Milei i piła łańcuchowa wolności

Obrazek użytkownika gps65
Świat

W Ar­gen­ty­nie wła­śnie wy­da­rzy­ło się coś, co mo­że być po­cząt­kiem po­li­tycz­ne­go trzę­sie­nia zie­mi na ca­łym świe­cie. W nie­dziel­ny­ch wy­bo­ra­ch par­tia La Li­ber­tad Avan­za („Nie­ch Wol­no­ść Na­przód po­su­wa się pi­łą łań­cu­cho­wą”) zdo­by­ła 41% gło­sów, a pe­ro­ni­stycz­na le­wi­ca – tyl­ko 31%. To nie je­st zwy­kła zmia­na wła­dzy. To bunt spo­łe­czeń­stwa, któ­re po stu la­ta­ch ży­cia w re­dy­stry­bu­cyj­nym so­sie po­wie­dzia­ło: „do­ść.”

Kim je­st Mi­lei?

  Ja­vier Mi­lei to eko­no­mi­sta, li­ber­ta­ria­nin, eks­cen­tryk i pro­fe­sor, któ­ry wsze­dł do po­li­ty­ki z pi­łą łań­cu­cho­wą w rę­ku – do­słow­nie. Sym­bo­li­zu­je nią cię­cia wy­dat­ków, li­kwi­da­cję biu­ro­kra­cji i de­mon­taż pa­so­żyt­ni­cze­go pań­stwa, któ­re od po­ko­leń ży­wi­ło się cu­dzym wy­sił­kiem. Mi­lei mó­wi ję­zy­kiem, któ­re­go nie sły­sza­no wśród po­li­ty­ków od dzie­się­cio­le­ci: „Nie przy­sze­dłem, by rzą­dzić wa­mi. Przy­sze­dłem, by was uwol­nić.

  Dla jed­ny­ch to sza­le­niec, dla in­ny­ch – pro­rok wol­no­ści. Dla es­ta­bli­sh­men­tu – śmier­tel­ne za­gro­że­nie. Dla li­ber­ta­rian z ca­łe­go świa­ta – do­wód, że moż­na wy­grać wy­bo­ry, nie obie­cu­jąc ni­cze­go po­za świę­tym spo­ko­jem od pań­stwa.

Po­li­ty­ka w sty­lu Ma­kia­wel­le­go

  Tuż przed wy­bo­ra­mi ar­gen­tyń­skie me­dia grz­mia­ły: „Mi­lei przed­sta­wia no­wy ko­deks kar­ny! Twar­de ka­ry! To­le­ran­cia Ce­ro! Re­żim po­li­cyj­ny!”. Do­ku­ment rze­czy­wi­ście krą­żył – ale nie był dzie­łem Mi­le­i. Po­wstał la­ta wcze­śniej w ko­mi­sji sę­dzie­go Bo­rin­sky’ego, po­wo­ła­nej jesz­cze przez cen­tro­pra­wi­co­we­go Ma­crie­go. Rząd Mi­le­ia tyl­ko go „przy­jął do wia­do­mo­ści” – nie wnió­sł do par­la­men­tu, nie pod­pi­sał.

  Dla­cze­go więc Mi­lei nie zde­men­to­wał, że to nie je­go pro­jekt? Bo nie miał naj­mniej­sze­go po­wo­du. Po­li­tycz­nie – to by­ła per­fek­cyj­na pu­łap­ka nar­ra­cyj­na: wy­bor­cy zo­ba­czy­li sil­ne­go li­de­ra, któ­ry „wresz­cie coś ro­bi”, prze­ciw­ni­cy – au­to­ry­tar­ne­go li­ber­ta­ria­ni­na, któ­re­go moż­na się bać, a on sam – nie mu­siał ro­bić nic.

  Jak na­pi­sał Ma­chia­vel­li: „Po­zwól lu­dziom wie­rzyć, że de­cy­zje do­bre są two­je, a złe – cu­dze.”

