Podróże. Muzyk.
kontynuacja
Niedaleko mojej szkoły znajdował się sklep z różnego rodzaju drobiazgami. Oporniczki i tym podobne. Czasem całe zestawy:. Mnie osobiście to wszystko bardzo interesowało. A ponieważ część tego była na wystawie, stałem czasmi przed nią godzinami. Z przylepionym do szyby nosem
"Squajer", kochał muzykę. Grał na gitarze, śpiewał, miał własny zespół muzyyczny. Ojciec pochodził z kraju anglojęzycznego. Był, więc, dwujęzycznyy. Czyli dobrze. Swoją ksywę zawdzięczał nazwie gitar na których grał.
"Squjier" w miarę dobrze śpiewał i grał. Ale komponował i pisał teksty fatalnie. Było to o tyle ważne, ponieważ się uparł, że będą wykonywać tylko własne utwory. No, i była "kaszana".
Koledzy z zespołu zaczeli się burzyć. Dobrze wiedzieli, że nie młodnieją. Za hamulcowego uważali "Squajera". Postanowili, więc go wyrzucić. Zamierzali mu o tym powiedzieć na próbie zespołu.
"Squaier" przyszedł na próbę podekscytowany. Za parę dni w ich mieście będą eliminacje do popularnego muzycznego programu tv. Zgłosi ich. Zgodzili się, ale pod warunkiem, że z początku wystąpi samodzielnie. A oni dołączą do niego w następnych odcinkach. Zgodził się. Każdemu taka sytuacja była na rękę. Oni byli pewni, że żadnych następnych odcinków nie będzie. A on się cieszył tym, że będzie mógł się wykazać.
Ja w międzyczasie postarałem się by nie powstało kilka znanych "kawałków". Ale je dobrze znałem. "Squaier" też miał poznać. W czasie "natchnienia". I poznał..
"Squaier" sam był zaskoczony tym z jaką łatwością tworzył. Utwór na eliminacje zatytułował "Merry Christmes". Ale ze świętami miał on niewiele wspólnego. W każdym bądź razie taki był zamysł.
Na eliminacje poszedł jak na ścięcie, z coraz większymi wątpliwościami. Jego pewność siebie szybko topniała. A jak zobaczył te tłumy mające nadzieję na cud, chciał się nawet wycofać. Ale jak sobie przypomniał kolegów z zespołu i ich ewentualne docinki - został.
Czekał na swoją kolej naprawdę długo. W poczekalni już prawie nikogo nie było. W tym czasie zdążył mieć kilka poważnych kryzysów. Ale na szczęście dla siebie je przetrwał. Nie wyszedł. A czasami miał wielką ochotę
Wreszccie się doczekał i zaśpiewał swoją nową piosenkę przed jakimiś ludżmi. Ale nie było to znane wszystkim jury. "Squaier" wrócił do domu nieco rozczarowany. Po kilku dniach zadzwoniono do niego. Miał zaśpiewać to samo, ale teraz już przed znanymi sobie z tv ludźmi. Miało być, jak to sobie wcześniej wyobrażał.
Stanął, zaśpiewał i dalej. Kumple z zespołu byli zdziwieni. Nie tylko tym, że przeszdł dalej, ale bardziej chyba tym, że piosenka była naprawdę dobra. A on teraz równie dobrych piosenek miał na swoim koncie kilka. Co najmniej.
Półfinałów miało być dziesięć. A z każdego do finału wybierano, w głosowaniu telefonicznym, tylko jednego wykonawcę. Solistę lub zespół. Ale czuł się mocno. Tym bardziej, że już będzie miał obok siebie swój zsspół muzyczny.
Wpadł mu do głowy pewien pomysł: skoro ostatnimi czasy wena go tak chojjnie obdarowała, to dlaczego by się nie podzielić tym obfitym nadmiarem? Tym bardziej, że
uważał swoje ostatnie kompozycje za fenomenalne. Nic złego by się przecież nie stało gdyby nimi obdarował niektórych półfinalistów. Oczywiście nie ze swojej grupy. A poza tym może by z tego były jakieś tantiemy? C.d.n...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 723 odsłony