Propaganda. Kijów podąża drogą Berlina
Zastanawiam się, w imię czego kijowska soldateska tak bardzo gloryfikuje ludobójców z UPA? Przecież w ten sposób jedynie pogłębia rów dzielący ich z Polską.
Niemcy po II wojnie światowej przez lata całe pracowały i częściowo już nawet wypracowały sobie nową historię, w której zamiast zbrodniarzy niemieckich pojawili się nazistowscy, a niemiecki termin Vernichtungslager zostaje często zastępowany terminem “polski obóz zagłady”. Co więcej dzięki hojnym wypłatom udało się Niemcom uzyskać przychylność Izraela i, głównie amerykańskiej, diaspory żydowskiej. Tak że dzisiaj to Polska nosi na sobie odium kraju antysemickiego, choć ilość ataków antysemickich dzięki polityce Merkel wzrosła do tej porównywalnej z początku lat 30-tych ubiegłego wieku; w Polsce natomiast o antysemityzmie jedynie się słyszy.
W Kijowie powyższa sprawa najwyraźniej była długo rozpatrywana. Na ich szczęście jakimś cudem pomija się powszechnie narodowość wachmanów w „polskich obozach zagłady”, choć w Bełżcu (ok. 450 tys. zamordowanych przede wszystkim Żydów) prócz 20-30 Niemców i Austriaków pełniących role kierownicze podstawową załogę stanowili b. obywatele sowieccy, w tym przede wszystkim Ukraińcy.
Po stronie obciążającej Ukrainę tak naprawdę została już tylko UPA.
Jak wynika ze źródeł historycznych formacja ta kierowała akcją wymierzoną przede wszystkim w Polaków zamieszkujących często od wieków tereny Wołynia i Małopolski Wschodniej. Z Niemcami przecież walczyć nie zamierzali, bo to był tylko „przejściowy okupant”.
Tak więc „ukraiński oręż” został wymierzony przede wszystkim w sąsiadów. Wg szacunków niektórych historyków na jednego zabitego sowieta przypadało od 30 do nawet 40 okrutnie zamordowanych Polaków.
Tak właśnie wyglądają „bohaterowie” Kijowa.
Schizofrenia polityczna, w jaką Ukrainę uwikłały poszczególne rządy (Zełenski chyba najmniej zawinił) polega na iście dialektycznym podejściu do Rosji.
Z jednej strony bowiem uważają polskiego szlachcica Chmielnickiego za twórcę niepodległości Ukrainy, z drugiej zaś zapominają, że tenże Chmielnicki oddał Ukrainę w wieczny pacht Moskwie (Perejasław!).
Zamiast więc czcić widząc w nim prekursora niepodległości powinni raczej przeklinać jego pamięć jako tego, który zaprzedał ich „po wsze czasy” Moskwie.
Ale to dotyczy także innych „bohaterów”. Próżno by szukać po całej Ukrainie pomników atamana Semena Petlury. On ci bowiem popełnił grzech niewybaczalny i u boku Piłsudskiego walczył z kacapskim najeźdźcą w 1920 roku. Za to pomników Bandery czy Szuchewycza, odpowiedzialnych za wołyńskie ludobójstwo dosłownie jest nasrane po całym kraju.
Dlatego, że mordowali Polaków? Odpowiedź twierdząca sama nasuwa się na to pytanie.
Ale to niekoniecznie dowodzi banderowskiego sznytu ogółu Ukraińców. Przypominam sobie krótką wizytę w Kijowie, ponad 20 lat temu. Weszliśmy do sklepu i chcieliśmy kupić to, co naprawdę warte jest zakupu na Ukrainie, czyli wódkę (horiłka). Ekspedientka z wyraźną złością poinformowała nas, że nie ma!
Kolega wyraźnie ubawiony zaczął jej tłumaczyć łamanym rosyjskim, że u nas w Polsce jak towar jest na półce w sklepie, to znaczy, że jest wystawiony na sprzedaż.
Twarz ekspedientki zmieniła się w jednej chwili. Wrócił uśmiech i zaraz poinformowała nas o pomyłce. Otóż wzięła nas za Ukraińców z zachodu kraju, a ona, izwinitie, banderowców nie obsługuje.
A wszystko dlatego, że wchodząc rozmawialiśmy po polsku. Dla Rosjan i rosyjskojęzycznych Ukraińców polski i ukraiński brzmią bardzo podobnie.
