Zabawy. Bramkarze
Wybrałem się z dwoma kolegami na dyskotekę. Mieliśmy ukryte trzy półlitrówki wódki. Przed wejściem na dyskotekę wypiliśmy tą wódkę. Koledzy wypili. Bo ja nie chciałem. Odechciało mi się gdy zobaczyłem jak piją z "gwinta". Ktoś inny wypił za mnie. Czyli w sumie litr wódy! Czekałem na efekt. Nie było.
Na dyskotece się rozdzieliliśmy. Ja jedak nawet z daleka obserwowałem tego od litra wódki. I nic. Tak przynajmniej było z początku. Potem delikatnie spłynął po ścianie. I zwrócił na siebie uwagę "bramkarzy". A tych było trzech.
Złapali kolegę pod ramiona i zrzucili z wysokich, betonowych schodów. Jak to zobaczyłem to trochę protestowałem. Jeden z "bramkarzy" kulturalnie się mnie sytał czy chcę dostać w ryja? Uprzejmie podziękowałem. Kolega, jak to pijany, miał szczęście. Nic mu się nie stało. Tyko się otrzepał. I poszliśmy razem na pociąg.
W małym miasteczku w którym wtedy mieszkałem, był też gościu, którego wszyscy znali. Bo potrafił się dobrze bić. I odnosił w tym kierunku nawet międzynarodowe, sukcesy. Osobiście go nie znałem, lecz z widzenia i owszem. Jak każdy.
Miałem o tyle dobrze, że na drugi dzień po wypiciu nie dręczyły mnie dylematy natury moralnej. Nawet jak miałem problemy z pamięcią. Bo mogłem być pewny, że nie narozrabiałem. Po alkoholu byłem łagodny, nie szukałem zaczepki. A nogi same niosły mnie do domu.
Raz wydarzyła się rzecz nawet dla mnie nie pojęta. Całkiem trzeźwy i bez kompletnie żadnego powodu, podszedłem do "karateki" i go uderzyłem z całej siły w twarz. I ja i on byliśmy zaskoczeni. A jak zaskoczenie minęło, to mi oddał. Na szczęście dla mnie tylko jeden raz. Zanim upadłem na podłogę, to leciałem. Wydawało mi się, że długo. No, a potem było już normalnie. Kolorowo. Twarz mieniła mi się wszelkimi barwami tęczy.
Nazajutrz poszedłem do niego do domu. I przeprosiłem. Następnym razem pojechaliśmy na dyskotekę w czwórkę. On także. Ale "bramkarze" nie chcieli nas wpuścić. Widocznie nas za coś zapamiętali. "Karateka" ich się spytał:
- Dlaczego? Przecież nic złego nie zrobiliśmy.
- Dlatego. Sp...dalaj!
Koledze widocznie taka odpowiedź niezbyt się spodobała. Bo drążył temat dalej. Aż "wszechmogących" zdenerwował. I postanowili dać mu nauczkę. Ale im się to nie za bardzo udało. Gdy już byli w stanie coś powiedzieć, to powiedzieli, że chyba zaszło jakieś nieporozumienie. Lecz jakie to usprawiedliwienie? Bo przez nieporozumienia wybuchają nawet wojny. I giną niewinni ludzie. Jak zwykle.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 616 odsłon