Podróże. Ostatnia lekcja

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

 

323

Chyba każdy ma swoje ulubione miejsce na świecie. Do którego wraca najczęściej jaj może. Dojeżdża go niego autobusem, samochodem lub dolatuje samolotem. W zależności od tego gdzie jest. Ja nie byłem wyjątkiem. Tylko mój środek przenoszenia znajdował się w szufladzie mojego biurka.
   Stałem na bramce a słońce świeciło mi prosto w oczy. Buł ładny ostatni dzień lata, ostatniego roku szkoły. Za linią autową boiska stała Ola wraz z grupą dziewczyn. Coś im z przejęciem opowiadała. Aż z tam tond było widać, że jest z przejęcia zar0żowiona. 
   Jarek szedł na bramkę przeciwnika jak pocisk. Z łatwością mijał innych piłkarzy. Jarek był silny i wzbudzał respekt nie tylko w klasie, ale i w całej szkole. Mi imponował nie tylko siłą, ale innymi zdolnościami. Ładnie rysował i miał niesamowite poczucie humoru. Były też u niego i inne zalety. Ale te co wymieniłem przede wszystkim.
   Kiedyś podszedł do mojej ławki i się spytał czy może się przysiąść. Odpowiedziałem,że owszem, ale byłem mocno zaskoczony. I jak siedział do końca szkoły.
   Ola była córką naszej wychowawczyni. Szczupła i ładna. I bardzo ją lubiłem. Nie zadziera ła nosa. Dla mnie była zawsze miła.
   Pojechaliśmy do stolicy na klasową wycieczkę. A mi od razu rozpruł się zamek rozporka. Zakrywałem tą usterkę jak mogłem. Ale bez skutecznie. Nawet parę dziewczyn zaproponowało mi zaszycie feralnego zamka, ale się wstydziłem. Myślałem, że będę musiał ściągnąć spodnie. Ola też mi zaproponowała pomoc z tym że spodni nie musiał bym zaciągać. Na to się zgodziłem. Poszliśmy do mojego pokoju. Operacja zaszywania zamka w rozporku przebiegła błyskawicznie. Gorzej było z przerwaniem nici. Nie chciały chciały się urwać i już. Dratwa jaka czy co? Ola wpadła na pomysł. Postanowiła przerwać nić zębami. Ale jej się te zęby zaplątały. Na to weszła jej mama a moja wychowawczyni. Ola zamruczała:
   - yyy. To chyba znaczyło "cześć mamo".
To co nastąpiło później do dziś wywołuje u mnie rumieniec na twarzy. W prawej ręce dzierżyłem książkę, lewą gestykulowałem. Za Olą szamoczącą się między moimi nogami. Wychowawczyni stała i otwierała usta jak ryba próbująca złapać powietrza. A ja udawałem obojętność. Chociaż w istocie tak nie było.
  W szkole Ola i Jarek byli wobec siebie neutralni. Nic szczególnego. Po ukończeniu szkoły wszystko zmieniło się diametralnie. Ola i Jarek oszaleli na swoim punkcie. Nie mogli żyć bez siebie ani chwili. Ze ślubem nie czekali nawet do pełnoletności.
   Na urodziny Oli Jarek wykupił jej kurs na prawo jazdy. I egzaminy również jej opłacił. Ola się przyłożyła. Kurs ukończyła, a egzaminy zdała za pierwszym razem.
   Żeby uczcić jej zwycięstwo Jarek postanowił,że przejadą wszystkie wioski znajdujące się w okół ich miejscowości. Oczywiście Ola miała prowadzić ich samochód. Zajechali tylko na stację paliw zatankować. Potem wyjechali na zakręt. Ola popatrzyła w prawo, w lewo, potem jeszcze raz w prawo. Pusto. Wjechała na drogę. Wprost pod samochód ciężarowy. Ola zginęła na miejscu. Jarek również.
   Jechałem za granicę. Do odjazdu swojego autobusu pozostało mi jeszcze sporo czasu. Postanowiłem pójść do kina. Grali jakiś melodramat, ale mi było wszystko jedno na co idę. I wtedy właśnie się dowiedziałem. Filmu nie pamiętam, tak bardzo żałowałem Oli i Jarka. Myślałem, że pęknie mi serce. Z seansu kinowego wychodziłem z napuchniętymi oczyma. Ludzie dyskretnie na mnie spoglądali. Myśleli zapewne "wrażliwiec". A ja nawet nie pamiętałem tytułu filmu.
   Dużo razy wspominałem Olę i Jarka. Zawsze ich żałowałem. Teraz myślę, ze nie potrzebnie. Bo co ich ominęło? Starość i choroby. Umarli młodzi w pełni sił. I pełni nadziei na przyszłość.
   Rozległ się przeszywający dźwięk szkolnego dzwonka. Gra skończona. Patrzałem na zmęczone, lecz uśmiechnięte twarze kolegów. Wszystko wydawało się takie proste. Jeszcze nie wiedzieli co ich czeka. Obok mnie przeszedł rozebrany do pasa Mareczek. Ni dawno umarł na raka. W grupie dziewczyn zobaczyłem Basię. Wyszła za Mirka. Też zmarła na raka. I Gruby... Ten akurat żyje. Lecz był taki moment że myślałem iż nie.
   Mieliśmy spotkanie po latach. Alkoholu przyniesiono dużo. Aby ochłonąć wyszedłem na korytarz. Było chłodniej. Siedziałem na krześle w takiej wnęce. Alkohol mnie uśpił. Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Dwóch kolegów niosło Grubego. Właściwie go ciągnęło. Gdybym nie wiedział, że jest pijany do nieprzytomności, to bym pomyślał,ze nie żyje.
   Drzwi wejściowe były zablokowane nożem. Aby nikt nie wchodził. Za nieprzytomnym Grubym i jego kolegami biegła Ola. Gdy zbliżali się do drzwi krzyknęła: 
   - tylko nie zapomnijcie wyciągnąć noża!
   No i tak powstało nieporozumienie. A ona miała na myśli blokadę drzwi wejściowych. Ja - plecy Grubego.  Na szkolnej ścianie był zegar z sekundnikiem. Byłem co prawda za daleko żeby cokolwiek słyszeć. Ale widziałem sekundnik i jak bym go słyszał. Ale nie tik tak, tik tak...tylko łup łup. Jakby kroki przeznaczenia. Zawiał chłodniejszy wiatr uczułem dreszcz zimna. Ale co się dziwić. Była już prawie jesień.
   Koledzy byli już daleko z przodu. Całą grupą. Jarek się zatrzymał i gestem ręki przywołał mnie do siebie. A co się będę na zapas martwił i pobiegłem do grupy chłopców. Jeszcze tylko jedna lekcja. 
Spisał: Zenon Mantura
329
5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (7 głosów)