PEDAGOG: rozważania o plagiacie
Mój ulubieny (copyraight by Arnold Boczek) doktorant stanu wojennego, obecnie zaś PT. profesor dr hab., przede wszystkim zaś „doskonałość naukowa” Bogusław Śliwerski raczył znowu przysrać.
Zgodnie z zamierzeniem ww. osrana tym razem ma być p. Joanna Gruba, która ośmieliła się wytknąć „doskonałemu” zaiwanienie dzieła dr Józefa Wieczorka, za co musiał cyklicznie na swoim blogu przepraszać.
Śliwerski pisze:
Pani J. Gruba przed laty pisała o plagiacie pewnego profesora na Uniwersytecie Śląskim. Po jakimś czasie usunęła z sieci tę wiadomość. Czyżby potrzebny był sygnalista, by jej o tym przypomnieć, czy może zarzut był fałszywy? W Internecie nic nie ginie. Nie czytałem, by przeprosiła za publiczne oskarżenie?
Przyznam, że aż mnie zmroziło. Wszak potwierdzenie informacji o plagiacie na UŚ zajmuje góra 3-4 minuty.
Oto w tekście opublikowanym 17 lipca 2017 r. na Onecie (Śliwerski, jako były pezetperowiec, zapewne portal ten uważa za wiarygodny) czytamy:
Jeden z wykładowców wydziału filologicznego Uniwersytetu Śląskiego został pozbawiony na rok prawa do wykonywania zawodu. Powodem podjętej wczoraj przez komisję dyscyplinarną decyzji, było potwierdzenie zarzutów dotyczących plagiatu. O sprawie jako pierwsza poinformowała katowicka Gazeta Wyborcza.
https://wiadomosci.onet.pl/slask/wykladowca-uniwersytetu-slaskiego-ukara...
To jak? Ja, zwykły magister, jestem w stanie odnaleźć informację, która dla pana profesora jest zakryta mgłą tajemną i dlatego prowokuje do wysnuwania zupełnie nie liczących się z rzeczywistością wniosków, a nawet sugerowania, że p. Joanna Gruba powinna przeprosić za wyimaginowane oczernienie niewinnego człowieka?
Taka nieumiejętność posługiwania się podstawowym narzędziem pracy humanisty (czy nawet pedagoga), jakim jest internet i jego zasoby zakrawa dziś na kalectwo.
I to ciężkie kalectwo!
Swoją drogą informacji o plagiatach, często popełnianych przez luminarzy polskiej nauki, jest w necie całkiem sporo.
Za dużo, chciałoby się powiedzieć.
Ale… obserwując przez kilka dekad pewną katedrę na całkiem poważnej uczelni wyższej daleki byłbym od posądzania ich o zwykłą kradzież.
To po prostu rezultat stosunków, często przypominających feudalne. Ktoś, kto jest pierwszy w uniwersyteckim porządku dziobania bez jakichkolwiek zahamowań korzysta z pracy swoich wasali (czy też raczej białych murzynów). Należy mu się...
Tak było przez lata. Co najwyżej bardziej „ludzki pan/pani” pozwalał dopisywać często głównego autora „jego” dzieła jako osobę... wykonującą pewną część badań.
Teraz jest inaczej. W cytowanym już tekście Onetu czytamy:
Sprawa wyszła na jaw, gdy o swoich podejrzeniach wobec jednego z wykładowców, powiadomiła władze uczelni jedna ze studentek. W ubiegłym roku młoda kobieta miała się zorientować, że jej praca z 2012 roku - prezentacje i artykuł związany z tematyką obcojęzycznych tłumaczeń - została splagiatowana przez wykładowcę. Podobne pretensje wobec wykładowcy zgłosili również inni studenci UŚ.
(op. cit.)
Niestety, niektórzy ciągle nie potrafią się przestawić.
Ale po co zagłębiać się w takie szczegóły?
Lepiej napisać, że Joanna Gruba nie przeprosiła za domniemane oszczerstwa. Wszak nikt tego i tak nie sprawdzi i da wiarę „doskonałemu” profesorowi.
Przy czym, co trzeba przyznać, Śliwerskiemu nie brakuje sprytu. On wszak niczego kategorycznie nie twierdzi… A więc przed ewentualnym sądem zasłoni się niejasnością swoich opinii, do czego niestety ma prawo.
Gog, Magog... i Pedagog chciałoby się powiedzieć.
26.02 2024
rys. pixabay
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1559 odsłon
Komentarze
Co wolno wojewodzie...
27 Lutego, 2024 - 14:46
A po co Pan Wykładowca wykładał?
Żeby się za przeproszeniem zmarnowało gdzieś na półkach placówki i w jakimś prywatnym archiwum?
Inni wykładają taki towar na lady, trzeba sprzedać, klient czeka.
A tu wyłożył i ma z tego nic nie mieć??
Powiedzmy, jest logika choć zasad brak.
Jak w mojej pracy odrzuconej przez... promotora. Bo miałem być jak inni mułem piszącym kolejny rozdział jego doktoratu. Niewielkie poprawki, redakcja i doktoracik jak malowany!!!
Moje szczęście. Było jeszcze dwóch"komisjantów".
Docenili ogrom pracy i badań w terenie. Ja dostałem obronioną czwórkę a bidok musiał sam napisać rozdział.
Pamiętam tylko, wił się wygadując, jakie bzdury napisałem.
A dziś"moje bzdury" to wersja obowiązująca. Hmm...może sprawdzę czy mi tego jaka Figura nie zajumała?
Dr.brian