Im także należy się pamięć

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Historia

11 lipca to Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej. Czy jednak upamiętniając tylko część ofiar nie skazaliśmy innych na zapomnienie?

Patrząc na dzieje Ziem Wschodnich II Rzeczpospolitej widzimy przede wszystkim ogrom bestialstwa, jakie spotkało Polaków znajdujących się kolejny raz pod rosyjskim (dla porządku: wówczas zwanym sowieckim) zaborem.

Co więcej, mordowanie Polaków, w pierwszym rzędzie żołnierzy, ale nie tylko, nie jest wyłącznie „zasługą” ukraińskich nacjonalistów. Mordowali nas Białorusini, Litwini, Łotysze, Żydzi – do 22 czerwca 1941 roku noszący… czerwone opaski na rękawach. Występowali zatem w roli funkcjonariuszy państwowych, częstokroć mając oparcie w oddziałach Armii Czerwonej.

To zaś sprawia, że za mordy odpowiedzialne stało się sowieckie państwo, którego to sukcesorem mieni się dzisiejsza Rosja.

Nie tylko dlatego, że nie potrafiło zapewnić porządku na terytorium przez siebie okupowanym.

W wydanej jeszcze w 2019 roku książce Dariusza Kalińskiego Czerwony Najazd. Prawda o tym, jak Rosjanie wbili nam nóż w plecy we wrześniu 1939 roku roi się od przykładów ludobójstwa.

Nie chodzi tylko o mordowanie jeńców, co Armia Sowiecka czyniła praktycznie od pierwszego dnia agresji.

Ale najściu sowietów towarzyszyły ataki uzbrojonych band, składających się z mniejszości zamieszkujących od zawsze wschodnie tereny Rzeczpospolitej.

17 września pijani Ukraińcy z czerwonymi opaskami zażądali złożenia broni przez oddział Wojska Polskiego stacjonujący w majątku Romanówka w powiecie łuckim. Kiedy żołnierze odmówili, następnego dnia Ukraińcy zaatakowali. Po kilkugodzinnej walce, wobec pojawienia się oddziału Armii czerwonej, Polacy złożyli broń. Ukraińcy zerwali wówczas z polskich żołnierzy mundury, skrępowali ich i wrzucili na wozy drabiniaste. Znęcając się po drodze nad więźniami, wśród których byli również ranni, zawieźli ich nad przepływającą w pobliżu rzekę Stochód. Tam wszystkich potopili. W ten okrutny sposób zamordowanych zostało wówczas 50 żołnierzy Wojska Polskiego.

(Czerwony Najazd. Prawda o tym, jak Rosjanie wbili nam nóż w plecy we wrześniu 1939 roku str. 159-160)

Wg różnych szacunków tylko we wrześniu 1939 roku z rąk ukraińskich bandytów zginęło od 1,4 do 3 tysięcy Polaków.

Równie licznie przeciw Polakom wystąpiła skomunizowana mniejszość białoruska. Antypolskie zajścia na zamieszkanych przez nią ziemiach miały jeszcze gwałtowniejszy przebieg niż na tych zamieszkanych przez ludność ukraińską.

W okolicach wsi Buchowicze, niedaleko miasteczka Kobryń, 22 lub 23 września zatrzymała się mała grupka polskich oficerów. Po pewnym czasie zaatakowali ją uzbrojeni w widły, łopaty i strzelby miejscowi chłopi – Poleszucy – wspierani przez sowiecki czołg. W wyniku potyczki jeden pancerniak zginął, natomiast Polacy poddali się. Wówczas czerwonoarmiści w akcie zemsty zaczęli strzeać do jeńców. Rannych dobijali łopatami chłopi. Zwłoki pomordowanych zostały odarte z mundurów. Według źródeł ostatni sprawca tej zbrodni zmarł w 1994 roku. Ponoć do końca życia nosił na nogach „zdobyte” tamtego dnia polskie oficerki.

Również w rejonie Kobrynia operowała wyjątkowo okrutna bojówka dowodzona przez bezlitosnego kryminalistę, niejakiego Sawę Droniuka [w chwili wybuchu wojny odsiadywał wyrok za zabójstwo – HD]. Bandyci polowali na pojedynczych żołnierzy Wojska Polskiego lub niewielkie ich grupki i dokonywali na nich egzekucji. Mordowali również mieszkańców okolicznych wsi, w tym sprzyjających Polakom Białorusinów. Kobiety uśmiercano po dokonaniu na nich zbiorowych gwałtów. Broniuk chełpił się później, że w ciągu kilku tygodni on i jego ludzie zlikwidowali 312 „białopolaków”.

