W poszukiwaniu świętego Graala
Niektórym ludziom zabawa w szukanie pokemonów odbiera wiarę w nasz gatunek. Są tym przerażeni, uznają to za oderwanie od rzeczywistości, zbędne szukanie tego, czego nie ma, stratę czasu. Uważają, że to przejaw upadku cywilizacji i kultury. Twierdzą, że to ostateczny dowód na niebotyczną ludzką głupotę, co uzasadnia jakoby to, że dążymy do samozagłady.
Będę z tym polemizował.
Na czym polega ta zabawa? W skrócie: ściągamy na smartfona grę. W niej jest mapa, a na niej zaznaczone w przybliżeniu miejsca gdzie przebywają wirtualne twory zwane pokemonami. Należy w to miejsce pójść, poszukać pokemona i go złapać patrząc na wyświetlacz smartfona. To zwiększa nam liczbę zdobytych punktów, co pozwala wchodzić na wyższe poziomy, na których czeka nas szereg dalszych, bardziej skomplikowanych gier i zabaw terenowych. Ten pokemon to tylko współrzędne geograficzne w grze - w terenie go nie ma. Ale trzeba w to miejsce pójść - co sprawdza GPS w naszej komórce.
Od USA po Europę, w tym Polskę, ludzi, szczególnie dzieci i młodzież, ale też dorosłych, opanował szał szukania pokemonów. To stwarza różne zagrożenia - gracze wpadają pod pociąg szukając pokemonów na torach, blokują ruch na autostradzie, szukając pokemona na środku pasa drogi, toną w jeziora i bagnach, spadają z klifów, wpadają w pułapki przestępców. Poszukiwacze wchodzą do muzeów, kościołów czy na cmentarze, naruszając powagę tych miejsc.
Zachód zwariował. To niby pokazuje jak łatwo można nami manipulować. Puszczą coś na rynek, a ludzie szaleją.
Murzyni i Indianie wciąż szukają korzonków i polują na małe zwierzątka. Muzułmanie mordują niewiernych i marzą o hurysach w raju. Buddyści medytują, Chińczycy produkują koszulki z krótkimi rękawkami, Turcy dokonują samopuczu, a Polacy naprawiają Trybunał Konstytucyjny. To ma sens. A szukanie pokemonów jakoby sensu nie ma.
No ale dawno, dawno temu, gdy nie było telefonów komórkowych, Internetu i GPS-a, to też się w te pokemony bawiliśmy w harcerstwie. Były różne biegi terenowe, podchody, poszukiwanie schowanych fantów w lesie, rozwiązywanie zagadek. To też nie miało sensu?
Zupełnie nie rozumiem skąd krytyka tej zabawy. Mnie ta zabawa dodaje wiary w nasz gatunek. Ta gra jest bardzo mądra, pouczająca, kształcąca i pożyteczna. Bardzo to popieram - co dalej uzasadniam.
Ludźmi oczywiście można łatwo manipulować. Ale nie wysyłając ich w teren na poszukiwanie świętego Graala! W terenie manipulować trudniej!
Napisałem kilka notek dotyczące tego tematu. Choć wtedy gdy je pisałem, to ta pokemonowa gra była oczywiście nieznana. Była, i nadal jest, podobna gra, w którą się bawiłem parę lat temu z moimi dziećmi gdy były młodsze. Chodzi o geocaching, który opisałem w tej notce z 2008 roku: To ja wymyśliłem geokeszing!!! Przekleję fragment, w którym pochwalam geokeszing - ale pasuje to też do pokemonów:
„Najważniejsze w tym wszystkim jest utrzymywanie w sobie czegoś, co jest kluczowe w naszej łacińskiej cywilizacji : instynktu odkrywcy. Dzięki temu instynktowi nasza cywilizacja jest ekspansywna i zdominowała cały świat - dzięki temu odkryliśmy Amerykę, dotarliśmy na Księżyc, a niedługo skolonizujemy Marsa.
