Ranking szanghajski. Nie jest tak źle, jak się państwu zdaje

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Od lat leitmotivem osób krytykujących polskie uczelnie wyższe jest zajmowane przez nie miejsce na liście opracowywanej na chińskim Uniwersytecie Jiao Tong. Przy czym, co znamienne, ani słowa o tym, jakie są kryteria przyznawania punktacji.

Ale jeśli chodzi o wojnę to, idę o zakład, 99% czytających te słowa pamięta największą mądrość starego Clausewitza:

Do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy – pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze.

Kiedy jednak zaczynamy mówić o nauce nagle sprawy finansowe idą w kąt. Zupełnie tak, jakby największa pasja badawcza mogła zastąpić mikroskop.

Oczywiście znam słowa Mickiewicza o szkiełku i oku, ale od jego czasów minęło wiele dziesiątków lat.

Nauka polska potrzebuje swojego Clausewitza, który powiedziałby jasno:

Do prowadzenia nauki potrzebne są trzy rzeczy – pieniądze, pieniądze i raz jeszcze pieniądze.

Tymczasem to, co proponuje nam od 1989 roku każda władza, to pałętanie się szkolnictwa wyższego w budżecie gdzieś w okolicach błędu statystycznego.

Powoli zaczynają rozumieć zależność wyników od przeznaczonych środków działacze piłkarscy. Owszem, zdarzają się wyjątki. Mój ulubiony Ruch Chorzów przez lata całe obijał się od dna w ekstraklasie, wychowując piłkarzy a następnie sprzedając ich, by reperować swój budżet.

Niestety.

Piętnaście lat takiej lawiracji doprowadziło w końcu do załamania i opuszczenia najwyższej ligi.

Teraz budowana jest drużyna na nowo i wg uznanych na całym świecie zasad.

Kraje, które ongiś startowały z niższego poziomu niż Polska w 1989 roku pomimo wszechnędzy potrafiły na oświatę przeznaczać nawet 6% PKB.

My natomiast ciągle tkwimy w jakimś finansowym matriksie – piniendzy ni ma i nie byndzie, ale mimo to okażcie się wynikami.

No to przyjrzyjmy się bliżej rankingowi szanghajskiemu.

Podstawowe kryteria brane pod uwagę:

1. liczba absolwentów czy pracowników, którzy otrzymali Nagrodę Nobla lub Medal Fieldsa

2. liczba autorów najczęściej cytowanych prac wśród kadry

3. liczba artykułów w pismach naukowych „Nature” i „Science”

4. dane dotyczące dorobku publikacyjnego uczelni

5. wielkość osiągnięć w stosunku do wielkości uczelni.

Z przyczyn finansowych kryterium nr 1 nas nie dotyczy. Badania, mogące liczyć na nagrodę Nobla, wymagają dzisiaj środków, o jakich trudno marzyć nawet wszystkim rektorom polskich uczelni razem.

Podobnie publikacje w „Nature” i „Science”. Też wymagają… nakładów.

A te są niewystarczające.

Tajemnicą poliszynela, jak to się zwykło mawiać, jest żenująco niski poziom wynagrodzeń osób, które mają tworzyć polską naukę.

Po ostatniej podwyżce płacy minimalnej asystent na wyższej uczelni zarabia o… 5 (słownie: pięć!) zł więcej niż nowo przyjęty do pracy pracownik obsługi, np. do utrzymywania czystości pomieszczeń. Oczywiście nie mam nic przeciw tym ostatnim, ale zważyć należy, że o ile asystent może zastąpić niewykwalifikowanego pracownika, to w drugą stronę wystąpiłaby znaczna trudność.

Mówienie o tym, że pasja powinna zastępować pieniądze jest mało poważne. Zwróćmy uwagę, że czasy Mendla w genetyce minęły. I żeby czegoś dokonać nie wystarczy już obserwacja grochu w ogródku klasztornym, ale są potrzebne badania. Do nich zaś odczynniki i aparatura, kosztujące czasem dziesiątki tysięcy euro.

