Sto pięćdziesiąt
Główną przyczyną powstawania cywilizacji jest efekt synergiczny jaki daje współpraca między ludźmi.
Człowiek wyewoluował jako istota społeczna. Przetrwał w stadzie i dzięki stadu. Cały rozwój ewolucyjny mózgu naczelnych służył głównie temu, by zwiększać stado, by móc żyć w coraz większym stadzie. Choć związek przyczynowo-skutkowy był raczej odwrotny - presja na tworzenie większych stad powodowała, że rozwijał się mózg.
To trwało miliony lat. Synergiczny efekt stada powoduje, że 50-cio osobnikowe stado szympansów radzi sobie wielokroć lepiej w środowisku naturalnym niż 50-ciu osobno działających osobników. Ale stado wiążą więzy społeczne, które zajmują zasoby - głównie czas, no i zdolności biologiczne, czyli zdolności umysłowe do tworzenia tych więzów społecznych.
Dlatego jest granica liczebności stada szympansów - gdy rośnie ponad 50 osobników to zaczyna być rozsadzane od wewnątrz, traci efekt synergiczny, bo coraz więcej czasu jest marnowane na zachowania społeczne kosztem zdobywania żywności czy snu, a te bardziej czasochłonne czynności społeczne w większym stopniu służą zwalczaniu się nawzajem niż pomaganiu sobie.
Ewolucja hominidów to ciągłe zwiększanie możliwości mózgu wywołane presją środowiskową na utrzymywanie coraz większych stad. Pierwszy homo, to homo habilis, który pojawił się 2,5 miliona lat temu. On już posługiwał się narzędziami. Następny, homo erectus, pojawił się 1,7 miliona lat temu i najprawdopodobniej znał ogień i był mięsożerny. A potem, jakieś 200 tys. lat temu pojawił się homo sapiens.
Wszystkie te kolejne stadia miały coraz większy mózg (względem całego ciała) i najprawdopodobniej tworzyły coraz większe stada, czy plemiona.
Szkocki naukowiec Robin Dunbar wykrył korelację między względną wielkości nowej kory mózgowej, a liczebnością stada u naczelnych. Z tych obliczeń wynika, że homo sapiens powinien tworzyć stada liczące średnio 150 osobników, czyli 3 razy więcej niż współczesne szympansy. Dlatego homo sapiens pokonał wszystkie inne hominidy, takie jak australopitek, czy neandertalczyk, które konkurowały o te same zasoby żywnościowe.
Ale mimo braku jakichś gwałtownych zmian środowiskowych, czy klimatycznych, istniała cały czas presja na zwiększanie stada, bo homo sapiens sam sobie ją wywoływał swoim sukcesem ewolucyjnym, bo tak się stada rozpleniły, że zaczynały walczyć ze sobą.
Bardzo silnym narzędziem do dalszego rozrastania się stada zachowującego efekt synergiczny stał się język. I tu ewolucja biologiczna została zastąpiona kulturową - ale obie dążą do tego samego: zwiększać liczebność stada. To jest główny czynnik cywilizacyjnotwórczy - to, że w większych stadach jest łatwiej przetrwać. Język był tego katalizatorem, bo język jest głównym czynnikiem kulturotwórczym.
Wojny, czyli walki między stadami i plemionami, to następny katalizator - on dawał presję na jednoczenie się plemion, na podbijanie jednych przez drugie i podporządkowywanie sobie coraz większej ilości plemion, by wygrać z innymi, którzy się jednoczyli i podbijali. Ale sama czysta siła i przemoc nie wystarczała by utrzymać duże stado czy już duże plemię, wykraczające znacznie ponad biologiczne możliwości, które pozwalają na około stu pięćdziesięciu osobników. Potrzebna jest jakaś ideologia.
Cywilizacja to kultura milionowego stada. Cywilizacja to ideologia wielomilionowego stada. Cywilizacja to ideologia pozwalająca utrzymać synergiczny efekt stada, nawet gdy osiągnie ono miliard osobników!
W stadzie szympansów, i innych naczelnych poza człowiekiem, więzy społeczne są budowane poprzez wzajemne iskanie się małp. To iskanie tworzy przyjaźń między małpami. Iskanie u małp wywołuje efekty narkotyczne, bo wydzielają się im opioidy endogenne. Im dłużej się iskają tym silniejsza przyjaźń. Wytwarza się między nimi chemia. Ta przyjaźń jest potem używana w innych relacjach społecznych, do budowania koalicji przeciw innym konkurencyjnym grupom w ramach całego stada. Te przyjaźnie są wykorzystywane też do walki o dominację w stadzie.
Ale w takiej sesji iskania uczestniczą tylko dwie małpy. Każdy osobnik buduje relację z innymi poprzez kilka sesji iskania dziennie, które zajmują czas. W sumie na te (i inne, takie jak walka o władzę czy kopulacja) zachowania społeczne można poświęcić ograniczoną ilość czasu, bo resztę czasu trzeba poświęcić na inne niezbędne czynności do życia - głównie szukanie pożywienia i spanie.
Dlatego szympans, i inne naczelne, jest w stanie wejść w relacje społeczne z ograniczoną ilością innych osobników stada. Kwestię tę ograniczają jego zdolności umysłowe - mózg szympansa jest w stanie zapamiętać i zrozumieć relacje z pewną ograniczoną liczbą kolegów i koleżanek ze stada. W efekcie optymalne, średnio statystyczne stado szympansów składa się z 50 osobników.
