Maltuzjanizm katastroficzny liberalnej lewicy
Recepta jest prosta aż do bulu (copyright by Komorowski). Trzeba masowo stosować antykoncepcję oraz pilnować, by kobiety miały dostęp do swojego największego prawa wg lewicy, czyli do aborcji. Wówczas żadna powódź nie będzie straszna.
Zacznijmy od początku. Na facebookowym profilu niejakiego Adama Wajraka pojawił się wpis, powstały na kanwie nowej „powodzi tysiąclecia”, jaka aktualnie nawiedza południowo-zachodnią Polskę.
Prócz normalnych niestety w tej banieczce utyskiwań nad głupotą społeczeństwa, które nie dostrzega nadciągającej wielkimi krokami mega katastrofy klimatycznej nie brak też, o dziwo, głosów rozsądku.
Na podstawie dostępnych danych historycznych i współczesnych analiz, można zauważyć, że zjawiska takie jak susze i powodzie były obecne w Polsce od wieków. Jednak obecnie, dzięki zaawansowanym technologiom i lepszej dostępności danych, jesteśmy w stanie dokładniej monitorować i analizować te zjawiska.
Zaś inny user przytomnie zauważył kierunek, w jakim powinna kierować się energia tzw. klimatystów,
Nakłaniajcie Chiny na zmianę. Jeździjcie tam i na "globalne południe" protestować. Jeśli zrobią chociaż tyle, co Europa(i Polska), zmiana dla naszej planety będzie kolosalna.
Najwyraźniej niezadowolony z dyskusji Wajrak opublikował kolejny wpis.
Pomińmy całą masę jego potakiwaczy. Najistotniejszy wpis, nie tylko moim zdaniem, ale też facebooka:
Ma Pan rację. Zapewne trzeba będzie „zredukować” populację. Gratuluję przenikliwości oraz wniosków, które są omawiane od dawna podczas konferencji naukowych. A przepraszam nikt przecież Pana na nie zaprasza. Bo Pan jest „celebrytą GW” a nie naukowcem. Więc Pańska opinia znaczy tyle co nic.
Nieco rozszerzony przez kolejnego usera.
Aż w końcu dochodzimy do sedna.
Powszechna antykoncepcja i aborcja, eufemistycznie nazywana „prawami kobiet”. Wajrak przyznaje, że, owszem, z klimatem w historii już nie tak bywało, ale to, co wyróżnia nasze czasy, to liczebność Ludzkości.
Jak pamiętamy (a powinniśmy!) pod koniec XVIII wieku angielski ekonomista, zarazem duchowny Kościoła anglikańskiego Thomas Malthus opublikował teorię zwaną statyczną teorią zasobów lub też teorią przeludnienia. Po latach została określona krócej – maltuzjanizm. Otóż podstawę jej stanowiło twierdzenie, że liczba ludności rośnie w postępie geometrycznym zaś produkcja żywności – arytmetycznym.
Taki stan prowadzi zatem nieuchronnie do sytuacji przeludnienia, a zatem klęsk głodu, wojen itp.
Na szczęście tuż po opublikowaniu ww. teorii nastąpiła jednak tzw. rewolucja przemysłowa i podstawowe założenie Malthusa (arytmetyczny wzrost produkcji żywności) wzięło w łeb. Drugim przełomem, już za naszych czasów, była tzw. zielona rewolucja. Dzięki pracom genetyków całego świata wprowadzono odmiany roślin (w Polsce głównie pszenica, żyto) bardziej niskopiennych. Widać to było na naszych polach. Zboża ongiś wybujałe ponad miarę stały się niskie. Dzięki temu roślina zamiast budowania łodygi kształtowała użyteczne nasiona. Klęski głodu zaczęły znikać. Dzisiaj są jedynie pobocznym skutkiem działań wojennych i klęsk żywiołowych.
Natura jednak nie znosi próżni. Liczni neomaltuzjaniści zastąpili żywność a to ropą naftową (cywilizacja miała upaść wobec wyczerpania jej zasobów), zasobami naturalnymi Ziemi czy też zanieczyszczeniem środowiska.
Wszyscy jednak za Thomasem Malthusem upatrują receptę na przetrwanie naszej cywilizacji w ograniczeniu urodzeń.