Wydawałoby się, że niektóre dawne ludzkie instynkty, zwyczaje czy umiejętności, są niepotrzebne i nieaktualne - dajmy na to: polowanie czy żeglowanie. Dziś moglibyśmy w ogóle nie zabijać dzikich zwierząt - tylko je hodować. Moglibyśmy w ogóle nie pływać na żaglach - tylko na silniku. A jednak polujemy i żeglujemy. Tak samo można by nic nie odkrywać, no bo wszystko jest już odkryte! Na Evereście była już cała masa ludzi, a bieguny są kompletnie zadeptane. Niemniej zapomnienie tych wszystkich dawnych umiejętności to pierwszy krok do wymarcia.
Warto pielęgnować instynkt odkrywcy! Warto szukać skarbów! Warto przemieszczać się w przestrzeni i relacjonować to innym! Kolumb miał dziennik pokładowy, odkrycia kosmonautów są retransmitowane w telewizji, a geokeszerzy mają logbuki papierowe i internetowe!
Warto się bawić w to, co jest podstawą naszej cywilizacji: w żeglarza, kosmonautę, eksploratora, odkrywcę, poszukiwacza skarbów, konkwistadora, krzyżowca. Warto szukać świętego Graala. Warto być geokeszerem!
I wcale nie trzeba koniecznie mieć GPS-a - są kesze, które można odnaleźć metodą tradycyjną - z mapą, kompasem i opisem ukrycia. Wtedy keszerstwo nazywa się letterboxing i zostało to wymyślone w 1854 w Anglii.”
Dziś piszę: warto być pokemaniakiem!
To można uogólnić. W ogóle fajne, pożyteczne, kształcące, są gry oparte o GPS. Czyli o nawigację. Warto wiedzieć gdzie się jest, gdzie się idzie, jedzie czy płynie, warto orientować się w terenie. A by to wiedzieć, trzeba się bawić. Tu opisałem zalety bawienia się: GPS-em . Cytuję opis jednego z kilku zastosowań GPS-a do zabawy:
„Ogłasza w Sieci 5, czy 10, czy ileś, punktów względem zadanego punktu w odległości 3 czy 5, czy 10 km - każdy punkt to namiar i odległość od zadanego. A potem każdy uczestnik zabawy wyznacza te punkty względem swojego obecnego pobytu i ma za zadanie dotrzeć do wszystkich zadanych punktów, zrobić zdjęcia i przesłać je razem z logiem wycieczki. Kto pierwszy ten wygrywa. A każdy jest na innym kontynencie, jednemu jakiś punkt wypada na środku jeziora, innemu ten sam na pustyni, a jeszcze innemu w środku poligonu. I potem jest masę opisów przygód itd...”
Ja to wszystko jeszcze bardziej uogólniam i pochwalam zabawę samą w sobie. Warto się bawić. Bawić się powinny nie tylko dzieci, ale i dorośli. Taką notkę kiedyś napisałem: Zabawa . Cytuję fragment uzasadniający też sens gry w pokemony:
„Dlaczego dzieci i młodzież potrafią wielokroć lepiej i sprawniej obsługiwać komputer i łączyć się z Internetem niż starsi? Dlaczego wnukowie są wielokroć sprawniejsi w obsłudze nowych technologii niż ich dziadkowie?
Dziecko gdy dostaje nową komórkę, to od razu szuka na niej gry, a potem w nią gra. To ma głęboki sens! Przede wszystkim opanowuje technikę uruchamiania dowolnej aplikacji na komórce, potem uczy się obsługi klawiatury itd… Potem gra się dziecku nudzi - to zaczyna się bawić wszystkim po kolei jak popadnie – uruchamia różne aplikacje i robi z nimi różne głupoty, jak nie wie do czego służy, to naciska różne klawisze losowo i patrzy co się stanie.
Zabawa komórką powoduje, że po kilku godzinach umie już wszystko z nią zrobić, zna wszystkie opcje i możliwości. A dorosły jest w tym samym czasie w połowie czytania instrukcji i nic z niej nie rozumie.”
