Тaнки идyт!

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Popularna teza, głoszona przez wielką masę znaffcuff wszystkiego jest mniej więcej taka – Putas specjalnie wysyła stary sprzęt na Ukrainę, by kiedy żołnierze ukraińscy wystrzelają już zachodnią amunicję niszcząc przy okazji stary złom pamiętający jeszcze Breżniewa, rozjechać ich najnowszymi konstrukcjami. Tymczasem…

Od pokazania na defiladzie jednego z najlepszych potencjalnie czołgów świata (T-14 Armata) mija już… 7 lat. Okazuje się jednak, że poza wypuszczeniem krótkiej serii (krótkiej jak na rosyjskie warunki i ich doktrynę wojenną) 80-100 sztuk produkcja utknęła. Ten supernowoczesny czołg jest przeładowany elektroniką, a ta zawodzi, a nawet nie spełnia wymagań pola walki.

Konkretnie chodzi o system kierowania ogniem. Ludzi, którzy swoją znajomość czołgu wynoszą z „Czterech pancernych” może to dziwić – wszak Gustlika oko było niezawodne, przynajmniej w ostatniej serii. Na początku celowniczym-dowódcą był bowiem Olgierd (w książce i w realu był to czołg z działem 3-calowym – 76,2 mm. Dopiero kolejna wersja wymagała załogi 5-osobowej, i tak pod pancerz trafił kapral Wichura. Niestety, w filmie od początku jest tylko model z działem 85 mm). Ba, nawet ci, którym przyszło odsługiwać wojsko w latach stanu wojennego i przypadkowo trafili do jednostki pancernej też są zdziwieni – wszak celowniki były optyczne, co najwyżej wspomagane podczerwienią tak, że w warunkach nocnych cel był widoczny.

Ale T-14 miał stanowić odpowiedź na czołgi typu Abrams M1A2; dokładnie takie, jakie zakupić ma polska armia. Oko celowniczego zastąpiły więc układy elektroniczne, w teorii dające blisko 100-procentową pewność trafienia.

Nic z tego nie wychodzi. Jak na razie czołg „zasłynął” awarią podczas defilady w 2015 roku. Ze względu na ciężar nie dało się go odholować, co wzbudziło nawet pewną wesołość wśród obserwatorów.

Wielki plan wyposażenia armii federacji rosyjskiej w ok. 2300 czołgów nowej generacji pozostał planem. Przed wybuchem wojny z Ukrainą zakładano, że produkcja ruszy dopiero w 2024 roku.

Tymczasem sankcje mogą spowodować, że T-14 zostanie tylko obiecującym projektem. A to dlatego, że Rosja nie będąc w stanie samodzielnie wyprodukować odpowiednich urządzeń optoelektronicznych skazana była na import koniecznych podzespołów z Francji. A tu - szlaban.

Ze względu na stopień skomplikowania trudno liczyć w tej mierze na Chiny.

Tak więc po drogach i bezdrożach Ukrainy mozolnie przesuwają się nie „przestarzałe”, ale będące na normalnym wyposażeniu czołgi.

Tempo natarcia jest zaś „oszałamiające”. Wystarczy tylko porównać z „owsianą” armią Adolfa Hitlera w 1941 roku. Wehrmacht, w którym na każdy czołg przypadało około 200 koni, po trzech tygodniach wszedł w głąb Związku Sowieckiego na około 600 km. To wystarczy, by z Donbasu dojechać do Przemyśla. A raczej dojść, bowiem gros żołnierzy niemieckich maszerował w głąb Rosji na piechotę – tak samo, jak za Napoleona.

Tymczasem wyposażona w czołgi, transportery i ciężarówki armia FR ledwie przesuwa się w głąb Ukrainy.

