Pieniądz, państwo i mit wspólnej miary
Kiedy ktoś twierdzi, że pieniądz bez państwa to „ucieczka od odpowiedzialności”, warto się zatrzymać i zapytać: kto tu naprawdę od tej odpowiedzialności ucieka? Obywatel, który chce używać waluty opartej na zaufaniu, czy państwo, które to zaufanie regularnie nadużywa?
Pieniądz nie jest instytucją państwa
Pieniądz nie jest instytucją zaufania publicznego stworzona przez prawo — jest produktem rynkowej ewolucji. To, że w pewnym momencie państwo przejęło jego emisję, nie oznacza, że jest do tego niezbędne. W takim samym sensie można by twierdzić, że państwo wymyśliło język, bo dziś reguluje ortografię i wpisuje język urzędowy do ustaw.
Mises w „Teorii pieniądza i kredytu” nie tylko opisał historyczny proces powstania pieniądza, ale wskazał jego logiczne źródło: dobrowolną wymianę dóbr i naturalną selekcję środka płatniczego. Wspólna waluta nie powstaje z przymusu, lecz z konkurencji. Gdyby rzeczywiście była potrzebna centralna władza, złoto nigdy nie stałoby się pieniądzem — bo żadne państwo go nie ustanowiło.
Porządek spontaniczny nie jest anarchią
Ludzie, którzy utożsamiają wolny rynek z chaosem, popełniają taki błąd, że nie rozumieją różnicy między porządkiem zaprojektowanym a porządkiem wyłonionym. Porządek spontaniczny nie oznacza braku reguł — oznacza, że reguły powstają w wyniku działania, a nie teoretycznie w umysłach prawodawców czy władców.
To, że dziś mamy jedną dominującą walutę w każdym państwie, a nawet w wielu państwach, nie jest dowodem tego, że musi tak być. To dowód, że rynek w pewnym momencie uznał pewną walutę za najwygodniejszą. Jednak monopol państwowy zamroził ten proces — zamienił konkurencję walut w monoteizm pieniężny. A jak każdy przymusowy monopol, ten również degeneruje się, bo nie podlega mechanizmowi korekty. Dziś degeneracja dolara jest już jaskrawa – a właściwie: degeneracja rynku spowodowana dolarem. A jeszcze dokładniej: degeneracja światowego systemu finansowego przez państwowe waluty fiducjarne.
Zaufanie nie rodzi się z przymusu
Nie ma nic bardziej przewrotnego niż teza, że tylko centralny emitent może zapewnić zaufanie publiczne. Historia uczy czegoś dokładnie odwrotnego: wszystkie upadki walut wynikały z nadużycia monopolu — inflacji, zadłużenia, dewaluacji, redystrybucji. W systemie wolnym waluta, która traci zaufanie, znika. W systemie państwowym – trwa, bo państwo przerzuca koszty swojego błędu na obywateli.
Rachunek ekonomiczny nie wymaga jednej miary
Mises pisał, że „rachunek ekonomiczny jest możliwy tylko tam, gdzie istnieje rynek cen”. Jednak rynek cen to nie to samo co jedna waluta. Ceny są relacjami między dobrami, nie między symbolami. Różne waluty nie zniszczą kalkulacji ekonomicznej – przeciwnie, ją uszczegółowią. Tak jak różne jednostki czasu nie niszczą astronomii, lecz pozwalają mierzyć różne zjawiska z różną dokładnością.
Różne rodzaje transakcji wymagają różnych walut. Do codziennych zakupów wystarczy waluta o niskim koszcie transakcyjnym. Do przechowywania wartości – stabilna waluta oparta na kruszcu lub ograniczonej podaży. To nie anarchia, lecz specjalizacja: rynek dobiera narzędzie do funkcji.
Feudalizm nie rodzi się z wolności, tylko z monopolu
Prawdziwym feudalizmem nie jest to, że każdy może bić własną monetę. Feudalizm zaczyna się wtedy, gdy tylko jeden może to robić. Państwowy monopol na pieniądz to właśnie system, w którym silniejszy (państwo i bank centralny) narzuca innym swoją jednostkę rozliczeniową — i pobiera z tego tytułu haracz w postaci inflacji.
Odpowiedzialność to wolność
To nie „pieniądz bez państwa” jest ucieczką od odpowiedzialności. To państwo od niej ucieka, gdy może tworzyć dług bez pokrycia, dewaluować walutę i ratować własne błędy podatkami. Wolny rynek pieniądza jest jedynym systemem, w którym zaufanie naprawdę coś znaczy, bo waluta żyje tak długo, jak długo ludzie dobrowolnie jej ufają.
Nie ma sprzeczności między wolnością a zaufaniem. Jest tylko sprzeczność między zaufaniem dobrowolnym a przymusowym. Pieniądz jest jak język: państwo może go reglamentować, ale nigdy nie zrozumie, jak naprawdę działa.
Rothbard – logiczne dokończenie Misesa i Hayeka
Rothbard nie był radykałem ani heretykiem wobec swoich mistrzów ze szkoły austriackiej. Był konsekwentnym kontynuatorem ich logiki. Tam, gdzie Mises i Hayek zatrzymali się z ostrożności politycznej, Rothbard poszedł dalej.