(…) Sprawcy mordów często starali się przysporzyć przed śmiercią jak najwięcej cierpień swoim ofiarom i wykazywali się w tym daleko posuniętą inwencją. Podczas napaści w Brzostowicy Małej w powiecie grodzieńskim ofiarom wlewano do gardeł rozrobione z wodą wapno, a następnie grzebano je żywcem. W ten sposób śmierć poniosło około 50 osób. W Bojarach w województwie białostockim mordu dokonano poprzez ukamienowanie, natomiast w powiecie drohickim ofiara została ukrzyżowana.

(ibid., str. 161-163)

Niestety, to było tylko mały fragment zbrodni, jaka dokonała się na Polakach za sprawą Związku Sowieckiego.

Cytowany wyżej autor przypomina o prawdopodobnie największej zbrodni sowieckiej, dokonanej na polskich jeńcach nieopodal Kostopola na Wołyniu (obecnie Ukraina).

Wg zeznań świadków czerwonoarmiści rozstrzelali od 2 do 3 tysięcy polskich jeńców.

Była to zapowiedź Katynia, choć gros zamordowanych pod Kostopolem stanowili zwykli żołnierze.

We wrześniu i kolejnych miesiącach mordowano jeszcze jak leci, choć oficerowie i podoficerowie mieli o wiele mniejsze szanse na zachowanie życia niż zwykli żołnierze.

Jedna z najgłośniejszych zbrodni na polskich jeńcach miała miejsce prawdopodobnie 26 września 1939 roku w Mokranach, wiosce położonej około 40 km na południowy wschód od Brześcia. Jej ofiarami była grupa 18 oficerów i podoficerów Flotylli Pińskiej, włączona do Zgrupowania KOP gen. Orlika – Rückemanna oraz 135. Pułku Piechoty. Egzekucji jeńców dokonali czerwonoarmiści i miejscowi komuniści. Sprawcy najpierw ograbili swoje ofiary z mundurów i przedmiotów osobistych.

(ibid. str. 183)

O tym, jak bardzo nieludzkie było zachowanie czerwonoarmistów na ziemiach Polski po 17 września 1939 roku świadczy szczątkowa reakcja sowieckich służb odpowiedzialnych za utrzymanie porządku na terenach podbitych.

Przestępstwa w większości uchodziły czerwonoarmistom „na sucho”, ponieważ były sankcjonowane przez najwyższe władze wojskowe. Według oficjalnych sowieckich zestawień, w jednostkach Frontu Ukraińskiego w okresie inwazji na Polskę nie mniej niż 135 żołnierzy popełniło przestępstwa, takie jak morderstwa na jeńcach i bezbronnych cywilach czy dezercja z pola walki. Ale był to zaledwie drobny ich ułamek. Sprawców pociągnięto do odpowiedzialności i w niektórych przypadkach kończyło się to nawet wyrokami śmierci. Wówczas w odpowiedzi na „nadgorliwość” prokuratury, zareagował ludowy komisariat obrony, który stwierdził w dyrektywie: „[…] prokuratura i dowództwa jednostek nazbyt zaabsorbowały się środkami karnymi… i należy zwalczać przegięcia w pociąganiu do odpowiedzialności sądowej”.

(ibid. str. 188)

Wg polskich źródeł czerwonoarmiści oraz towarzyszące im bandy komunistycznej „milicji” zamordowały około 2,5 tysiąca jeńców tylko podczas kampanii wrześniowej (a więc do początku października 1939 r.).

Okupacja sowiecka, zgodnie uznawana za o wiele cięższą od niemieckiej (do 22 czerwca 1941 roku), przyniosła terror nieporównywalny z powyższymi incydentami.

Wszyscy prawidłowo reagujemy na słowo Katyń. Ten sowiecki mord na jeńcach swoim bestialstwem przebił wszystko, co robili z oficerami pojmanymi w niewolę Japończycy czy Niemcy. Trzeba jednak pamiętać, że z około 21.768 polskich obywateli oficerowie wojska, policji i innych służb stanowili mniej więcej połowę.

W Katyniu (umownie, bowiem mordowano w różnych miejscach) sowieci zamordowali około 4 tysięcy intelektualistów, oficerów rezerwy. Pośród nich było 50 profesorów wyższych uczelni, ponad 800 lekarzy, ponad 100 literatów i dziennikarzy, nauczycieli, inżynierów, prawników oraz urzędników państwowych.

To, oraz późniejsza rzeź Warszawy w 1944 roku znacznie ułatwiło sowietyzację Polski w okresie powojennym.

Skazało nas również na „elity” przywiezione w 1944 i 1945 roku na sowieckich tankach, czego konsekwencje ponosimy jeszcze dzisiaj.

Ale polskie ofiary sowieckiej agresji to nie tylko intelektualiści.