Mam też uzasadnienie tego, że ta gra w pokemony to wcale nie jest upadek gatunku ludzkiego, czy też upadek cywilizacji, ale naturalna kontynuacja i rozwój. Przeczytajcie tę notkę: Infantylizm człowieka . Tu obszerny cytat a propos pokemonów:
„Okazuje się, że wiele naszych cech wyjątkowych można łączyć z rodzajem neotenii - takich jak duży mózg, delikatną budowę kości i zębów, naga skóra itd., a przede wszystkim infantylizm naszej psychiki - dorośli ludzie zachowują wiele młodzieńczych cech swoich małpich przodków.
Ta infantylność to ważna cecha człowieka, która pozwoliła nam wyjść z naszej kolebki, czyli afrykańskiej sawanny, i skolonizować cały świat długo przed Kolumbem. Młode osobniki wszystkich ssaków są zazwyczaj otwarte na zmiany i dużo i chętnie się uczą, bawią się, próbują, są bardzo aktywne, robią głupoty. Gdy dorosną, zamykają się, utrwalają odpowiednie zachowania, wpadają w rutynę. Z człowiekiem jest inaczej, pozostaje ciekawski i otwarty na świat i na zmiany całe życie. Dlatego emeryci tak dużo i chętnie podróżują.
Ta nasza ewolucyjna neotenia pozbawiając nas wielu cech fizycznych ważnych dla przetrwania (takich jak kły, pazury, futro, szybkość w biegu, sprawność skakania po drzewach itp.) dała nam wiele cech otwartych, jakie mają dzieci, pozwalających przetrwać w dowolnym, nieprzewidywalnym z góry środowisku. Dlatego zasiedliliśmy wszystkie możliwe nisze ekologiczne - od równika po koło podbiegunowe.
Nasz infantylizm to nasza siła. Dzięki niemu filozofujemy, ciągle zadajemy sobie pytania, wciąż chcemy wszystko sprawdzać, rozbierać, oglądać, wgryzać się w problemy i próbujemy wszystko zrozumieć. Ciągle się uczymy. Na okrągło żartujemy. Dzięki temu opanowaliśmy ogień, zrobiliśmy narzędzia, skolonizowaliśmy świat, stworzyliśmy cywilizację i wszystkie wynalazki naukowe i dzieła kultury. Dzięki skłonności do zabawy odwiedziliśmy Księżyc i wybieramy się na Marsa. Infantylizm to otwartość, naiwność, ciekawskość, skłonność do ryzyka i zabawy. Mało które zwierzę ma to wszystko na raz. Dlatego jesteśmy wyjątkowi.”
Gra „Pokemon GO ”, i wszystkie podobne, mają głęboki sens edukacyjny i cywilizacyjny - po prostu ludzki. Ale mają też sens ekonomiczny i gospodarczy! One dobitnie udowadniają, że ludziom nie grozi bezrobocie spowodowane robotyzacją. Gry są za darmo, ale wielu na nich zarabia, nikt nie traci. Pokemony będą coraz częściej odpłatnie umieszczane w restauracjach, pubach, kinach, sklepach, hotelach, salonach piękności, siłowniach, basenach etc., napędzając biznes tym miejscom. Korzystają na tym i twórcy gry, i gospodarze miejsc, i klienci. I jest jeszcze setki innych modeli biznesowych pozwalających zarabiać na takich grach. Zarabiać ludziom, a nie robotom.
Niedługo wszystko będą za nas robić roboty, a my będziemy się bawić. Oczywiście nic nie ma za darmo - by skorzystać z pracy robotów i z gier, trzeba będzie coś od siebie dać, czymś zapłacić. Będziemy więc w grach zarabiać. Też mam o tym notkę: Likwidowanie miejsc pracy. Znów cytuję sam siebie:
„Otóż przemysł rozrywkowy nie tylko zwiększa liczbę miejsc pracy, ale odtwarza wszystkie miejsca pracy, które kiedykolwiek istniały, a zanikły. Do tego służą wirtualne gry społecznościowe typu Simsy, czy Second Life. Te gry symulują prawdziwe życie - nie tylko dzisiejsze, ale przeszłe. Takich gier jest wiele - symulują handel, ligi piłkarskie, potyczki militarne, gwiezdne imperia etc. Gry są sieciowe, grają jedni ludzie z innymi - to nie są rozgrywki człowieka z komputerem - w jedną taką grę potrafi grać setki tysięcy ludzi. Ale te gry to nie tylko strata czasu i pieniędzy - w tych wirtualnych światach można zarabiać! Zarabia się w wirtualnej walucie danej gry, ale można ją wymieniać na walutę prawdziwą, z realnego świata. Są ludzie, którzy grają w te gry nie dla przyjemności, ale zawodowo - zarabiają nie na grze, ale w grze. To już się dzieje.”
