Jego ekscelencja Żulik. Dyplomacja à la manière russe (1)

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Dawno temu, i to tak dawno, że ówczesne dziewczyny zostały już en gros babciami, bawiliśmy się w piaskownicy. Mały, otoczony niewysokim betonowym murkiem prostokąt, zawsze na wiosnę wypełniany był żółciutkim piaskiem. Im jednak bliżej było do jesieni, tym bardziej stawał się szary…

W tejże piaskownicy siłą rzeczy koncentrowało się nasze podwórkowe życie. Bywało, że jedna część stawała się dzielnym tankiem 102, zaś w tym samym czasie druga była domem, a piasek służył do robienia różnych wypieków, z których babki były najpopularniejsze, lecz nie jedyne. Właśnie z tamtych lat zapamiętałem scenę, jako żywo mogącą być obecnie alegorią postępowania liniejącego mocarstwa ze wschodu.

Zupełnie przez przypadek wysypałem kumplowi na głowę wiaderko piasku. Zapałał słusznym poniekąd oburzeniem i postanowił mi oddać. Rzecz jasna nie czekałem, tylko zacząłem biec w stronę domu. D. biegł za mną, sapiąc niczym niewielka lokomotywa. Na szczęście biegałem ciut lepiej, niż on tak, że dzielący nas dystans powoli, acz wyraźnie się powiększał.

D. stanął, widząc bezsens swoich wysiłków. I wtedy na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech. Zawrócił do piaskownicy i obsypał drugiego mojego ówczesnego przyjaciela, który co dopiero przyszedł się bawić i nie miał pojęcia o konflikcie.

Ja też stanąłem. Bo przecież nie było dalszego sensu ucieczki. Ja posypałem D., D. posypał K. Ten zaś, jako o ponad rok młodszy od nas nawet nie próbował oddać.

Dopiero na studiach zrozumiałem złożoność tego zjawiska. Oto D. dokonał czegoś, co niektórzy teoretycy prawa (np. Petrażycki) nazywali prazemstą. Czynność będąca domeną dzieci oraz ludów na niskim stopniu rozwoju.

Uwaga – ta piaskownicowa prazemsta była już utrzymana w duchu kodeksu Hammurabiego. Skoro D. został posypany piaskiem, musiał posypać piaskiem kogoś innego. Niekoniecznie sprawcę, jednak akt posypania musiał być dokonany. Nie mogło zastąpić go oplucie czy też uderzenie łopatką między oczy. ;)

Tymczasem pojęcie prazemsty w ujęciu naszych bardzo odległych przodków niekoniecznie polegało na adekwatnej odpłacie. Starano się raczej, by stała się ona na tyle przerażająca, że odstraszała przed powtórną próbą.

Dopiero Hammurabi wprowadził prawo talionu… Jeśli wyłupiłeś komuś oko, traciłeś swoje. Złamałeś nogę – łamano twoją. Itd.

Był to niewątpliwie postęp, jaki zapoczątkował istnienie Cywilizacji.

Europejskiej cywilizacji, zwaną także Cywilizacją Białego Człowieka.

Niestety. Nie wszystkich białych ludzi.

Oto na wschodzie Europy po kilku wiekach harmonijnego rozwoju ofiarą najeźdźców tatarskich padła Rosja wtedy nazywana Rusią. I na niespełna trzy wieki stała się lennem azjatyckich koczowników.

Co ciekawe, ten „epizod” jakoś wyparował ze świadomości dzisiejszych Rosjan. W plebiscycie organizowanym w latach 2008-2009 największym bohaterem narodowym Rosjan został Aleksander Newski. Na kolejnych miejscach spoczęli – carski minister Piotr Stołypin i… Józef Stalin. W plebiscycie udział wzięło 50 milionów obywateli Rosji.

Przyjrzyjmy się bliżej Newskiemu, gloryfikowanemu za Stalina (film S. Eisensteina z 1938 r.). Tak naprawdę był to wzorzec kolaboranta ruskiego z tatarskim najeźdźcą i, jednocześnie, broniący azjatyckiego imperium przed Zachodem*. Człowiek ów wydawał się więc pożądanym wzorem. Padał na twarz przed władzą, obojętnie jaki miałaby rodowód, jednocześnie zaś bohatersko walczył w jej obronie. Toż wzorzec dla milionów homo sovieticus wręcz idealny!

Zadziwia natomiast pozycja druga. Piotr Stołypin zasłynął bowiem jako jeden z najokrutniejszych ministrów (i premierów zarazem) za panowania Mikołaja II. Jego rządy przypadły bowiem na okres tłumienia rewolucji 1905 r. Doszło do tego, że stryczki, na których wisieli skazani, nazwane zostały „krawatami Stołypina”. Historycy okres jego rządów określili jako „reakcję stołypinowską”. Jego bowiem niewątpliwą „zasługą” było ograniczenie uprawnień ledwie co powstałej dumy państwowej i sprowadzenie jej do roli ozdobnika monarchii.

Stalina, jak sądzę, przedstawiać nie trzeba.

Jak jednak widać Rosjanie, nieprzymuszeni do tego w żaden sposób, pokazali, że największą sympatią darzą mongolskiego kolaboranta oraz ludzi, którzy po ludzku mówiąc trzymali społeczeństwo za ryj.

Jakieś mrzonki o demokracji? Czy choćby Gorbaczow???

Nie ma.

Tak daje znać nostalgia rosyjskiej duszy, tęskniącej za czasami, gdy co prawda wszyscy byli biedni, ale za to pół świata bała się Rosji. Pozostali naiwnie liczyli, że są za daleko, by np. wujek Joe wyciągnął po nich ręce.

Putin, jaki jest, powstał właśnie w wyniku tej tęsknoty.

Przeciętny ruski widzi bowiem, że od czasów Breżniewa (dalej jego pamięć nie sięga) ani jeden gensek czy też prezydent nie uczynił nic, by polepszyć jego dolę. Ale za to w czasach Leonida wiedział, że nawet zwykły katar na Kremlu jest powodem do narad w Waszyngtonie czy innym NATO.

Tymczasem Gorbaczow odebrał dwie rzeczy, będące przez dekady trwale związane z rosyjskością – alkohol i mocarstwowość.

Rozpad Imperium, w tym utrata traktowanej jako „odwieczna” rosyjska ziemia Ukrainy, wbiło ruskiego w dno.

I wtedy pojawił się Putin.

Co prawda żyje się nadal źle, ale za to rozszerzył Rosję na zachód. Tylko formalnie bowiem Białoruś jest traktowana jako odrębne państwo.

Dla ruskiego to jest znowu Rosja, zaś Łukaszenka to tylko gubernator związkowej republiki.

Atak na Ukrainę to nic innego jak tylko wyzwolenie rosyjskiej ziemi spod okupacji faszystowskiej.

Przy okazji zaś pokazuje, jak wielką siłą dysponuje dzisiejsza Rosja. Bo przecież na Ukrainie wojna toczy się nie pomiędzy „bratnimi” narodami sławiańskimi, ale pomiędzy zbiorowym Zachodem a świętą Rusią.

Znowu świat boi się Rosji…

(c.d.n.)

13.05 2022

_____________________________________________

* więcej na temat – Andrzej Nowak, Polska i Rosja

fot. pixabay

 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (10 głosów)