Apogeum szaleństwa jeszcze przed nami. Natomiast warto odnotować pochodzący sprzed 43 lat i opracowany na polecenie 39 prezydenta USA Jimmego Cartera dokument tzw. raport Global 2000. Czytamy w nim:
Jeśli utrzymają się aktualne trendy, świat w 2000 roku będzie bardziej zatłoczony i zanieczyszczony, mniej stabilny ekologicznie i bardziej podatny na zaburzenia niż świat, w którym żyjemy dzisiaj. Wyraźnie dostrzegamy poważne problemy związane z liczbą ludności, zasobami i środowiskiem, do których zmierzamy. Pomimo większej produkcji materialnej, ludność świata będzie uboższa w wielu dziedzinach. Dla setek milionów osób w skrajnej biedzie, perspektywa zaspokojenia głodu i innych potrzeb życiowych nie poprawi się. Dla wielu się pogorszy.
Przyszłość pokazała jednak należne miejsce tym… przepowiedniom.
Ropą naftową, a raczej jej brakiem straszyć też już się nie da, pozostał zatem klimatyzm. W wydaniu Wajraka i jemu podobnych jest to raczej maltuzjanizm katastroficzny,
Nie da się bowiem ukryć, że tzw. ekstremalne zjawiska pogodowe, jakie to wg klimatystów dzieją się za sprawą emisji tzw. gazów cieplarnianych przez człowieka i jego działalność, występowały również wcześniej. Ba, i to w o wiele większym nasileniu. Pomijam już ilość dwutlenku węgla w atmosferze, bowiem ta w przeszłości Ziemi był nawet kilka razy wyższa niż obecnie.
Ale przyjrzyjmy się bardziej współczesnym czasom. Grenlandia, czyli „zielony ląd”, przez kilka wieków była miejscem osiedlania się Wikingów. Tu, gdzie teraz jest ponad kilometrowa pokrywa lodowa ongiś istniały wioski, a mieszkańcy hodowali bydło i uprawiali pola.
Ba, winna latorośl zawędrowała nawet na Pomorze.
I wszystko bez ingerencji Człowieka.
Wajrak to widzi. Ale straszy dalej.
Tak, gwałtowne zjawiska pogodowe były, nawet gwałtowniejsze. Tak, było o wiele cieplej niż teraz i stężenie CO2 w atmosferze też było wyższe i to nie raz. Tak, wielkie wymierania też były - przynajmniej kilka. Powiem wam czego za to nie było. Otóż nie było 8 miliardów ludzi żyjących dzięki bardzo kruchej, opartej na rolnictwie i zależnej od stabilnego klimatu i usług ekosystemowych cywilizacji.
A skoro były i są to znaczy, ze nijak ich wyeliminować się nie da. Można jednak ograniczyć.
Oto Głuchołazy. Miasto istniejące nieprzerwanie od XIII wieku. Wielka woda kolejny raz doprowadziła do zniszczeń przypominających wojenne. Miasto liczy ponad 13 tysięcy mieszkańców.
Gdyby jednak wprowadzić rzeczywistą kontrolę urodzeń, aborcje do 9 miesiąca ciąży itp. po jakimś czasie liczbę ludności można by ograniczyć do 2 tys. osób.
Czyli potencjalnych poszkodowanych byłoby 6 razy mniej, niż obecnie.
Tak samo w przypadku innych miejsc, innych kataklizmów… i to na całym świecie.
Jedyna recepta liberalnej lewicy na zapobieganie skutkom kataklizmów to redukcja ludności.
Cała reszta to tylko didaskalia.
17.09 2024
Fotografie przedstawiają wielką powódź z września 1938 r. w Nysie (wówczas – Neisse). Wielkie powodzie na tamtym terenie to zjawisko stosunkowo częste. Mieszkający tam Niemcy pamiętali największą powódź z 1829 r. ale i następne – z 1883 i 1903. Po tej ostatniej zbudowano wielki zbiornik retencyjny, zwany dzisiaj Jeziorem Otmuchowskim.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 405 odsłon
Komentarze
Ale uratowałam jaskółki brzegówki i zimorodki!
17 Września, 2024 - 22:32
Jak by tu krótko?
19 Września, 2024 - 04:23
Tych wszystkich przychlastów toczy ay vay rak umysłu.
A jak chcą redukować przeludnienie, niech zaczną od siebie.
By trochę zredukować total wkurw, zacytuję stareńkiego suchara.
rozbitkowie na tratwie mają zapas wody lecz brak pożywienia.
Postanowili wylosować jednego do zjedzenia.
Trafiło na gryzipiórka w okularach.
Ja protestuję!!! Protestuję!!!
Bo niby co?
Bbooo, jjaaa. Ja piszę pamiętnik!
Dr.brian