Teraz zresztą też najczęściej słychać rosyjski pośród uciekinierów z Ukrainy.
I nic nie wskazuje, by zamierzali wracać i dać się wcielić do wojska walczącego już czwarty rok z Rosją.
Jeśli wierzyć danym kolportowanym przez b. premiera, ongiś działacza komunistycznej partii obecnie zaś tuskowego demokraty Leszka Millera, ilość Ukraińców w tzw. wieku poborowym uchylających się przed poborem i szukających wolności w UE przewyższa liczebność armii Chin, USA i Rosji… łącznie! Wg zaś oficjalnych danych sięga liczebności Wojska Polskiego we wrześniu 1939 r., a zatem już po mobilizacji.
Jeśli więc mówimy o „podziale Polski” po ostatnich wyborach prezydenckich to jak nazwać sytuację na Ukrainie???
Co prawda Polska nie stanęła wobec takiej próby jak nasz sąsiad. Patrząc jednak na to, jak mocno atakowani byli nasi pogranicznicy, jakimi obelgami miotała ówczesna oPOzycja pod adresem rządu Zjednoczonej Prawicy, który „ośmielił” się bronić wschodniej granicy UE, jakich spazmów dostawali oglądając fake film Holland byłoby podobnie. „Uśmiechnięci” rzuciliby się tłumem w kierunku Odry i dalej za Zachód, gdyby tylko pojawił się cień realnego zagrożenia wojną od wschodu.
Zresztą nawet tego nie ukrywają. Polska dla nich jest po to, by na niej zarabiać, ale nie po to, by dla Niej ginąć.
Wróćmy jednak do nowej polityki historycznej Kijowa.
11 lipca b. r. Ukraina pokazała swoją nową strategię historyczną.
W opublikowanym w mediach społecznościowych wpisie ambasada Ukrainy pokazała, na czym konkretnie będzie polegała.
Ukraina podziela ból i smutek narodu polskiego oraz oddaje cześć pamięci wszystkich ofiar, niezależnie od ich narodowości, wyznania czy miejsca pochówku. Nie zapominamy o licznych Ukraińcach, którzy stali się niewinnymi ofiarami przemocy na tle etnicznym, represji politycznych i deportacji na terytorium Polski.
To nic innego, jak tylko kolejna odsłona ukraińskiej próby relatywizowania Zbrodni Wołyńskiej. Tym razem Wołyń’43 ma być postawiony na równi z akcją „Wisła” i jakichś wydumanych represji politycznych. Co prawda w tym samym czasie Stalin deportował z Ukrainy blisko pół miliona osób, z których zmarło licząc szacunkowo 60%, ale to przecież Polska była głównym wrogiem.
Co więcej ofiary były różnych narodowości, co wskazuje, że zdaniem ukraińskim wołyńska rzeź była obopólna. Przy czym Ukraińcy stali się niewinnymi ofiarami już po wojnie.
Wcześniej, we wtorek, w internetowej telewizji I.UA-TV dał popis emerytowany sędzia Sądu Konstytucyjnego Ukrainy Wiktor Szyszkin.
Tutaj mamy do czynienia z kompletnym odwróceniem. Gęgający na tle flagi UPA Szyszkin oskarżył o czystki… Polaków!
Polska wysuwa takie oskarżenia wobec OUN-UPA, bo mieliśmy bezzębną politykę wobec takiej polskiej propagandy. A skoro tak mówią, to dlaczego nie pamiętamy o zbrodniach Armii Krajowej na tym samym Wołyniu. Również o zbrodniach polskiej policji, która służyła Niemcom. To polska policja przeprowadzała czystki na Wołyniu w latach 40.
Emerytowany „sędzia” Szyszkin przedstawił również oryginalny pogląd na naszą wspólną historię.
Polacy zaanektowali Galicję, która była nazywana województwem ruskim w Królestwie Polskim. Wołyń nigdy nie był terytorialnie podporządkowany Polsce. Należał do Wielkiego Księstwa Litewskiego. W rzeczywistości, sprzeczności narodowościowe między Polakami a Ukraińcami istniały już przed Bohdanem Chmielnickim. I pamiętajcie o polityce wschodnich Kresów, była to polityka etnicznego mordu. Były oddzielne obozy koncentracyjne dla Ukraińców. Dlatego Polacy nie powinni robić z siebie ofiar. Lepiej kierować wszystkie swoje roszczenia do Moskali. Pamiętajcie, kto rozczłonkował Polskę i rozstrzelał waszych oficerów.
