Sędziokracja zamiast państwa prawa. Kilka słów po wyroku TK
Środowy wyrok TK obudził stare upiory.
Przypomnijmy.
SN w uchwale z dnia 31 maja 2017 r. (I KZP 4/17) uznał, że:
... postanowienie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 16 listopada 2015 r. Nr PU.117.45.2015 zostało wydane na takim etapie postępowania karnego, na którym prawo łaski nie może być zastosowane. Zasada działania organów władzy publicznej na podstawie prawa i w jego granicach (art. 7 Konstytucji RP -zasada legalizmu) została naruszona poprzez przekroczenie granic, w których prawo łaski może być udzielone. (…)
Mając na względzie te uwagi, trzeba stwierdzić, że zastosowanie prawa łaski przed datą prawomocności wyroku nie wywołuje skutków procesowych.
Postępowanie, które zostało wszczęte wniesieniem aktu oskarżenia przez właściwy organ procesowy, niezależnie od stopnia jego zawansowania, toczy się z udziałem stron do jego prawomocnego zakończenia. Dopiero w sytuacji, gdy efektem prowadzonego postępowania będzie wydanie prawomocnego wyroku przesądzającego kwestie winy (skazującego), powstaje możliwość wydania aktu łaski dostosowanego do prawnokarnej zawartości tego wyroku. Wydanie prawomocnego wyroku skazującego stanowi więc warunek sine qua non zastosowania prawa łaski.
Z tych wszystkich powodów należało orzec jak w uchwale.
Do powyższego wniosku prześwietni sędziowie SN doszli na podstawie takiego oto rozumowania:
…zdanie drugie art. 139 Konstytucji RP ma kluczowe znaczenie w procesie ustalenia treści prawa łaski. Skoro bowiem na zasadzie wyjątku ściśle określa status osób, które nie mogą być beneficjentami prawa łaski, to jednocześnie w sposób pozytywny dookreśla to, czego w zdaniu pierwszym art. 139 Konstytucji RP nie zawarto.
Zdanie drugie, jako wyjątek od zasady, wyrażać musi tę samą myśl, która implicite zawarta jest w zdaniu pierwszym art.139 Konstytucji RP. Jeżeli więc, wyłączone jest prawo łaski wobec osób skazanych przez Trybunał Stanu, to z tej normy należy wyprowadzić wniosek, że prawo łaski ma zastosowanie wobec pozostałych osób skazanych.
Pisałem rok temu, dzisiaj także powtórzę.
Taki wywód, jak przedstawiony wyżej, w logice nosi nazwę błędu odwróconej akcydentalizacji.
Na czym ów polega? Otóż na wywiedzeniu ze zdania szczegółowego zdania ogólnego.
To tak, jakby ze zdania: Moja żona jest nauczycielką wywieść twierdzenia ogólne:
Wszystkie żony są nauczycielkami
albo
Każda nauczycielka jest żoną.
Odrzućmy masę propagandowego hejtu.
Wtedy pozostaje tylko (i aż) spór o granicę pojęcia „prawo łaski”.
SN, a wraz z nim zgraja POżytecznych idiotów zawęża to pojęcie.
W powołanej wyżej uchwale 7 sędziów z 31.5.2017 r. SN stwierdził wyraźnie:
„Prawo łaski, jako uprawnienie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej określone w art. 139 zdanie pierwsze Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, może być realizowane wyłącznie wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem sądu (osób skazanych)”.
17 lipca 2018 r. (K9/17) Trybunał Konstytucyjny naprawił rażący błąd logiczny popełniony wcześniej przez Sąd Najwyższy w uchwale z dnia 31 maja 2017 r.