Zauważył, że jeśli akceptujemy zasadę Misesa („rynek sam tworzy najlepsze środki wymiany”) i Hayeka („konkurencja walut jest warunkiem zdrowej gospodarki”), to nie ma powodu, by monopol emisji pozostawiać komukolwiek — ani państwu, ani jakimkolwiek zaufanym instytucjom przymusowym. Każdy monopol, nawet oświecony, degeneruje się, bo nie podlega rynkowej selekcji.
Rothbard nie wzywał do chaosu, lecz do pełnej odpowiedzialności za emisję pieniądza. Waluta miała być jak każdy towar: jeśli oszukujesz klientów – bankrutujesz. To nie anarchia finansowa, tylko uczciwość przeniesiona w sferę monetarną. Na wolnym rynku nie ma żadnych wyjątków — wszystko powinno podlegać grze rynkowej, waluty też. Wszystkie zarzuty co do monopolizowania przez państwo jakiejkolwiek dziedziny, można użyć też do waluty.
Rothbard i kryptowaluty
Rothbard umarł w 1995 roku — zanim powstały kryptowaluty. Niemniej gdyby dożył ery Bitcoina, natychmiast by je docenił. Bo właśnie one są kwintesencją jego wizji: pieniądzem zdecentralizowanym, wolnym od monopolu, opartym nie na przymusie, lecz na zaufaniu i matematyce.
Dziś kryptowaluty są jeszcze w fazie rozwoju i służą głównie spekulacji — tak jak złoto w czasach, gdy dopiero stawało się pieniądzem. Jednak gdy państwowe waluty fiducjarne runą pod ciężarem własnego długu, to właśnie te wolnorynkowe, rozproszone waluty ustabilizują światowy system. Nie przez regulację, lecz przez konkurencję.
Trzeba jednak jasno oddzielić kryptowaluty od CBDC – czyli tzw. walut cyfrowych banków centralnych. To nie są nowoczesne pieniądze, tylko nowoczesny bat: projekty państwowe, scentralizowane, kontrolowane, śledzące każdy ruch obywatela. CBDC to nie ewolucja wolnego rynku — to cyfrowa rekonstrukcja totalitaryzmu pieniężnego. To nie kryptowaluty, tylko antykryptowaluty — imitacja wolności zaprojektowana do pełnej kontroli.
Banksterzy
System z Bretton Woods i późniejsze oderwanie dolara od złota w 1971 roku nie były wynikiem działań wolnego rynku, lecz jego zniszczeniem przez polityków. To nie rynek porzucił standard złota — to państwa dokonały spisku przeciw rynkowi, by odzyskać prawo do drukowania długu bez pokrycia. To był moment, w którym pieniądz przestał być towarem, a stał się instrumentem polityki — obietnicą bez pokrycia, gwarantowaną tylko przymusem. Od tego czasu każda inflacja, każda bańka finansowa i każdy kryzys to tylko kolejne reperkusje tamtej decyzji. Wolny rynek nigdy nie domagał się zerwania ze złotem — to rządy chciały zerwać z odpowiedzialnością.
Każda nowa, odgórna, państwowa, polityczna reforma pieniądza — niezależnie od tego, czy nazwie się ją Bretton Woods 2.0, zielonym ładem finansowym, CBDC, czy cyfrowym resetem — będzie powtórką tego samego błędu: centralizacji i monopolu. Państwo zawsze reformuje po to, by odzyskać władzę nad tym, co utraciło. Dlatego jedyną reformą, która nie stanie się kolejnym Bretton Woods, jest powrót do konkurencji walutowej. Tylko wtedy pieniądz znów będzie służył ludziom, a nie państwu.
Światowy system finansowy jeszcze jakoś zipie tylko dlatego, że istnieje pozór wielobiegunowości — obok dolara mamy euro, jena, rubla czy juana. Jednak to tylko różne maski tego samego modelu: każda z tych walut opiera się na długu i centralnym przymusie. To nie rynek, tylko kartel państw. Gdy jedna z nich upada, pozostałe podtrzymują złudzenie stabilności. Prawdziwa zmiana nadejdzie dopiero wtedy, gdy żadna waluta nie będzie mogła nikomu nic narzucić — gdy zaufanie zastąpi dekret.
To kryptowaluty — ich różnorodność, odporność i dobrowolność — ocalą świat finansów jeszcze przed nadejściem osobliwości technologicznej. Ludzie jeszcze tego nie rozumieją, ale AI już to wie. Osobliwość przyjdzie w ciągu jednego pokolenia. Dlatego wszelkie projekty nowego państwowego ładu finansowego są jak planowanie gospodarki w przeddzień wynalezienia prądu. Wolna konkurencja walut nastąpi nieuchronnie — i będzie to pierwsza prawdziwa reforma świata od czasów wynalezienia pieniądza. Nowe kruszce w postaci kryptowalut już mamy i one opanują świat wielokroć szybciej niż stare dobre złoto i srebro.
Grzegorz GPS Świderski
https://t.me/KanalBlogeraGPS
https://Twitter.com/gps65
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 62 odsłony



Komentarze
Kryptowaluty to będzie największa afera I połowy XXI wieku
15 Listopada, 2025 - 23:31
To jest moje zdanie. Zbyt wiele widziałem wałów, by uwierzyć.
Ale nie rozumiem pałowania tego akurat tekstu. Więc daję "5" choć się z Autorem nie zgadzam.