Nie śmiejmy się jednak ze sprzętu, często dwakroć starszego niż ich załogi. Trzeba pamiętać, że czołgi w każdej armii bywają… długowieczne. Oto najdłużej walcząca na świecie armia, izraelska, pośród blisko 4000 czołgów posiada 100 sztuk stareńkiego sowieckiego czołgu T-55 i dwakroć więcej T-62. Najważniejszy jest przebieg. Czołg, tak samo jak samochód wyścigowy, nie nadaje się bowiem do codziennej jazdy. Naprawa główna niczym w starym sowieckim motocyklu Dniepr (kopia BMW Sahara. Uwaga, plany Stalin otrzymał legalnie jako zapłatę za sowiecką benzynę pozwalającą Luftwaffe atakować Anglię), co najwyżej po 4 - 6 tysiącach km. A czołgi latami stoją w jednostkach i przejeżdżają rocznie na poligonach od 30 do 100 km. Nawet w Anglii czołg będący w służbie 6 lat może nie mieć przejechanych nawet 100 mil (ok. 165 km).

Oczywiście posiadanie T-55 i T-62 to efekt wojny sześciodniowej (Izrael kontra arabscy sąsiedzi) w 1967. Jak łatwo policzyć sowieckie tanki mają już co najmniej 55 lat.

Dlatego ruscy pancerniacy do walki jadą na czołgach pamiętających jeszcze „interwencję” w Afganistanie.

Oto liczący sobie już pół wieku czołg T-72. Zgodnie z sowiecką doktryną wojenną miało go być tyle, by swoją ilością skompensował przewagę techniczną pojazdów NATO. Co z tego, że w latach 1970-tych przeżywalność tego czołgu na „współczesnym polu bitwy” obliczano na 3-5 minut, skoro ilość miała zmiażdżyć Bundeswehrę?

Myliłby się, i to srodze, ten, kto T-72 uznałby za maszynę muzealną. Przede wszystkim wyposażono go w nowy system kierowania ogniem „Kalina” - z jego pomocą załoga może śledzić wrogie jednostki pancerne, komputer balistyczny podaje potrzebne nastawy działa itp. Nowa armata, co prawda tego samego kalibru, co w najwcześniejszej wersji (gładkolufowa 125 mm) pozwala na nawiązanie równorzędnej walki z czołgami innych państw.

Wreszcie wymieniono silnik. Zamiast 780 KM rozwija teraz moc 1100 KM, co pozwala na osiąganie nawet 70 km/h – tak jak Leopard 2.

Wzmocniono także pancerz – teraz odpowiada temu, jaki chroni czołg kolejnej generacji, T-90. Wg danych dostępnych w Internecie takich czołgów Rosja ma około 2000, zaś w rezerwie kolejne 8000 starszych wersji, które jednak mogą być w ciągu kilku tygodni uzdatnione do aktualnej wersji T-72B3M.

Kolejny model – T-90A. Niech nas nie zmyli cyfra. Tak naprawdę to tylko kolejna modyfikacja T-72. Jedynie konstrukcja wieży musiała ulec znaczącym modyfikacjom, bowiem stosowane do produkcji wież odlewanych (od czasów T-34 co najmniej) linie technologiczne musiały w końcu zostać zatrzymane.

Zamiast odlewanej skorupy T-90A wyposażony został w wieżę spawaną.

Kolejny typ czołgu używanego na Ukrainie to T-80.

Jedyny w tym gronie oparty nie na T-72, a na wcześniejszym o blisko dekadę T-64. Najbardziej paliwożerny w tym gronie, gdyż wyposażony w… turbinę gazową.

Pod względem pancerza i uzbrojenia nie odbiega jednak od pozostałych.

Przyznam, że czytając zamieszczone w wikipedii dane techniczne poczuwam... dysonans poznawczy. Z czasów mojej służby wojskowej pamiętam bowiem aż za dokładnie zużycie paliwa czołgu T-72. Teraz zaś czytam, że jest ono dwakroć mniejsze.

Obawiam się, że to dezinformacja, w dobrej wierze zaczerpnięta z materiałów promocyjnych ww. maszyn.

