Psy. Bywa i tak...

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog
 
  Do dziewczyny przyszła koleżanka. Chwilę smutno posiedziała, po czym zaszlochała. Trudno było nam z początku zrozumieć  o co jej chodzi. Historia wyglądała tak: jej synek bardzo chciał mieć psa. Ale długo się przed tym wzbraniali z mężem. W końcu jednak mu ulegli. Wiadomo - jedynak. 
  Postanowili kupić mu psa najmniejszego z możliwych. I takiego mu kupili. Rasowego. Synek się bardzo ucieszył z tego prezentu. Praktycznie nigdy się z nim nie rozstawał. Na wyjazd nad morze też go zabrał. I tam wydarzyła się tragedia. Pieska zadziobała na śmierć jakaś wściekła chyba mewa. I to na oczach zszokowanego dziecka.
    Rodzice byli także zszokowani. Coś trzeba było jednak szybko wymyślić, bo dziecko bardzo płakało. Powiedzieli mu, więc, że to tylko tak na niby. Piesek jest żywy, cały i zdrowy. I wkrótce do niego wróci. 
  Szukali i dokładnie takiego samego znaleźli. Ojciec nie liczył się z kosztami. Bo go było na to stać, a poza tym wiadomo - jedynak. I tu następuje najsmutniejsza część historii. Matka koleżanki wyciągała z lodówki zamrożonego kurczaka. Tak nieszczęśliwie, że jej wypadł z rąk wprost na głowę pieska. I go zabił. Jakby się ktoś pytał: mnie przy tym nie było.
 
Kiedyś kupiłem sobie dżinsy. Zielone. Były to jeszcze czasy towarów spod lady. Więc byłem z nich bardzo dumny. A, że zielone? W niedzielę wyszedłem w nich na spacer. Na niewielkim, kilkunastocentymetrowym, metalowym płotku przed moim blokiem siedział jakiś człowiek. Znałem go z widzenia, ale nigdy z nim nie rozmawiałem. Obok niego siedział na ziemi jakiś mały piesek. Myślę, że jego. Przeszedłem, więc, obok niego i jego psa. Zresztą innej drogi nie było. Gdy tylko ich minąłem poczułem w łydce ból. Zaskoczony wydarłem się w niebogłosy. Pies-szuja zaczął ujadać. Bo użarł mnie cichaczem. 
  Spojrzałem na jego pana. Miałem nadzieję, że jakoś zareaguje. Nic z tego. Nawet  nie spojrzał na mnie. Był bardzo zajęty oglądaniem gwiazd na niebie. Chociaż to był dzień i do tego słoneczny. Jeszcze żałośniej ode mnie prezentowały się moje nowe spodnie. Jedna nogawka w nich była prawie urwana. Chcąc nie chcąc wróciłem do domu.
   Po kilku dniach sytuacja się powtórzyła: on siedział na płotku, a pies spokojnie i jakby sennie leżał obok niego. Ale tym razem nie dałem się na to nabrać. Byłem czujny. Gdy minąłem tą parę gwałtownie się odwróciłem i kopnąłem na ślepo. Akurat pies podbiegał do mnie cicho i chyb znów zamierzał mnie użreć. Ale nadział się centralnie na moją stopę i poleciał wysoko w górę. Chyba jako jeden z nielicznych ludzi widziałem latającego psa. Wrednego. Wyzywająco spojrzałem w kierunku właściciela. Ale on znowu oglądał gwiazdy..C.d.n…
 "Naszywka z produ". Fragment.
5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)

Komentarze

Opowiadał mi pewnien instalator, że jego kuzynka miała ratlerka, którego porwał jastrząb. . Na trawniku, podczas spaceru, ptak nagle sfrunął, uniósł pieska do góry i po prostu odleciał z nim. A wszystko to na oczach oniemiałego z wrażenia małego chłopca. Kiedy kuzynka ta kupiła kolejnego ratlerka, doszło do nieszczęśliwego wypadku. Wyjmowany z zamrażarki, ofoliowany kurczak, wyślizgnął się z rąk kobiety i trafił prosto w głowę, kręcącego się przy jej nogach pieska. Śmierć zwierzęcia była natychmiastowa.

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1472152

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika Verita nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

przezabawne..oczywiście wtedy, gdy się je czyta.Gdy się je współprzeżywa są smutne..prawie  jak..wygaszanie Polski.Pozdrawiam .:-)

Vote up!
1
Vote down!
-2

Verita

#1472168