Szyszkin najwyraźniej stara się nie pamiętać, że poza zorganizowanymi przez ruski wywiad efemerycznymi grupkami typu „powiernictwo kresowe” nikt w Polsce żadnych roszczeń nie wysuwa pod adresem Kijowa. Ani finansowych, ani też terytorialnych.
Co innego w drugą stronę. Nie brakuje, nawet w otoczeniu Zelenskiego, oszołomów marzących o ukraińskich Przemyślu, Chełmie i dalej pod Kraków.
Natomiast nam chodzi tylko o jedno – o dokonanie ekshumacji naszych Ojców, których kości ciągle leżą niepogrzebane.
To jednak, jak już kiedyś pisałem, doprowadzi do upadku najważniejszego ukraińskiego mitu – niezłomnej UPA walczącej z bolszewizmem o wolność narodu.
Tymczasem była niczym innym, jak kolejnym tworem wykorzystanym przez Stalina. Raz do wywołania waśni na ziemiach, które zamierzał wcielić bezpośrednio do Moskwy, dwa – do wywołania zamętu na tyłach niemieckiej armii podczas największej bitwy pancernej wszech czasów.
Nieliczne niedobitki po zakończeniu II wojny światowej prowadziły jakieś tam działania, ale liczba ofiar po stronie sowieckiej była wg niektórych historyków nawet 40 razy mniejsza, niż liczba zamordowanych Polaków.
I tego najbardziej boi się kijowska władza. Że zamiast bohaterskiej UPA, walczącej aż do wiosny 1962 r. będzie musiał zmierzyć się z wizją opętanych żądzą krwi okrutnych morderców dzieci, kobiet i starców.
Dlatego nasze apele o ekshumacje są puszczane mimo uszu bądź też podejmowane są działania pozorne.
Ba, po obu stronach pojawiają się głosy nawołujące do kierowania wspólnego wysiłku przeciw Rosji.
Bo to przecież nasz wspólny wróg.
Ale patrząc na ukraiński „panteon” widać w nim wyraźnie jedynie tych, którzy… mordowali Polaków!
Ich wola. Chcą czcić bandytów, niech czczą.
Ale niech nie wymagają już od nas pomocy.
Trawestując nieco słowa polskiego ministra Józefa Becka trzeba Zelenskiemu i grupie trzymającej władzę na Ukrainie przypomnieć:
My w Polsce nie znamy pojęcia pomoc za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna, tą rzeczą jest honor.
Obawiam się jednak, że kwestia ta dla kijowskiej junty będzie niezrozumiała.
Homo sovieticus rozumie bowiem tylko język siły.
Dawno temu, gdy prawdę o „sowieckim raju” można było przemycać jedynie w powieściach sf, bracia Arkadij i Borys Strugaccy (na podstawie ich powieści Piknik na skraju drogi powstał kultowy film Stalker) obnażyli mentalność sowieckiego człowieka.
W powieści Trudno być bogiem (oczywiście dziejącej się w odległości 500 lat świetlnych od Ziemi) padają słowa, które… charakteryzują sowiecką mentalność. I jednocześnie wskazują sposób, w jaki należy postępować z nimi.
Chama należy bić w mordę, bo kiedy go głaszczesz, on cię ugryzie!
Tymczasem my bawimy się z Kijowem w jakąś subtelną dyplomację i bolejemy, gdy ten nas zwyczajnie olewa.
A tu trzeba być Orbánem.
Bo chociaż Ukraińcy na niego psioczą, to jednak… szanują.
Nas natomiast traktują niczym jakieś gospodarstwo pomocnicze. To wina, niestety, również prezydenta Andrzeja Dudy i jego niefortunnej wypowiedzi, że jesteśmy sługą narodu ukraińskiego.
No to się wczuli w rolę pana!
Tymczasem Rosja już całkiem otwarcie dokonuje nalotów terrorystycznych. Bombardowane są nawet tak odległe od linii frontu miasta, jak Lwów.
Czeka nas zatem kolejna fala uchodźców.
Tym bardziej musimy więc postawić sprawę jasno.