Tak naprawdę kreda i tablica nie zdaje egzaminu już w żadnej dziedzinie.

Chcemy mieć wyniki na poziomie najlepszych? Musimy zatem sięgnąć do kieszeni. Bo to nie tylko kwestia wstrzymania drenażu głów, ale też rozmieniania talentu na drobne.

Im niższe są bowiem wynagrodzenia pracowników nauki tym większa pokusa szukania kolejnych części etatów.

A z tym akurat dużego problemu nie ma. Jeszcze niedawno ilość szkół wyższych, zaliczając do nich wszelkie prywatne, dawała nam miejsce tuż przed dwakroć liczebniejszą Republiką Federalną Niemiec.

A jaka może być praca w wykonaniu osoby zatrudnionej w kilku miejscach każdy powinien odpowiedzieć sobie sam.

Wróćmy jednak do rankingu szanghajskiego.

Dokładne miejsca dotyczą tylko pierwszej setki. Potem już tylko mamy informacje, w jakim przedziale dana uczelnia się znajduje.

I tak czołowa dziewiątka polskich uczelni zajmuje odpowiednio:

1. Uniwersytet Jagielloński (pozycja 401-500)

2. Uniwersytet Warszawski (pozycja 401-500)

3. Akademia Górniczo-Hutnicza (pozycja 801-900)

4. Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu (pozycja 801-900)

5. Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu (pozycja 901-1000)

6. Politechnika Gdańska (pozycja 901-1000)

7. Warszawski Uniwersytet Medyczny (pozycja 901-1000)

8. Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu (pozycja 901-1000)

9. Politechnika Warszawska (pozycja 901-1000).


Pamiętajmy jednak, że uczelni na świecie jest ponad 20.000. Przeliczając to na procenty mamy zatem:

1. Uniwersytet Jagielloński mieści się w 2,5% najlepszych uczelni światowych

2. Uniwersytet Warszawski tak samo

3. AGH w 4,5%

4. Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu tak samo

5. UAM, Politechnika Gdańska, Warszawski Uniwersytet Medyczny, UMK, Politechnika Warszawska w 5% najlepszych.

Czy bylibyśmy zmartwieni, gdyby nasze kluby piłkarskie zajmowały w rankingu UEFA takie pozycje?

A na dodatek tak wysokie notowania mamy pomimo tego, że na szkolnictwie wyższym Państwo oszczędza od prawie ćwierćwiecza.

Nie jest zatem powodem do wstydu klasyfikacja w rankingu szanghajskim, ale dowodem na to, jak zdolni jesteśmy jako Naród.

Zresztą o tym, że tak jest, upewniają kariery naukowe ludzi, którzy po ukończeniu polskich studiów, a czasem również po opuszczeniu pracy na polskiej uczelni, wybrali swój dalszy rozwój zagranicą.

Co ciekawe, adaptacja do tamtejszych warunków dotyczy jedynie języka, nigdy zaś wiedzy czy też nabytych umiejętności.

Jeśli jednak chcemy, by nasze uczelnie trafiły do pierwszej setki rankingu szanghajskiego musimy ruszyć kasę.

Innego wyjścia nie ma. To, co mogliśmy osiągnąć dzięki zdolnościom, osiągnęliśmy.

Teraz potrzebne są już tylko pieniądze.


 

17.08 2023

fot. pixabay
 

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.6 (5 głosów)

Komentarze

Niestety, szkółki zwane wyższymi są zarządzane przez postbolszewicką, bardzo mierną kadrę. Ci postbolszewicy nie sa zainteresowani urzymywaniem w swoich szkółkach najzdolniejszych studentów czy nowej zdolnej kadry - bo to mgłoby zagrozić ich karierom osiągniętym wskutek niszczenia zdolniejszych od nich.

Między innymi, to właśnie powoduje że bardzo wielu zdolnych młodych naukowców emIgruje do zachodnich uczelni, w których mogą realizować swoje ambicje i cele...