U homo sapiens jest inaczej. Więzy społeczne nie nawiązują się poprzez iskanie, ale poprzez gadanie, a konkretnie plotkowanie. A w takiej jednej sesji plotkowania uczestniczy aż 4 osobników. I człowiek pierwotny i szympans, i każdy inny naczelny, poświęcają mniej więcej tyle samo czasu na nawiązywanie więzów społecznych. Szukanie żywności (u ludzi praca, polowanie etc…) i sen zajmują czas i nie da się tego zaoszczędzić.
Ale w tym samym czasie szympans poprzez iskanie nawiązuje kontakt z jednym szympansem, a człowiek plotkując nawiązuje kontakt z trzema innymi osobnikami. Dlatego szympansy mogą tworzyć maksymalnie 50-cio osobnikowe stada, a homo sapiens tworzy stada 3 razy większe. To się zgadza z tym, że homo sapiens ma 3 razy większą (relatywnie do wagi ciała) nową korę mózgową niż szympans.
Oczywistym jest, że każdy człowiek ma ograniczoną ilość znajomych. Nawet mieszkańcy małych miasteczek nie znają się wszyscy nawzajem. Ale jak zbadać ilu znajomych mają średnio statystyczne ludzie? A co to w ogóle jest znajomy?
Najlepiej byłoby sprawdzić ile każdy ma znajomych na facebooku. Ilu macie? A ilu mają ci wasi znajomi? A znajomi znajomych? Nie wychodzi Wam średnio 150?
Ale to nie jest dobra metoda, bo mamy przecież wielu znajomych, których nie ma na facebooku, a i ci znajomi facebookowi też nie są naprawdę znajomi, bo często ludzie się dodają nie znając się nawet osobiście.
Naukowcy wymyślili lepszą metodę. Otóż w latach 80 XX wieku, gdy jeszcze facebooka nie było, przeprowadzono w USA badania polegające na tym, że poproszono różne osoby o przesłanie wiadomości do jakiejś fikcyjnej osoby, ale takiej, której istnienie jest możliwe. Ale nie mamy adresu tej osoby, a tylko takie przykładowo dane: jest to 36-letni urzędnik bankowy o imieniu Jim mieszkający w Sydney. Osoba, którą prosimy o przesłanie wiadomości przeszukuje zbiór swoich znajomych, by znaleźć kogoś, kto mógłby mieć jakiś kontakt z kimś, kto mieszka w Sydney, albo pracuje w dużym międzynarodowym banku itd.. tak by dotrzeć jakoś do adresata wiadomości. Osoba biorąca udział w eksperymencie dostaje setki takich zadań, aż wyczerpie wszystkie swoje kontakty. W ten sposób można policzyć ile tych kontaktów ma, a to są jej prawdziwi znajomi, bo są to osoby, do których może się zwrócić z prośbą o przysługę.
Z tych badań wyszło, że średnia ilość znajomych to 135. Z kolei według badań przeprowadzonych niedawno przez Kościół Anglikański idealny rozmiar kongregacji kościelnej wynosi maksymalnie 200 członków.
Ale najwięcej doświadczalnych danych co do liczebności grup ludzi, którzy się dobrze znają daje wojsko. Najmniejszą jednostką zdolną do samodzielnego działania jest kompania. To jest jednostka, która wchodzi w skład większych jednostek bojowych. W kompanii wszyscy żołnierze się nawzajem znają - gdy wojują dłużej stają się nawet przyjaciółmi. Najlepsi kumple, to kumple z wojska, nieprawdaż?
Znane z historii kompanie wojska miały różną liczebność. Biorąca udział w bitwie warszawskiej w 1656 roku przyboczna kompania rajtarii szwedzkiej Karola Gustawa liczyła 145 żołnierzy. Na przełomie XVII i XVIII wieku saska kompania piechoty liczyła 150 żołnierzy. Potem ta liczba rosła. Podczas II wojny światowej kompania ustabilizowała się na średnio 170 żołnierzach - kompania brytyjska liczyła 130, a amerykańska 223 ludzi.
W Polsce w XV wieku taka kompania nazywała się rotą i liczyła przeciętnie od 100 do 200 żołnierzy, a pod koniec XVI wieku rota liczyła 266 ludzi.
W XVII wieku w Rosji formowane były pułki rajtarii złożone z 12 rot. Rota rajtarska liczyła 167 koni. Równolegle tworzono pułk dragonii także złożony z 12 rot. Rota dragonów liczyła 120 żołnierzy.
W Polsce rodzajem kompanii była też chorągiew. W okresie od XV do XVI wieku chorągiew liczyła około 500 żołnierzy. W XVII wieku liczyła już tylko od 50 do 200 żołnierzy - najczęściej nieco ponad 100. W 1608 roku chorągwie Chodkiewicza liczyły średnio 112 osób, a po 1717 roku liczebność chorągwi wahała się od 30 do 70 żołnierzy. W okresie XVII-XVIII wieku były takie chorągwie: husarska - 100-200 koni, pancerna - 100-150 koni, lekka - 60-100 koni.
Cały czas oscyluje to dookoła liczby 150.
Widać, że to jest ważna i naturalna dla człowieka liczba, która tkwi silnie w naszym mózgu!
Grzegorz GPS Świderski
PS. Dokładniej wszystkie te sprawy opisane są w dwóch książkach autorstwa Robina Dunbara wydanych po polsku: "Pchły, plotki a ewolucja człowieka" i "Ilu przyjaciół potrzebuje człowiek".
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 10 odsłon