Ludziom nie grozi zagłada. Co najwyżej upadną państwa czy religie. Cywilizacje zanikną i przekształcą się w inne. Ale ludzie będą trwać. Bo jesteśmy ciekawscy, infantylni i lubimy odkrywać, szczególnie teren - nawet jeśli tam nic nie ma. Na Marsie nic nie ma. A my tam polecimy szukać pokemonów.
Grzegorz GPS Świderski
PS1. Notki powiązane:
PS2. Ilustracja muzyczna: http://www.youtube.com/embed/cnYdd2xMys8
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2882 odsłony
Komentarze
rozpalanie wyobraźni
20 Lipca, 2016 - 09:34
rozpalanie wyobraźni
poszukiwanie pokemonów
wyobraźnię rozpala...
złotego szukać pociągu
czy świętego Graala?...
jan patmo
Postawiłam 5 p-tow, za
20 Lipca, 2016 - 15:55
Postawiłam 5 p-tow, za oryginalne podejście do tematu. O ile przemawiają do mnie argumenty ekonomiczne, to psychologiczne już nie.
To psychologowie stwierdzili, że granie w gry nie uczy niczego, oprocz sprawniejszego grania w gry. Nie da się jednak ukryć, że dorośli zabijaja czas na różne sposoby, więc te pokoemony nie są może gorsze od innych. Nie moge mieć więc za złe 21-letniej córce, że jej się to podoba. Byłyśmy razem na basenie i ona się rozczarowała, że tam żaden pokemon nie siedział.
Źle oceniony komentarz
Komentarz użytkownika gps65 nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.
Czego uczą gry?23 Lipca, 2016 - 01:15
> To psychologowie stwierdzili, że granie w gry nie uczy niczego, oprócz sprawniejszego grania w gry.
No to proszę ich spytać czy granie w szachy uczy tylko grania w szachy, a w GO uczy tylko GO. A jak już się zacukają przy odpowiedzi, to proszę ich spytać o gry strategiczne, pokera, RPG, brydża i scrabble. A potem proszę spytać o wszelki sport - bilard, żeglarstwo, golf, lekką atletykę etc. Zakład, że odpowłają swoje pochopne twierdzenia?
Pozdrowienia,
Grzegorz GPS Świderski
Za programy komputerowe odpowiadają ich autorzy...
21 Lipca, 2016 - 00:52
Można różnie ocenić manię grania w gry. Jako nauczyciel jestem wkurzony, kiedy zamiast uważać na lekcji, niektórzy pod ławką próbują grać na smartfonach. Ale jak usłyszałem kiedyś (dość dawno) od uczącego mnie asystenta na uczelni, komputer to tylko szybki idiota. Zrobi tylko to, co ludzie mu zaprogramowali. Teraz zapewne odnosi się to i do innych urządzeń, jak np. smartfony, które nota bene są bardziej rozbudowane od komputerów z czasów moich studiów. A więc za wszelkie patologie wynikające z działania programu odpowiada programista. I tu pojawia się problem. Bo programiści, być może w pogoni za tanią reklamą, zaczęli umieszczać Pokemony w miejscach, w których tego rodzaju zabawa na pewno nie przystoi. W muzeach, w obiektach sakralnych i nawet w byłych obozach koncentracyjnych. I tu ich wina jest ewidentna. Bo gracz pójdzie tam, gdzie go zaprowadzi GPS. Ale w pewne miejsca tenże zaprowadzić go nigdy nie powinien. A niestety, za sprawą hien z firm wypuszczających ogłupiające gry, tam trafiają.
M-)