Vote up!
3
Vote down!
0

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1653846

Nie da się prowadzić żadnej działalności bez pieniędzy. Nawet mając największe idee do dyspozycji.

Vote up!
1
Vote down!
-2
#1653851

Nasze zresztą też, chociaż w mniejszym stopniu, więc zamiast "kasy!!!" powinno się wywalić na zbitą mordę lewaków, a uczelnie bez lewactwa i  komuchów będą kształcić kadry jak trza bo pieniądze są jeno marnowane.

Vote up!
4
Vote down!
0

Apoloniusz

#1653852

Jeśli o mnie chodzi, to zupełnie nie interesują mnie nagrody Nobla, ani nawet przełomowe wynalazki dokonywane przez doktorów i profesorów uczelni. Czego ja oczekuję od uczelni to wypuszczania doskonale wyształconych absolwentów. Według mnie jest to ich główne zadanie na którym powinny uczelnie być skupione.

To ci absolwenci, pracującyc już w prywatnych czy państwowych firmach powinni tworzyć zarówno użyteczne, normalne, jaki i nadzwyczajne, zasługujące na nagrodę Nobla rzeczy i odkrycia. To ci świetnie wyszkoleni absolwenci winni pchać do przodu gospodarkę. Takie jest moje zdanie i moje oczekiwanie. Dlatego nigdy nie zatrudnię absolwenta po szkole amerykańskiej, który wszystkiego tak naprawdę musi uczyć się "on the job", czyli w pracy.

A jeśli chodzi o finanse uczelni... cóż, uważam że darmowe szkolnictwo nie motywuje do nauki i ciężkiej pracy. Uczelnie powinny być płatne. Pewnie wtedy i kondycja finansowa uczelni inaczej by wyglądała. Te najlepsze mogły by pobierać znacznie wyższe czesne a kolejka do nich i tak by się ustawiała. Student amerykański musi brać ogromną pożyczkę na kształcenie, którą to pożyczkę spłaca przez 25+ lat. Zadłużenie związane z kształceniem przewyższa w USA to które Amerykanie zaciągnęli na zakup domów. O czymś to chyba świadczy...

Niech "państwo" wydaje te 6% na obronę, na zapewnienie nam bezpieczeństwa, a my zadbajmy o swoje wykształcenie. Od państwa oczekiwał bym jedynie stworzenia funduszu pożyczkowego na naukę. Benefitem tego było by też to, że podatnik opłacający naukę studenta, nie zostawał by jak ten frajer kiedy student zaraz po studiach ucieka za granicę. A takich były miliony. Musiał by tę pożyczke spłacać. Albo list gończy...

Vote up!
3
Vote down!
0
#1653940

Dobra rada na poprawę jakości szkolnictwa: Więcej pieniędzy, a będzie lepiej.

Hahahaha.

Ale przecież już jest więcej pieniędzy !

W tym roku 36 mld. zł

w zeszłym prawie 30 mld. zł.

a w 2015 i wcześniej nie przekraczano 20 mld. zł. rocznie.

Od 2016 roku wydatki na naukę i szkolnictwo wyższe rosły skokowo.

No i gdzie efekty ? 

Widział ktoś poprawę jakości edukacji ? Wysyp świetnych inżynierów ? Może więcej patentów ? Noblistów nam przybyło ?

A może w Rankingu podskoczyliśmy ?

Nie ?

Nic z tych rzeczy sienie stało ?

W takim razie zgadzam się z Apoloniuszem i Andy-aandy. - Najpierw oczyścić bolszewickie szambo.

Inaczej każda kwota pieniędzy pójdzie, jak psu w dupę.

 

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1653994

Uświadom sobie, że pod względem ilości cytowań polscy naukowcy są na 17 miejscu w świecie. A jeśli chodzi  o nakłady - w przyszłym roku ilość pieniędzy wydanych na program 500+ będzie prawie dwakroć większa, niż te wydane na naukę.

Przez grzeczność nie zapytam, jakie masz wykształcenie...

 

 

 

 

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1653995