałem odmienne zdanie niż on. Ale wcale się nie zaperzył jak to robią co niektórzy. Spokojnym ruchem ręki wyciągnął z kieszeni jabłko. A z drugiej wielgaaachny scyzoryk. I wprawnie go otworzył. Po czym zaczął to jabłko tym ?scyzorykiem wolno obierać.
Patrzyłem, na tą zdawało by się prozaiczną czynność, jak zahipnotyzowany. Nie żebym obawiał się tego dużego noża. Po prostu trochę zrewidowałem swoje zapatrywania. I zacząłem się ze wszystkim zgadzać ze swoim rozmówcą.
Kiedyś opowiadałem "Małemu" o "świętych" obrazkach z którymi chodziłem. Liczyłem co najwyżej na uśmiech pobłażania. A tu niespodzianka! "Małemu" się pomysł spodobał. Na tyle, że chciał sam pochodzić z tymi obrazkami. Tym bardziej mnie to zdziwiło, że co roku jeździł do pracy za granicę. W tym chciał to zmienić. Oprócz mnie nikt nie miał o tym wiedzieć. Nawet jego żona. Dzwonił do niej codziennie z trasy, niby zza granicy. Przeważnie z budki telefonicznej.
Gdy kiedyś dzwonił do żony przechodzili obok jacyś pijacy. I bardzo oraz głośno przeklinali. Żona "Małego" powiedziała:
- Czyżbym słyszała rodowity język?
- Tak. Bo Polaków jest tutaj zatrzęsienie.
Innym razem w słuchawce odezwało się "Rzuć monetę, rzuć monetę... Szybko wystraszony ją odłożył na "widełki".A mnie się spytał:
- Jak myślisz, słyszała?
Chyba nie, bo nigdy o tym nie wspominała.
"Mały" za granicą pracował przy koniach. Było to dla mnie o tyle dziwne, że nigdy zbytnio za nimi nie przepadał. Ja bym nawet powiedział, że nieco ich się lękał. Konie chyba to wyczuwały, gdyż często robiły mu jakieś psikusy. Ale chyba go lubiły. Bo te psikusy nie były zbyt złośliwe. Ot, na miarę kilkuletnich dzieci. A.to opuściły mu spodnie gdy się schylał, a to go lekko podszczypywały. Wyprowadzało go to co prawda z równowagi, ale gdy ostatecznie opuszczał tą pracę i kraj to już nie był tak uczulony na konie.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 483 odsłony