Odmiennie, i to na bazie przepisów obecnej Konstytucji, w której to obronie występuje oPOzycja sędziów nie wyłączając, Trybunał stwierdził, że:
Z historycznego punktu widzenia, pojęcie prawa łaski ma więc charakter generalny i obejmuje wszelkie postacie łagodzenia odpowiedzialności karnej, a zatem może polegać nie tylko na zmniejszeniu albo uchyleniu kary zasądzonej prawomocnym wyrokiem. W rachubę wchodziła tu bowiem, i wchodzi, także zmiana kary na inną, restytucja, zatarcie skazania, zawieszenie wykonania kary czy też warunkowe zwolnienie z obowiązku jej odbycia w całości albo w części. W prawie łaski mieszczą się też instytucje: amnestii, abolicji generalnej i indywidualnej, a nawet rehabilitacji. Dlatego należy zwrócić uwagę na fundamentalną regułę, że jeśli konstytucja czegoś nie rozróżnia, czy też nie wprowadza różnorakich ograniczeń, nie do Trybunału Konstytucyjnego należy ich dostrzeganie, czy też wprowadzanie (lege constitutionale non distinguente nec nostrum est distinguere).
Trybunał Konstytucyjny podkreśla błędność poglądu, że konstytucyjne prawo łaski jest limitowane (czy też dookreślane) przepisami k.p.k., to jest, że ustawa wyznacza granice tej instytucji. Prawo łaski jest konstytucyjną prerogatywą Prezydenta, której treści – w braku wprost wyrażonej woli ustrojodawcy – nie może określać akt prawny niższego rzędu. Rzecz jasna, w systemach prawnych niektórych państw konstytucyjne prawo łaski bywa wypełniane treścią przez przepisy niższej rangi, wynika to jednak wyraźnie z postanowień konstytucji, (…).
Polski ustrojodawca przyjął model tzw. formuły ogólnej, posługując się najszerszym pojęciem: „prawo łaski”. Tymczasem w państwach, w których przyjęto taki model, nie budzi wątpliwości, że prawo łaski obejmuje także abolicję indywidualną (m.in. Konstytucja Stanów Zjednoczonych Ameryki). W innych modelach wyłączenie abolicji indywidualnej jest albo dokonane wprost w konstytucji, albo też następuje w ustawie, wydanej na podstawie postanowienia konstytucyjnego. W polskiej Konstytucji ustrojodawca nie skorzystał z żadnej z tych możliwości.
https://ipo.trybunal.gov.pl/ipo/Sprawa?cid=1&dokument=17179&sprawa=19453
Nadmierny zakres art. 139 Konstytucji dostrzegał również PiS nim jeszcze stał się partią rządzącą.
W projekcie Konstytucji z 2010 r. znajduje się przepis art. 71 ust. 1 pkt 13: „Prezydent Rzeczypospolitej (…) stosuje, w trybie określonym w ustawie, prawo łaski wobec osób skazanych prawomocnym wyrokiem sądu”.
PiS stał (stoi nadal?) zatem na stanowisku, by zakres obecnego przepisu art. 139 Konstytucji ograniczyć.
Skoro jednak nadal obowiązuje nie ma powodu, by go nie stosować, szczególnie w przypadku wyroku drastycznie politycznego, jakim było skazanie Mariusza Kamińskiego i innych na karę bezwzględnego więzienia przez sędziego nie ukrywającego swojej nienawiści do PiS.
Hipokryzja togowych widoczna jest szczególnie mocno, kiedy porówna się dziwną łagodność wyroków wobec komunistycznych bandytów w rodzaju Kiszczaka czy Jaruzelskiego.
Myli się jednak ten, ze cała sprawa może być zamknięta w ciasnych ramach PiS – antyPiS.
Wspomniana wyżej uchwała SN nie byłaby możliwa w państwie, w którym zachowana jest znana od czasów Monteskiusza koncepcja równowagi trzech władz.
Wyraźnie pisał o tym profesor prawa z UMCS w Lublinie Romuald Kmiecik:
Ułaskawienie abolicyjne, na które zdecydował się Prezydent RP w sprawie Mariusza Kamińskiego (i innych oskarżonych), skazanego nieprawomocnie w sposób niewspółmiernie surowy, spowodowało nieuchronną konieczność umorzenia postępowania, co też uczynił sąd odwoławczy1. Przypisanie przez sąd meriti umyślności w działaniu oskarżonego „na szkodę interesu publicznego lub prywatnego” (art. 231 § 1 KK) wypada pozostawić bez komentarza. Nie wydaje się, aby ewentualne uprawomocnienie się tego rodzaju wyroku, któremu zapobiegł abolicyjny zakaz Prezydenta, mogło podnieść społeczny prestiż sądowego wymiaru sprawiedliwości – decyzja Prezydenta zatem była aktem łaski nie tylko wobec oskarżonych.
