Dyzma.
Pojechałem do dużego miasta robić interesy. Miałem tam siostrę. Pomysł wydawał mi się genialny, a to, że praktycznie nie miałem pieniędzy, nie stanowiło jakiegoś wielkiego problemu. Byłem przecież młody, zdrowy i pewny siebie. Do tego myślałem życzeniowo.
Początek był niezły. Udało mi się załatwić wszystko tak jak chciałem. Prawie. Brakujące pieniądze pożyczyłem. Pozwolenie na biznes w tym mieście też mi się udało załatwić. Wszystko na zasadzie Dyzmy.
To co się później stało to był dla mnie szczęśliwy zbieg okoliczności. Tak myślałem później. Bo sam bym sobie rady nie dał. Przeceniłem swoje siły i to o dużo. Wziąłem się za milionowy interes kompletnie do tego nieprzygotowany.
Zrobię teraz sobie, od tych rozważań, małą przerwę. Upadek „komuny”. Ludzie byli zachłyśnięci „wolnością”. Postanowiłem pożyczyć 50 starych milionów. Z banku. Poszedłem tam z kolegą.
Ponieważ nigdy wcześniej tego nie robiłem to i nie miałem kompletnie zielonego pojęcia jak to się załatwia. Zamiast do okienka poszedłem do prezesa tego banku. Z kolegą. Prezesem była pewna starsza Pani.
Najpierw się zapytała ile tych pieniędzy potrzebuję. Kolega był szybszy ode mnie. Ale się nieco przejęzyczył. 500 mln. zamiast 50. Zanim zdążyłem to wyprostować Pani prezes kontynuowała:
- Jakie mamy zabezpieczenie?
- Mieszkanie.
- Niedobrze. Jak by to wyglądało gdyby nasz bank, w razie kłopotów ze spłatą, zabrał Panu mieszkanie?
Bo to były czasy gdy ludzie jeszcze mieli resztki przyzwoitości.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, Pani ciągnęła dalej:
- Zrobimy więc tak. Jest taki bank który za całkiem niewielki (coś około 35 mln. starych złotych) procent, zabezpieczy Panu tą pożyczkę.
I mi ją przyznano.
Niewiele czasu później mój kuzyn potrzebował pieniędzy. Marnych 20 mln. Starych złotych. Powiedziałem więc mu o tym banku. Tam nie będzie miał żadnych problemów. Tym bardziej, że suma była śmiesznie niska.
Mimo, że miał solidniejsze od mojego zabezpieczenie kredytu, pieniędzy nie dostał. Bank odmówił. Moją historię więc zaliczył do bajek. Wściekły, że tak go zrobiłem w balona. Nic w mojej opowieści nie trzymało się kupy. Oprócz tego, że była prawdziwa.
Wracając do mojego biznesu. Wkrótce przyszło do mnie paru eleganckich Panów i w zwięzły sposób mi wytłumaczyło bym szybko wracał do dziury z której wypełzłem. Zrozumiałem. Tym bardziej, że zwracali już poniesione przeze mnie koszty. Przynajmniej mogłem spłacić długi.
Poszedłem do osoby której byłem winny najwięcej pieniędzy. Przyjaciel rodziny. Nie zastałem nikogo. Postanowiłem poczekać. Na parterze była kawiarenka.
Czekałem już naprawdę długo. Zacząłem się denerwować. Niedługo odjeżdżał mój pociąg. Co robić?
Na szczęście przyszedł ratunek. W osobie mojego i mojego szwagra znajomego. Była to osoba bogata, ogólnie szanowana, a do tego prawnik. Zagadał:
- Co siedzisz taki smutny?
Wyjaśniłem. Powiedział:
- W czym problem? Idź na pociąg, a ja mu przekażę.
Tak też uczyniłem.
Minęło wiele miesięcy. O sprawie zdążyłem już zapomnieć. Telefon. Dzwoni oburzona siostra:
- Co ty robisz? Nie oddajesz pożyczonych pieniędzy!
Na początku nie wiedziałem kompletnie o co chodzi. Dopiero nieco później do mnie dotarło, że chyba zostałem oszukany.
Na szczęście wtedy dobrze zarabiałem. Miałem z czego oddawać. Drugi raz.
Pojechałem do miejscowości w której mieszkał gościu o którym myślałem, że mnie oszukał. Najpierw wymyślał jakieś usprawiedliwienia. Jakieś niestworzone pierdoły. Cierpliwie czekałem na zwrot pieniędzy. W końcu dał mi jasno do zrozumienia, że ich nigdy nie dostanę.
Wpadłem w wściekłość. Kupiłem w kiosku rozpuszczalnik i polałem nim drzwi nieuczciwego gościa. Zamierzałem je podpalić. Na szczęście mój potężny szwagier mnie stamtąd zabrał. Zanim cokolwiek głupiego zdążyłem zrobić. Wziął mnie po prostu pod pachę i stamtąd wyniósł.
Minęły lata. Zdążyłem dawno ochłonąć. Ale o sprawie nie zapomniałem. C.d.n…
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1421 odsłon
Komentarze
Dyzma?
15 Sierpnia, 2012 - 15:43
Joe Chal
Oj! Ten Dyzma.
Joe Chal
Dyzma?
15 Sierpnia, 2012 - 15:43
Joe Chal
Oj! Ten Dyzma.
Joe Chal