  Mi­lei nie za­prze­czył, bo wie­dział, że de­men­to­wa­nie za­bi­ło­by efekt pro­pa­gan­do­wy. Gdy­by po­wie­dział zgod­nie z praw­dą „to nie mój pro­jekt”, wy­glą­dał­by jak wię­zień biu­ro­kra­cji, a nie jej po­grom­ca. Mil­cze­nie by­ło zło­tem.

Stra­te­gia „To­le­ran­cia Ce­ro”

  Kam­pa­nia La Li­ber­tad Avan­za opie­ra­ła się na trzech sło­wa­ch: or­den, se­gu­ri­dad, to­le­ran­cia ce­ro – po­rzą­dek, bez­pie­czeń­stwo, ze­ro to­le­ran­cji. No­wy ko­deks, na­wet je­śli nie je­go, pa­so­wał do te­go, jak klu­cz do sej­fu. W ocza­ch opi­nii pu­blicz­nej Mi­lei stał się uoso­bie­niem „twar­de­go pań­stwa pra­wa” – ale pań­stwa wol­no­ści, nie biu­ro­kra­cji.

  We­dług ana­liz Clarín, La Na­ción i Che­qu­eado:

  • te­mat bez­pie­czeń­stwa był jed­nym z dwó­ch głów­ny­ch mo­ty­wów kam­pa­nii (obok in­fla­cji),
  • pre­zen­ta­cja „no­we­go ko­dek­su” przy­cią­gnę­ła do Mi­le­ia umiar­ko­wa­ny­ch wy­bor­ców z cen­tro­pra­wi­cy,
  • efekt? Zwy­cię­stwo w ska­li kra­ju.

Pi­ła łań­cu­cho­wa hi­sto­rii

  Mi­lei nie mu­siał kła­mać – wy­star­czy­ło, że po­zwo­lił in­nym mó­wić za nie­go. Nie pro­sto­wał, bo praw­da praw­na („kto na­pi­sał do­ku­ment”) by­ła mniej waż­na niż praw­da po­li­tycz­na („kto po­sprzą­ta kraj”). W li­ber­ta­riań­skim te­atrze wła­dzy to ar­cy­mi­strzow­skie po­su­nię­cie: bie­rze­sz cu­dzy pro­jekt, ale nar­ra­cyj­nie za­mie­nia­sz go w do­wód wła­snej sku­tecz­no­ści.

  I dla­te­go je­go zwy­cię­stwo to nie tyl­ko suk­ces wy­bor­czy. To mo­ment sym­bo­licz­ny: z po­łu­dnio­we­go za­cho­du świa­ta ru­szy­ła pi­ła łań­cu­cho­wa wol­no­ści. Nie po to, by ści­nać drze­wa, le­cz by ści­nać pa­so­żyt­ni­cze ko­na­ry pań­stwa opie­kuń­cze­go. Eu­ro­pa pa­trzy. I drży.

  Le­wi­ca przez pół wie­ku ży­ła z mi­tu, że moż­na utrzy­mać de­mo­kra­cję, roz­da­jąc cu­dze pie­nią­dze. Ar­gen­ty­na wła­śnie ten mit po­grze­ba­ła. A je­śli li­ber­ta­ria­nin z Bu­enos Aires po­tra­fił prze­bić się przez be­ton po­pu­li­zmu, to zna­czy, że resz­ta świa­ta mo­że zro­bić to sa­mo.

  Pi­ła już ru­szy­ła. I tym ra­zem – nie za­trzy­ma się na oceanie. W Pol­sce to zwia­stu­je zwy­cię­stwo Kon­fe­de­ra­cji!

Grzegorz GPS Świderski
]]>https://t.me/KanalBlogeraGPS]]>
]]>https://Twitter.com/gps65]]>

Twoja ocena: Brak Średnia: 1 (1 głos)