Całkiem nieoczekiwanie jednak, bo wbrew poglądom prawnym wielu autorów podręczników i komentarzy, wśród nich również wybitnego profesora prawa i sędziego Sądu Najwyższego w jednej osobie, Tomasza Grzegorczyka, Sąd Najwyższy w postępowaniu kasacyjnym postanowił „odebrać” Prezydentowi tę prerogatywę konstytucyjną, uznając akt abolicyjny za nieskuteczny.
Zamiast odmówić rozstrzygnięcia przedstawionego przez skład trójosobowy SN zagadnienia prawnego, które w konkretnej sprawie rozpoznawanej zgodnie z prawem, nie może już mieć znaczenia prawnego – a to wobec podjęcia przez Prezydenta RP aktu abolicji indywidualnej zakazującej prowadzenia postępowania – Sąd Najwyższy przystąpił do oceny skuteczności (!), a więc ważności prezydenckiego aktu urzędowego, jakim jest zastosowanie prawa łaski (art. 144 ust. 1 i 3 pkt 18 Konstytucji). Sąd Najwyższy najwyraźniej przekroczył ramy swoich kompetencji, niezależnie bowiem od oceny prawidłowości aktu Prezydenta, choćby nawet akt ten uznawał za wadliwy, Sąd Najwyższy nie jest organem uprawnionym do derogacji skuteczności (ważności) aktów urzędowych, które Prezydent wydaje „korzystając ze swoich konstytucyjnych i ustawowych kompetencji” (art. 144 ust. 1). Wśród trzydziestu rodzajów aktów urzędowych Prezydenta nie wymagających nawet kontrasygnaty (art. 144 ust. 2 i 3) Konstytucja wymienia „stosowanie prawa łaski” (pkt 18).
Ważności prawnej, a w konsekwencji skuteczności prawnoprocesowej tego aktu urzędowego Prezydenta, podobnie jak dwudziestu dziewięciu pozostałych, żaden sąd powszechny lub administracyjny, Najwyższy czy Naczelny, a nawet Trybunał Konstytucyjny, nie jest w stanie podważyć w sposób prawnie wiążący. O naruszeniu Konstytucji w związku z działalnością urzędową Prezydenta może orzec prawomocnie wyłącznie Trybunał Stanu, stosownie do art. 145 ust. 1 Konstytucji. Jedynie akty normatywne Prezydenta (rozporządzenia) może oceniać ze skutkiem prawnie wiążącym Trybunał Konstytucyjny (art. 188 pkt 3 w zw. z art. 142 Konstytucji).
Wykładnia Sądu Najwyższego stwierdzająca, że akt urzędowy Prezydenta w zakresie abolicji indywidualnej jako formy aktu łaski jest prawnie bezskuteczny mogłaby eo ipso oznaczać, że Prezydent „naruszył Konstytucję”, a tego rodzaju działanie Sądu Najwyższego wkracza w sferę kompetencji Trybunału Stanu, którym Sąd Najwyższy nie jest. W istocie swoją uchwałą Sąd Najwyższy wszedł w potencjalny, choć mało realny w przyszłości konflikt kompetencyjny nie tyle z Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej (dla Prezydenta i jego aktów urzędowych pogląd Sądu Najwyższego nie ma żadnego znaczenia prawnego), ile z Trybunałem Stanu, którego uprawnienia konstytucyjne – najoględniej mówiąc Sąd Najwyższy przypisał sobie. Oczywiście nie wszystkie, tylko te dotyczące konkludentnego stwierdzenia „naruszenia Konstytucji”, bo przecież Sąd Najwyższy nie odważył się jeszcze pociągnąć Prezydenta do odpowiedzialności konstytucyjnej. Konstytucjonaliści powinni rozstrzygnąć, czy potencjalny spór kompetencyjny między Sądem Najwyższym a Trybunałem Stanu, mógłby w tym wypadku należeć do właściwości Trybunału Konstytucyjnego w myśl art. 189 Konstytucji.