Albo likwidacja banderowskich statui, obrażających pamięć zamordowanych Polaków połączona ze zgodą na masowe ekshumacje prowadzone przez polski IPN na terenie Ukrainy, albo… remont pasów startowych na lotnisku w Rzeszowie oraz dróg prowadzących do przejść granicznych z Ukrainą.
W konflikcie Rosja – Ukraina Polska musi w końcu przestać pomijać swoje żywotne interesy.
Rząd premiera Tuska wydaje się jednak niezdolny do takich działań.
Tymczasem Zełenski zachowuje się tak, jakby chciał przekonać nawet najbardziej filoukraińskich Polaków, że na wschodzie mamy dwóch wrogów. Ale to z kolei prowadzi do wniosku, że w polskim interesie jest, by konflikt między nimi trwał jak najdłużej.
Opowieści o „walczących za naszą wolność Ukraińcach” są całkowicie wyssane z palca. To tylko zużyty już szantaż emocjonalny.
Rany są zbyt świeże, zaś postawa Ukraińców zamiast prowadzić do pojednania tylko jątrzy.
Raptem w lutym posiadająca polskie obywatelstwo niejaka Natalia Panczenko miała grozić buntem mieszkających w Polsce Ukraińców w przypadku narastania antyukraińskich nastrojów. Rzecz jasna kijowska ambasada zaraz to zdementowała.
Ale to przecież nie kto inny, ale wywodzący się z Ukrainy carski minister Aleksander Gorczakow stwierdził, że aby jakaś wiadomość była prawdziwa potrzebne jest jej oficjalne dementi. ;)
Poza tym w interpretacji Kijowa antyukraińskie nastroje wywołuje przypominanie faktów, godzących w ich wizję dziejów zupełnie nie liczącą się z naszą. Co więcej, kwestionowanie wydumanej przez współczesnych banderowców roli UPA jest na Ukrainie… karalne!
Kijów robi zatem wszystko, by w Polsce zapanowało przekonanie o dwóch wrogach za wschodnią granicą.
Ale to na dłuższą metę nie jest dobre dla żadnej ze stron.
13.07 2025
fot.: facebook
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 146 odsłon
Komentarze
gambit nomenklatury
14 Lipca, 2025 - 12:57
Uprzejmie donoszę, że Kijów podwala się do Berlina. Oni wyraźnie mają się ku sobie. Wszyscy to widzą. Kijów kocha Berlin za żarcie. A Berlin kocha Kijów za wzięcie. Ale tak jednych jak i drugich, to Polska najbardziej uwiera, tak jak kamyczek w bucie piechura. A z tym daleko nie zajdą ale póki co, robią do siebie słodkie umizgi, niepomni losu Andrieja Własowa czy też prowidnyka Wołynia od 1942 roku, Dmytro Semenowycza Klaczkiwskiego. Niepomni dlatego, że zarówno jedni jak i drudzy są mistrzami w zakłamywaniu swojej. historii.
Berlin chce Ukrainą osłabić i ujarzmić Rosję, by dyktować jej własne warunki współpracy, gdy obie strony konfliktu zdecydują się na rozejm czy na jakiś kompromis. Jednocześnie pomoc dla Ukrainy bardzo obciąża Polskę, blokuje konieczne inwestycje, co też jest Berlinowi na rękę. Słabi muszą się słuchać. Kijów ze swojej strony wierzy, że Berlin otworzy Ukrainie drzwi do członkostwa w Unii Europejskiej i stanie się dla Niemiec ważniejszy od współpracy z Polską. Stare urojenia, aczkowiek jak dotąd tylko jednostronne, są nie do wykarczowania.
I w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz. A jak nie chcą, to sięga się wtedy po tego trzeciego do towarzystwa, by wymusić dobre chęci. W tym też celu UE bezwstydnie sięga teraz, jak zawsze na bazie demokratycznych wartości, po względy Chin Ludowych. Tam gdzie bogini Fortuna kusi swoimi wdziękami, tam obowiązuje moralność Kalego. Przypomina nieco burdel, ale jak się tak dobrze przyjrzeć UE … Ta sama moralność stosowana jest wobec tworzenia w świecie wizerunku Polski, made in Germany. Niemcy skumali się z Żydami celem wspólnych korzyści kosztem innych, a tę sztukę mają naprawdę opanowaną do perfekcji.