SN utrzymał wyrok poznański w mocy

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kraj

Pamiętamy nie tak dawne jeszcze filipiki osób atakujących bez pardonu ofiarę pedofila w sutannie „Kasię” i zarzucających jej nawet walkę z Kościołem. Wtorkowe orzeczenie SN zamyka długą drogę procesową.

Krytycy wyroku poznańskiego posuwali się do dosłownego cytowania wyroku karnego zapadłego w stosunku do byłego księdza B. po to, by wykazywać, iż w postępowaniu cywilnym dokonano nadużycia.

Tymczasem ustalenia sądu karnego nie mają znaczenia. Nieudowodnione według reguł postępowania karnego w procesie karnym fakty mogą być uznane za dowiedzione w postępowaniu cywilnym. Należy bowiem jednoznacznie stwierdzić, że związanie normą zawartą w art. 11 KPC dotyczy jedynie ustalonych w sentencji wyroku znamion przestępstwa, a także okoliczności jego popełnienia, dotyczących czasu, miejsca, poczytalności sprawcy itp. Wszelkie inne ustalenia prawomocnego, skazującego wyroku karnego, wykraczające poza elementy stanu faktycznego przestępstwa, nie mają mocy wiążącej dla sądu cywilnego, nawet jeśli zawarte są w sentencji wyroku. Nie są również wiążące okoliczności powołane w uzasadnieniu wyroku. W szczególności nie wiąże sądu cywilnego ustalenie, że skazany nie popełnił innego przestępstwa.

Ktoś, kto tego nie jest w stanie pojąć, swoją aktywność blogerską czy też quasi-dziennikarską powinien ograniczyć do porad przydatnych Pani Domu bądź też pisać wyłącznie nekrologi.

Tymczasem rozumowanie Sądów wszystkich instancji jest przekonujące.

„Analizując wskazane w uzasadnieniu wyroku orzecznictwo sądowe w tym Sądu Najwyższego dotyczące stosowania art. 417 KC, który statuuje odpowiedzialność Skarbu Państwa za szkody wyrządzone przez funkcjonariuszy „przy wykonywaniu” władzy publicznej Sąd Okręgowy wskazał na pogląd, że istnieje możliwość przyjęcia stanu wyrządzenia szkody przy wykonywaniu powierzonej czynności także wówczas, gdy wprawdzie podwładny działał w interesie osobistym, ale wykonanie czynności służbowej umożliwiło mu wyrządzenie szkody. Taka liberalna i szeroka interpretację pojęcia „przy wykonywaniu powierzonej czynności” należycie nadto zapewnia ochronę osób poszkodowanych, które de facto – jak w okolicznościach faktycznych sprawy niniejszej – mogą mieć bardzo niewielkie szanse uzyskania stosownych świadczeń od bezpośredniego.

Odwołując się do opracowania M. N. opublikowanego w Przeglądzie Sądowym ze stycznia 2014, „Odpowiedzialność Kościoła (...) za molestowanie przez księży (prawo USA i prawo polskie)”, Sąd Okręgowy wskazał, że autor analizując przypadki nadużyć seksualnych wobec małoletnich, m.in. doszedł do wniosku, że przyjęcie odpowiedzialności kościoła (diecezji) za molestowanie małoletnich przez księży wynika przede wszystkim z faktu, że sprawcy rzeczonych nadużyć - księża wykorzystywali swoją pozycję duchownych, osób publicznych, mający wielki autorytet u małoletnich, „przedstawicieli” Pana Boga na ziemi. Małoletni to przeważnie uczniowie, uczęszczający na religię i zajęcia w różnych kółkach katechetycznych w parafiach, ministranci mający wielkie zaufanie do księży. Gdyby sprawcy nie byli księżmi do molestowania by nie doszło, gdyż małoletni nie mieli by spotkań z nimi. Stanowisko księdza stwarzało możliwości kontaktu z małoletnimi i sprzyjało molestowaniu, czy ułatwiało je, co pozostawało w związku z inkardynacją księdza (z powołaniem przez biskupa, przypisaniem do parafii), zakresem jego czynności, przynajmniej niektórych, wynikających z prawa kanonicznego lub powierzonych (np. katechetom). Molestowanie odbywało się najczęściej w miejscach służbowych księdza - na plebanii, gdzie mieszkał i przyjmował wiernych, w salkach katechetycznych przy kościele, czy nawet w kościele. To daje podstawy do stosowania art. 430 KC, a w pewnych przypadkach art. 429 KC, a w wypadku, gdy przełożeni wiedzieli o przestępstwie i je ukrywali – art. 416 KC.

Podzielając ten pogląd Sąd Okręgowy odwołał się także do artykułu (...) „Odpowiedzialność Kościoła za szkody wyrządzone przez księży” (Państwo i Prawo rok 2015, Nr 3, s. 6 i nast.).