Jeżeli natomiast Trybunał Konstytucyjny dostrzeże cechy sporu kompetencyjnego między Prezydentem RP a Sądem Najwyższym i podda sprawę swojej kognicji, postępowanie karne zostanie zawieszone, a dalszy bieg procesu zależał będzie od decyzji Trybunału Konstytucyjnego. Tak czy inaczej „derogująca” skuteczność prerogatywy Prezydenta RP uchwała Sądu Najwyższego jest podwójnym przekroczeniem uprawnień, zarówno względem prerogatyw prezydenckich, jak i potencjalnie kompetencji Trybunału Stanu.
(Jeszcze raz o abolicji indywidualnej, Prokuratura i Prawo, nr 12, 2017)
Sąd Najwyższy zatem złamał prawo. I trudno raczej domniemywać, że uczynił to nieświadomie.
Jest to po prostu kolejny krok w przekształcaniu państwa prawnego w republikę sędziowską.
Prof. Leszek Kubicki, sędzia SN w stanie spoczynku, były minister sprawiedliwości w rządzie Wołodymyra Cimoszewicza wyraźnie określił, jaka jego zdaniem jest rola sądów w RP:
I Pałac Prezydencki odpowiada, że Sąd Najwyższy nie może oceniać prerogatywy prezydenta.
Może, jeżeli ta prerogatywa jest wykonywana wbrew prawu. Instytucja ułaskawienia nie jest normowana tylko w art. 139 Konstytucji, ale jest w całym systemie prawnym i ona musi być traktowana całościowo. Przepis Art. 139 Konstytucji jest obudowany, doprecyzowany, dookreślony w Kodeksie postępowania karnego, gdzie jest cały rozdział Kodeksu zatytułowały "Postępowanie w przedmiocie ułaskawienia".
Tak więc zdaniem profesora prawa (co prawda o mocno czerwonym rodowodzie) mamy do czynienia z nadrzędnością władzy sądowniczej. Ona bowiem ustala, czy będący zgodnie z art. 126 u. 1 Konstytucji najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej i gwarantem ciągłości władzy państwowej Prezydent RP złamał prawo, czy też nie. I w zależności od swojego osądu uwzględnia akty władcze prezydenta, albo też nie.
Rychło patrzeć, jak SN uchwali, że odmowa powołania jakiegoś. Jasia Fuzekli na stanowisko sędziego jest niezgodna z prawem. Przyjmie go zatem w skład najlepszej kasty.
Tak właśnie wygląda początek republiki sędziowskiej, a nie państwo prawne.
Die Richter über alles!
Tak właśnie mści się lansowana przez lewicę praktycznie od 4 czerwca 1989 r. zasada niekomentowania wyroków sądowych.
Pozwoliliśmy urosnąć hydrze.
Zamiast pilnować zaraz po 4 czerwca 1989 r., kiedy świeże w pamięci były wyczyny niektórych podczas stanu wojennego, całe środowisko objęte zostało ochroną nowej władzy.
Coraz liczniejsze głosy pokrzywdzonych kwitowano krótko – są niezadowoleni z wyroków, bo przegrali swoje sprawy.
W domyśle – tyle samo było zadowolonych.
A system coraz szybciej się staczał.
Nie wierzę w skuteczność żadnej reformy, która nie przywróci suwerenowi, a więc społeczeństwu, rzeczywistego udziału w wymiarze sprawiedliwości.
Ten tajemny sposób na uzdrowienie Temidy wymyślono już dawno temu.
I wszędzie tam, gdzie został wprowadzony, sprawdza się.
Nawet w Rosji.
To sądy przysięgłe, w których sędzia zawodowy prowadzi jedynie rozprawę i orzeka o wysokości wyroku.
Nie decyduje jednoosobowo o winie i karze.
O winie zaś decydują wybrani spośród obywateli przysięgli.
Prawdziwa reforma daleko przed nami.
I choć zarzuca się, ze tak naprawdę chodzi jedynie o przeczołganie najlepszej kasty, to przecież chcemy tylko jednego - by sędziowie na powrót zaczęli stąpać po ziemi.
27.06 2019
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1042 odsłony