Tak naprawdę zużycie paliwa rzędu 600 - 750 l/100 km w przypadku T-72 i T-90 nie powinno dziwić. Oraz mogące przekroczyć nawet… 1000 l/100 km T-80. Stąd właśnie biorą się te wszystkie porzucane pojazdy. Ruscy zupełnie zapomnieli o logistyce, a na dodatek ukraińscy żołnierze wiedzą dokładnie, jak bardzo ważne dla współczesnej armii jest zaopatrzenie i strzelają do cystern.

Tak wygląda armia pancerna Federacji Rosyjskiej w akcji.

Wyżej wymienione pojazdy są jak najbardziej podatne na atak istniejącą już bronią przeciwpancerną. A że projektowane w minionej epoce nie zapewniają odpowiedniej ochrony załogom.

Zniszczenie tego typu czołgu najczęściej oznacza więc „unieszkodliwienie siły żywej nieprzyjaciela”, czyli śmierć jadących w nim żołnierzy.

T-14 daje szansę na przeżycie na poziomie Abramsa. Aktualnie jest to jednak obiekt defiladowy, a nie realne zagrożenie. Zastosowanie bojowe? Tylko w charakterze blokady drogi czy skrzyżowania. Jeśli oczywiście dojedzie na miejsce i nie rozkraczy się po drodze.

Rosja tak naprawdę poza bronią jądrową nie posiada nic, czym mogłaby wystraszyć resztę świata.

Poza liczebnością armii, co jednak w połączeniu z deczko muzealnym sprzętem i prymitywną taktyką (vide: Ukraina) rodzi problem czysto logistyczny – gdzie ich wszystkich potem chować… Armia Federacji bowiem nie chce zajmować się swoimi poległymi.

15.03 2022

Ps. Jeśli nowy etap „gwiezdnych wojen” pozwolił na opracowanie systemu, który będzie niszczył rakiety balistyczne bądź na wyrzutni, bądź po opuszczeniu stratosfery, Rosja jest powalona na kolana. I pozostanie już w tej pozycji.

Swoją drogą przypomina mi się opowiadanie sf niejakiego Alana Deana Fostera, zamieszczone w antologii Rakietowe Szlaki (1978) pt. Polacy to ludzie łagodni.

Zdobyliśmy panowanie nad światem, ale… wykorzystaliśmy je tylko do tego, by raz na zawsze położyć kres wszelkim wojnom.

Każdy potencjalny agresor musiał bowiem liczyć się z kosmicznym atakiem niszczącym jego uzbrojenie.

________________________________

fot. T-14 (wikipedia)

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.6 (11 głosów)

Komentarze

Vote up!
6
Vote down!
0
#1642302

Przez Krasnu płaszczijadku jediot Armata.

Przed wybałuszonym okiem psubrata.

Na jej pokładzie z kanałów rura.

Tłum głupków krzyczy.

Urra, wciąż urra!

Z tyłu tak zwany napęd, turbina.

Co się od byle śmieci zacina.

Czołgiści mają fest bóle głowy.

Nie sposób zmienić ją w polowym.

Warsztacie, ciężka, paliwożerna.

Długość wymiany? Strasznia, niezmierna.

Jak już dowloką, 12 godzin, jeśli się specom wszystko powodzi.

Paliwo jak smok pije wiadrami, lepiej niż wprawieni wojacy sami.

Tymczasem Abrams tak już wyśmiany, cichym zabójcą słusznie nazwany.

Jeździ na każdym paliwie świata, no, może węgla z drewnem nie zmiata.

Też jest turbina, dobrze się sprawie.

Lecz o ból głowy ruskich przyprawia.

Warsztat polowy wymienia silnik w prawie godzinę, zasięg ogromny, nie straszne miny wściekłość kacapia.

Ruski z techniką swoją się wtapia.

A drony i ręczne fest javeliny.

Psują dopiero tak butne miny.

 

 

Vote up!
4
Vote down!
0

brian

#1642317