Mały

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

"Małego" znam już blisko czterdzieści lat. Od początku szkoły średniej. Najpierw go nawet niezbyt lubiłem.

  Pierwszy dzień. Wychowawczyni nas się pyta gdzie mieszkamy. "Mały" mówi: trzysta osiem. Nauczycielka:

 - Jak?

  "Mały" powtarza:

 - No, przecież mówię wyraźnie: trzysta osiem.

  Wychowawczyni:

 - To nie Nowy Jork. Ulice mają nazwy, a nie numery.

 - Ulica nazywa się Czysta. A numer domu to osiem. Chyba jasne?

  Po minach kompletnie wszystkich było można poznać, że nie koniecznie jest to jasne.

  Raz w tygodniu mieliśmy warsztaty szkolne. W grupach. Ja razem z "Małym". Coś kuliśmy. Na zmianę. "Mały" od razu za... zarąbał sobie młotkiem w palec. Więc go zastąpiłem. Stał nade mną, trzymał się za palec, i głośno do mnie mówił:

 - Mocniej! Mocniej! No, mocniej!

  Kiedyś nauczyciel zawodu dał mu lutownicę transformatorową, żeby coś przylutował. Przyłączył ją, więc, do sieci i sobie usiadł podpierając głowę ręką. Nic nie robił, tylko jakby myślał. O czym? Trudno powiedzieć. Myślał tak przez pięć...dziesięć...piętnaście minut. W końcu nie wytrzymałem i spytałem się go na co czeka? Jak to na co? Aż się ta lutownica wreszcie rozgrzeje.

   Dostaliśmy nowoczesne urządzenie wskazujące ilość obrotów i kierunek wirowania. Testowaliśmy je na silniku i pile tarczowej. "Mały" niezbyt uważał gdyż zajęty był swoimi pokręconymi myślami. Z tego zamyślenia wyrwał go głos nauczyciela:

 - Sprawdź w którą stronę kręci się ta piła.

  Sprawdził od razu. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Aż dziw, że nic sobie nie obciął. Zszokowanemu i pobladłemu nauczycielowi powiedział spokojnie:

 - W prawo.

  Po czym zabandażował palca.

  Kiedyś razem z "Małym" osadzaliśmy w ścianie okno. Właśnie zaczęliśmy tą ścianę burzyć, gdy nas powstrzymano i powiedziano, że to ściana nośna. I wytłumaczono, że cały dom mógł nam się zwalić na głowy. "Mały" powiedział:

 - Na głowy? To w takim razie nic by nam się nie stało.

  "Mały" ma dryg do interesów. Odkąd pamiętam. Rano wcześnie wstawał i kupował gazety po 50 groszy. Sprzedawał je w szkole już dwa razy drożej. Po złotówce. Z fizy groziła mu ocena niedostateczna. Stał przed tablicą i nauczycielką. I się pocił. Bo nie szło mu zbyt dobrze. Nauczycielka zagaiła:

 - Słyszałam, że handlujesz gazetami?

  Niechętnie przyznał. Nauczycielka ciągnęła temat:

 - A sprzedasz mi po normalnej cenie? (50 gr). Dam Ci zaliczenie.

  Długo się zastanawiał. W końcu powiedział:

 - Raczej nie.c.d.n...

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)