Różnie bywa

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Po zdarzeniach opisanych przeze mnie w notce "Czarna godzina" zostałem całkowicie bez jakichkolwiek środków do utrzymania. Nie mogłem wynając żadnego mieszkania ani kupić nowych ubrań. Miałem co prawda całkiem nowe buty, ale raczej nie był to dla mnie powód do radości. Tak mnie uciskały, że skórę stóp miałem zdartą do krwi.
Kiedyś byłem na spacerze w lesie. Uwagę moją zwróciło pewne miejsce. Teraz się przydało. Ponieważ było lato, tam spałem. Było ciepło i nie marzłem. Obok znajdowało się ekskluzywne osiedle. Wieczorami, gdy wracałem "do siebie" czasami widziałem ludzi szykujących się do snu. Nie powiem, trochę było mi przykro.
Następnym problem było jedzenie. Ponieważ nie miałem żadnych pieniędzy to i nic nie mogłem sobie kupić. Obok bloku kolegi rosło sobie spokojnie jakieś dzikie drzewko. Albo krzew. Trudno mi powiedzieć. Miało ładne kwiaty, a potem drobne i gęste owoce. Do kolegi czasami przyjeżdżałem, widziałem więc je od paru ładnych lat. Ale nigdy nie patrzyłem na nie tak łakomym wzrokiem. Teraz objadłem owoce do ostatniego. Były wstrętne w smaku i nie było mi wiadmo czy nie są trujące. Ale miałem to w ... w nosie. Byłem głodny.
Na drugi dzień szedłem chodnikiem za dwoma starszymi kobietami:
- Widziała Pani nasze drzewko? Ktoś oberwał wszystkie owoce.
- Pewnie ze Spółdzielni Mieszkaniowej. Ciekawa tylko jestem skąd wytrzasnęli tak dokładną maszynę?
A ta dokładna maszyna szła zaraz za nimi. Wkrótce przerzuciłem się na grzyby. Świeżutkie, prosto z lasu. No, to już było nieco ekstremalne. Bo zjadałem wszystko, bez przebierania. I tak na grzybach się nie znałem.
Kolega brał ślub. Nie wyobrażał sobie by mnie na nim nie było. Pożyczył mi garnitur i dał mi nawet pieniądze na kwiaty dla siebie. Kwiaty kupiłem, ale była to chyba najbrzydsza wiązanka na świecie. Cóż, takie dostałem. Dosłownie badyle
Któryś z weselników wybrał się na stację kolejową. Żeby sprawdzić rozkład jazdy pociągów. Poszedłem razem z nim. W którymś momencie jego uwagę zwrócili nocujący tam bezdomni. Powiedział:
- Koszmar!. Tak żyć to prawdziwy koszmar!
Coś mógłbym na ten temat powiedzieć. Ale po co? Za parę godzin wracałem do tego koszmaru. Tyle, że nie czekały tam na mnie takie luksusy jak nadgniły karton na którym mógłbym się położyć.
Wstydziłem się swojego położenia i nikomu o nim nawet nie wspominałem. Żeby wyjść na prostą zacząłem pisać teksty do piosenek. Ale to już inna historia. Gdy teraz czasami o tym wspominam, to się dziwię. Nie jest to już zła przygoda. W porównaniu do tego co mnie teraz spotkało i do tego co się obecnie dzieje. Ale co tam zdrowie! Nakważniejsze, że jestem wolny. Co prawda nie wiem co to znaczy, ale tak mówili w tv. Aha! Wiem! Wolny od tego cholernego zdrowia. Boję się, że nieługo zostanę uwolniony od resztek inteligencji oraz zdrowego rozsądku. I będę taki sam jak Ci co rządzą tym krajem.

Brak głosów