Psy.Baron.
Moja dziewczyna miała psa. Jakiego, na początku, nie wiedziałem. Byłem pewny, że to jeden z tych małych. Bo zawsze gdy go wspominała to mówiła o nim: „mój pieseczek”. Pies wabił się „Baron”, ale nigdy nie słyszałem, aby mówiła o nim inaczej jak „Baronik”.
W końcu go jednak zobaczyłem. Bullterier. Spełniły się moje najgorsze koszmary. „Piesek” wyglądał mi na mordercę: oczy miał zimne, nieruchome i nabiegłe krwią. Patrzył nimi na mnie, a dziewczyna sobie poszła do kuchni. Bałem się ruszyć. Nawet palcem. I nie oddychałem. Co najmniej z pół godziny. A on stał tam nieruchomy i się na mnie gapił. Gdyby teoria względności nie została już wcześniej wymyślona, ja bym to zrobił. Tak mi się ten czas dłużył. Względnie.
I stało się. „Piesek” rzucił mi się do gardła. Chciałem coś krzyknąć, ale zleciały by się tylko nietoperze. Bo tylko one mnie usłyszałyby. Taki wysoki dźwięk zacząłem z siebie wydawać. Baron zaczął mnie lizać. Chyba bardziej mu się spodobałem niż on mi.
Baron był terrorystą. Terroryzował mnie. Gdy była dziewczyna to udawał aniołeczka. Lecz gdy tylko wychodziła to się zmieniał nie do poznania. Odprowadzał ją do samych drzwi machając ogonem. Potem wracał, patrzył na mnie wyzywająco i ładował się na kanapę. Gdy raz go próbowałem go z niej zgonić to na mnie zawarczał i pokazał mi swoje ząbki. Więcej już nie próbowałem. Gdy opowiadałem o tym dziewczynie to nie chciała w to uwierzyć. Baronik?
To co wyczytałem o tych psach jakoś mi się nie zgadzało. Po pierwsze wcale nie były głupie. Tylko najzwyczajniej im się nie chciało. Wszystko olewały. Ale gdy Baron poczuł jedzenie to natychmiast mądrzał. Wykonywał polecenia szybciej niż mu się je wydawało.
Nie trzeba było do niego mówić krótkimi zdaniami, aby zrozumiał. Rozmawiało się z nim jak z człowiekiem. I nie było prawdą, że bullteriery przyzwyczajają się do osób tylko wtedy gdy są młode. Gdy poznałem Barona to miał prawie osiem lat. I zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
Baron potrafił swoim wyglądem wzbudzać respekt. U innych psów także. Pewność siebie była u niego widoczna nawet w chodzie, po sposobie poruszania się. Często robił za rozjemcę. Gdy się inne psy biły. Wskakiwał między nie i na nie warczał. I żaden się nie odważył mu odszczeknąć.
Kiedyś ktoś mnie poprosił o pomoc w pchaniu samochodu. Miał jakieś problemy z zapłonem. Po kilometrze takiego pchania na chwilę się zatrzymaliśmy. Aby nieco odsapnąć. W kabinie zauważyłem jakiegoś psa. Był bardzo podobny do Barona. Siedział obok jakiegoś człowieka. Może właściciela samochodu? Nawet się go o tego psa spytałem. Odpowiedział mi nie otwierając ust:
- Niech Pan tego potwora zabierze.
Bo to był Baron. Jak się okazało bardzo lubił jeździć autem. A właściciel nie miał odwagi go wyprosić ze swojego samochodu. Nawet nie miał odwagi sam z niego wyjść.
Z czasem zacząłem z Baronem wychodzić na spacery. Ogólnie był na nich bardzo grzeczny i co chwila się oglądał do tyłu. Jakby sprawdzał czy gdzieś nie uciekłem. I zacząłem go puszczać bez smyczy.
Raz zobaczył jakiegoś psa i za nim pobiegł. A ja ile sił w nogach za nim. Zdyszany do niego dobiegłem. Stał w miejscu i się nie ruszał. Po drugim psie nie było ani śladu. Pomyślałem, że albo go już zjadł, albo zdążył on już uciec. Ale najbardziej mnie zafrapowało coś innego.