Należy jeszcze dodać, że duża liczba polskich jeńców, niektóre szacunki mówią nawet o ponad 100 tys. ludzi, mogło zginąć po zesłaniu do sowieckich obozów ulokowanych zarówno na okupowanym terytorium Polski, jak i terenie przedwojennej sowieckiej Ukrainy oraz w głębi ZSRS, gdzie wydzielano ich do batalionów pracy. Skazani na powolną śmierć z powodu nieludzkich, katorżniczych warunków, Polacy pracowali pod nadzorem NKWD przy budowie dróg, linii kolejowych, lotnisk oraz w kopalniach i przy wyrębie lasów. Często dochodziło tam do wypadków. W jednym z łagrów w okolicach archangielska na 700 jeńców zmarło 200. Przy samej tylko budowie magistrali Lwów – Równe miała ponieść śmierć ponad połowa z 25 tysięcy zaangażowanych tam polskich jeńców. Biorąc te dane pod uwagę liczba polskich ofiar sowieckich łagrów wśród jeńców w latach 1939-41 przewyższa znacznie liczbę ofiar katyńskiego ludobójstwa. Tym polskim obywatelom, dziś często zapomnianym i bezimiennym, również należy się pamięć.

(ibid. str. 284)

Niestety. Ofiary sowieckiego terroru na ziemiach II RP nie sposób ograniczyć wyłącznie do jeńców. W równej mierze dotknął ludność cywilną.

Straty ludności cywilnej ocenia się na ok. 150 tysięcy osób. Jeśli dodać do tego zamordowanych Polaków w ramach tzw. operacji polskiej w latach 1937-38 zbliżamy się do 300 tysięcy.

Do tego wspomniani wyżej jeńcy, Polacy siłą wcieleni do Armii Czerwonej i polegli podczas wojny zimowej na terenie Finlandii…

Pamiętać należy, że mówimy o Państwie, z którym nie byliśmy w stanie wojny!

I z którym mieliśmy podpisany układ o nieagresji ważny do 1945 roku!

Tymczasem tzw. środowiska kresowe całą parę skierowały na Wołyń. Nic innego nie istnieje.

Z odrazą spoglądam na publikacje płatnych lub tylko użytecznych pachołków Kremla, którzy pod pozorem upamiętnienia Ofiar Rzezi Wołyńskiej robią wszystko, by za zbrodnie na Kresach II Rzeczpospolitej obciążyć winą tylko Ukraińców.

Innych ofiar ma nie być. Ot, może posłuchali Stalina i uciekli do Mandżurii??? A my zamiast szukać czepiamy się miłującą pokój Rosję?

Pewnie nie czepialibyśmy się pomni na ogrom ofiar, jakie poniosły narody Związku Sowieckiego po 1917 roku.

Ale to aktualny władca Rosji z dumą powiada, że jest ona sukcesorką Związku Sowieckiego. Ma dodatek żałuje, że ten ostatni sczezł!

Putin najwyraźniej zapomina, że Rosja jako kontynuatorka ZSRS musi przyjąć na siebie również ciężar Katynia, 17 września, tzw. operacji polskiej NKWD, Kołymy, tłumienia buntów chłopskich, w tym powstania tambowskiego (blisko 250 tys. ofiar cywilnych), Wielkiego Głodu na sowieckiej Ukrainie (6-15 mln) itd., itp.

Tymczasem dawny agent zbrodniczej KGB dziedzictwo ZSRS upatruje jedynie w granicach i ilości głowic atomowych.

Zamiast potrząsać cokolwiek zardzewiałą szabelką atomową, w dużej mierze odziedziczoną po ZSRS, Rosja ustami swojego prezydenta powinna prosić sąsiednie kraje o wybaczenie popełnionych zbrodni.

Tymczasem Putin wybrał drogę dokładania kolejnych. Zupełnie tak, jakby w ilości ofiar chciał doścignąć Stalina.

13.07 2022

 

fot. fragment plakatu antysowieckiego z II wojny światowej

 

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.8 (12 głosów)

Komentarze

Czy tylko ruskie? Czyje łapy unurzały się w polskiej krwi?Czy ruskie nie mieli wspólników? Oni nie poprzestali na czasach wojny mordowali nas wspierani chama i i parchami a tu jest tylko Putin winny, cały zachód przymkną oczy na zbrodnie Stalinowskie, do dzisiaj wredne angole ukrywają przed nami prawdę o Sikorskim, nie są lepsi od Niemców i ruskich teraz na fali hejtu Putin jest wszystkiemu winny każdy głos rozsądku jest duszony, bo tak sobie tego życzą Ci którzy już raz nas sprzedali, i udawali że nic nie wiedzieli o zbrodniach sowieciarzy i ich pomagierów.

Vote up!
3
Vote down!
-2
#1645702