Biorąc pod uwagę ustalone fakty i powyższe rozważania powyższe Sąd doszedł do przekonania, iż R. B. wyrządził szkodę przy wykonaniu powierzonych mu czynności duszpasterskich, choć niewątpliwie działał w celu osobistym.

Realizacja powierzonych R. B. czynności stała się źródłem wyrządzenia powódce szkody.

Kwestia hierarchicznego podporządkowania sprawcy władzy przełożonych – zarówno przełożonego generalnego Towarzystwa (...) dla (...) jak i przełożonego Domu (...) w S. - była pomiędzy stronami bezsporna.

Jeśli chodzi o relację pomiędzy R. B., a Towarzystwem (...) dla (...) to nie może ulegać wątpliwości, że bezpośredni sprawca szkody był niejako „wychowankiem” tego instytutu. Towarzystwo (...) przyjęło go do nowicjatu, gdzie badano jego przydatność do życia konsekrowanego (co wynika wprost z kanonu 646). Następnie szkolono go w seminarium umożliwiając zdobycie tytułu magistra teologii. Na tym etapie również podlegał weryfikacji „zdatności”. Następnie przełożony generalny zadecydował o wysłaniu go do pierwszej pracy w parafii w B. (później zaś zdecydował o jego przeniesieniu do Parafii i Domu (...) w S.). Przyjąć zatem należy, iż przełożony uznał, że jest to osoba legitymująca się odpowiednimi kompetencjami i jednocześnie nie ma takich okoliczności, które stałyby na przeszkodzie prawidłowemu realizowaniu przez niego powierzonych obowiązków. Powyższe przesłanki są adekwatne dla „wyboru” w rozumieniu art. 429 KC. W niniejszej sprawie pozwany nie podjął nawet próby dowiedzenia, że nie ponosi winy w wyborze.

Sąd Okręgowy rozważał też, czy przy wykonywaniu powierzonych czynności R. B. podlegał bezpośredniemu zwierzchnictwu przełożonego generalnego Towarzystwa (...) dla (...) czy też od momentu skierowania do pracy podległ wyłącznie przełożonym innych kościelnych osób prawnych, w tym m.in. i w szczególności przełożonemu pozwanego Domu (...) w S. W ocenie Sądu w omawianym zakresie odwołać należy się do zapisów prawa kanonicznego zawartych w części III poświęconej instytutom życia konsekrowanego i stowarzyszeniom życia apostolskiego.

W niniejszej sprawie bezspornym jest, że pozwani należą do struktury hierarchicznej.

Pozwany Dom (...) w S. został erygowany przez przełożonego generalnego Towarzystwa (...) dla (...).

Wskazane w uzasadnieniu przepisy prawa kanonicznego dowodzą, że rola Towarzystwa (...) dla (...) nie sprowadzała się wyłącznie do decyzji o przyjęciu R. B. w struktury Instytutu, a następnie powierzenia mu funkcji wikarego parafialnego i skierowania do pracy z młodzieżą najpierw w B., następnie w S., ale przełożony generalny zachowywał nad nim bezpośrednią władzę zwierzchnią przez cały czas pełnienia posługi i to niezależnie od zwierzchnictwa przełożonego drugiego z pozwanych.

Powyższe wskazuje jednoznacznie, że odpowiedzialność pozwanego Towarzystwa (...) dla (...) należy zakwalifikować jako odpowiedzialność zwierzchnika z art. 430 KC w oparciu o zasadę ryzyka. Nie zwalnia z niej ani brak winy w wyborze, ani brak wiedzy o przestępstwie R. B.

Jednocześnie przyjęcie odpowiedzialności Towarzystwa (...) dla (...)nie wyłącza przypisania jej także Domowi (...) w S., którego przełożony dysponował władzą wobec R. B. w ramach powierzonego mu zadania, czyli podstawowej jednostki w strukturze hierarchicznej i to także w oparciu o art. 430 KC.

Jednocześnie odpowiedzialność obu pozwanych należy zakwalifikować jako solidarną stosownie do przepisu art. 441§ 1 KC z konsekwencjami wynikającymi z § 2 i 3 KC.

(…)

Odpowiedzialność kościelnej osoby prawnej na gruncie obowiązującego kodeksu cywilnego nie różni się od odpowiedzialności innych osób prawnych w tym Skarbu Państwa.