Było ciemno i już dosyć późno. Lecz na samym szczycie słupa lampy ktoś coś robił. Trochę się zdziwiłem, że o takiej porze. Ale jako elektryk długo się nie dziwiłem. Poza tym usłyszałem błagalny głos ze słupa:ll
- Zabierz stąd, Panie, tego tygrysa!
Szedłem do sklepu. Zabrałem Barona ze sobą. Na smyczy i w kagańcu. Po osiedlu biegał sobie luzem jakiś rottweiler. Obok niego chodziła spokojnie jego właścicielka. Mówię, więc, do niej:
- Niech mu Pani chociaż założy kaganiec.
- Ale on nikomu nie robi krzywdy.
I spacerowała dalej jak gdyby nigdy nic. Całkiem możliwe, że to nie był agresywny pies. Ale ja się go najzwyczajniej w świecie bałem. I z powodu wielkości, i z powodu rasy. Widocznie jestem już takim rasistą.
Zanim wszedłem do sklepu to rozwinąłem smycz i ściągnąłem Baronowi kaganiec. Tak na wszelki wypadek. Nieładnie zresztą by było zostawić go bezbronnym. Bo zdążyłem się do niego przywiązać ostatnimi czasy.
Zrobiłem już zakupy i stałem w kolejce do kasy. Ale się nie doczekałem. Przed sklepem wyniklo jakieś zamieszanie. Przeczucie mi mówiło, że ma to coś wspólnego z Baronem. Sprawdziłem. Faktycznie.
Rottweiler może i był łagodny, Ale nie wobec innych psów. Rzucił się na Barona siedzącego sobie spokojnie przed sklepem. No, i trup gotowy. Właścicielka rottweilera w szoku, ja także. No, a ile było później kłopotów!
Baron nie znosił zwłaszcza dwóch jamników jednej właścicielki. Te maleństwa szczekały i rzucały się w jego stronę jakby go chciały rozszarpać. Na szczęście smycz im życie ratowała. Więc tylko prychał i szedł dalej. Któregoś wieczoru, a właściwie już nocy, wyprowadziłem go na spacer. Ponieważ była to już bardzo późna pora, nie zakładałem mu nawet kagańca. I wtedy napatoczył się jeden z tych jamników. Skądś wracał zamyślony. Jak zobaczył Barona to aż staną zaskoczony w miejscu. Zresztą zaskoczenie było obustronne. Gdy minęło, to się zaczęło. Jamnik uciekał, Baron go gonił. Niedługo. Zdążyłem tylko pomyślec: "no, to po jamniku".
Baron go dopadł już po paru susach. Jamnik wydzierał się jak opętany. Wcale mu się nie dziwię. Bym się też nie zdziwił gdyby przemknęło mu przed oczyma te całe jego pieskie życie. Ale widocznie nie nadszedł jeszcze jego czas. Baron co prawda kłapnął tymi swoimi zębiskami, ale jamnika nie zjadł. Chwycił go tylko za skórę na karku i zaniósł do najbliższego kubła na śmici. Tam też wrzucił. Dopiero jamnik zaczął hałasować!
Innym razem szczekał na niego wilczur. Jak opętany rzucał się na siatkę. Był na swoim podwórku więc mógł się czuć bezpiecznie. Okazało się, że jednak nie mógł. Baron zachował spokój. Ani razu nie szczeknął. Tylko się uważnie rozejrzał. Poczym niespiesznie podreptał wzdłuż siatki ogrodzenia aż na podwórko wilczura. Gdy go zobaczył to aż zrobił mu się czrwony ryjek. Miał taki gdy był bardzo zadowolony. Wilczur był wielki i bez kagańca. Ale mu to w niczym nie pomogło. Baron atakował go tylko swoją jajowatą głową. Wystarczyło. Potem jak tylko widział wilczur Barona to czmychał przed nim niczym zając. Nie ubliżając zającom. C.d.n…
"Naszywka z przodu". Fragment.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 564 odsłony