(…)

Ponad ustalenia Sądu Okręgowego wskazać należy na okoliczności związane ze święceniami udzielonymi księdzu B. po procesie formacji w czasie nowicjatu a następnie pobytu w seminarium duchownym, gdzie jego przełożeni m.in. mieli dokonać rozeznania czy ma on kwalifikacje także moralne do ich otrzymania. Przed udzieleniem święceń m.in. R. B. w dniu 17 maja 2005 r. na pytanie biskupa: „Czy są oni godni” rektor Seminarium Duchownego Księży C. odpowiedział: „Po zbadaniu opinii wiernych oraz przełożonych odpowiedzialnych za ich formacje uznano ich za godnych święceń” (k. 254v-255).

Tymczasem z opinii biegłych psychiatrów z dnia 26 listopada 2008 roku wynika, że R. B. od kilku lat przejawiał skłonności i zachowania pedofilne. Biegli wskazali, że wykazywał on skłonności do zachowań aspołecznych, brak poszanowania wyższych wartości oraz skłonność do podporządkowywania ich dla realizacji własnych potrzeb. Jak zeznał R. B. na rozprawie dnia 14 grudnia 2016 r. jedynie raz na początku nowicjatu rozmawiał z nim psycholog. Udzielenie mu święceń i powierzenie mu wykonywania funkcji kapłana niewątpliwie stanowiło winę w wyborze.

Na zwrócenie uwagi zasługują także fakty, że jego przełożeni w Domu (...)m mimo, że byli zdziwieni faktem, iż przyprowadza dziewczynkę do swego mieszkania na plebanii, choć parafia dysponowała salką umożliwiającą spotkania z dziećmi (ksiądz K. K. – jego zeznania złożone na rozprawie dnia 5 października 2016 r.) względnie mieli wiedzę, że powódka nocuje na plebanii a ksiądz opuszcza bez stosownego zezwolenia Dom Zakonny (ksiądz J. S.) nie interesowali się tym stwierdzając, że mieli do księdza R. zaufanie. Jak się okazało zaufanie to było nieuzasadnione a wskazane podejście przełożonych należy ocenić jako brak należytego nadzoru.

To moim zdaniem najważniejszy fragment uzasadnienia wyroku Sądu Apelacyjnego w Poznaniu z dnia 2 października 2018 r. (I ACA 539/18).

Ta sprawa nie ujawnia zatem „antyklerykalizmu” czy też „walki z Kościołem” Kasi i „skupionego wokół niej lewactwa”.

Ta sprawa ujawnia zupełnie co innego – otóż kompletny brak kontroli Instytucji Kościelnych kleryków. Każdy, kto będzie się nieco starał, ma szansę.

A kiedy już trafi do Instytucji może latami działać bezkarnie.

Były ksiądz, na dodatek zakonnik B. mógł działać, bowiem mieli do niego zaufanie.

Może więc cena, jaką za nie Zakon musiał zapłacić spowoduje, że księża będą obserwowani przez swoich przełożonych.

I reakcja będzie następować natychmiast, a nie dopiero po wyrokach sądowych/artykułach w prasie.

 

Niekontrolowana władza bardzo szybko prowadzi do deprawacji jej posiadacza. Szczególnie wtedy, gdy jest wsparta o autorytet bóstwa.

 

31.03 2020

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.1 (9 głosów)

Komentarze

 Nie będę komentował samego procesu, bo zbyt wielu jego uczestników zrobiło na nim zwyczajny interes, czy to dyskredytując cały kościół katolicki za jednego zboczeńca ("be" - zrobił to z dziewczynką a nie z chłopcem!), czy biorąc udział w zysku z drakońskiego odszkodowania (nie oceniam ani nie wyceniam szkody wynikającej z gwałtu a jedynie porównuję je do innych wyroków i odszkodowań w wyrokach innych poszkodowanych w gwałtach, które zbyt często były wręcz symboliczne lub nawet zapadały wyroki uniewinniające zboczeńców!)

 Oczekuję od tego "sprawiedliwego" wymiaru dokończenia sprawy pedofilii z dworca centralnego w Warszawie w którą zamieszane było szemrane towarzystwo z korpusu dyplomatycznego (nieletni chłopcy byli wynajmowani przez pederastów jako męskie dziwki - ciekawe ile im państwo za to zapłaci odszkodowania?) a sprawa jak dotąd jest całkowicie przemilczana przez progenderowskie "łżemendia."

 Jeśli sądy wszystkich instancji przyjęły (w sprawie sprzed wielu lat) zeznania poszkodowanej i świadków w sprawie gwałtu, to pytam do jasnej cholery dlaczego przy publicznych oskarżeniach o branie łapówek sprzed zaledwie paru lat (gdzie zeznający świadkowie nie mają żadnego materialnego interesu a nawet grozi im za to kara) marszałek senatu nie został postawiony w stan oskarżenia, czy tylko dlatego, że nie jest księdzem ani zakonnikiem?

Vote up!
1
Vote down!
-1

niezależny Poznań

#1624229