Palce.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Dzisiejsza notka dotyczy palców. A właściwie ich braku.
Miałem kolegę. W jego rodzinie panowała pewnego rodzaju „tradycja”. Jego dziadek, ojciec i brat stracili w różnego rodzaju wypadkach po jednym palcu. Pradziadek zresztą też.
No więc ten mój kolega był pewien, że jego rodzinę spotkało jakieś przekleństwo. Był na 100% pewien, że też straci palec. Na nic się zdały zapewnienia, że to zabobony, że jest kowalem własnego losu itp. On wiedział swoje.
Kiedyś po pracy wracam do domu, a tam całe miasteczko aż huczy o najnowszym zdarzeniu: R. ucięło palca! Jakoś tak niefortunnie włożył rękę pod piłę, że stracił tego palca.
Myślałem, że jak go spotkam to będzie w rozpaczy narzekał na zły los. Było inaczej. Zastałem go w znakomitym humorze. Nie pamiętam nawet bym go kiedykolwiek w tak dobrym nastroju widział. Zapytałem dlaczego. Odpowiedział:
- Wreszcie po wszystkim! Rach, ciach i po kłopocie. Nawet za bardzo nie bolało. Najgorsze było to czekanie. Teraz przynajmniej mogę się nareszcie wyspać.
Trochę go nawet rozumiałem. Tylko do dzisiaj nie jestem pewny czy to jakieś przekleństwo, czy samospełniające się i długo oczekiwane zdarzenie.
Grałem w zespole muzycznym. Przeważnie po różnych wioskach w okolicy i na różnych okolicznych imprezach. Naszymi bezpośrednimi konkurentami był zespół rodzinny. Bracia i ojciec.
Czasami się z nimi spotykałem na innym gruncie. Ponieważ zajmowałem się trochę elektroniką przychodzili do mnie naprawiać swój sprzęt muzyczny.
Za którymś razem zauważyłem, że jeden z braci ma zabandażowaną dłoń:
- Co się stało?
- Robię meble i maszyna wciągnęła mi dłoń. Urwało cztery palce. Dwa udało się przyszyć.
Zamiast na gitarze rytmicznej, jak do tej pory, grał później na basowej. Mniej strun i jakoś sobie radził.
Odwiedził mnie znowu po roku. Razem z bratem. Rękę miał ciągle obandażowaną. Zdziwiłem się:
- Co tak długo?
- A, znowu mi maszyna wciągnęła dłoń. Urwała pozostałe dwa palce (oprócz kciuka). Na szczęście jeden udało się uratować.
Dlaczego na szczęście? Ano dlatego, że ciągle mógł grać. Przeszedł z gitary basowej na nowoczesne klawisze. I ciągle dawał radę. Tylko nie wiem jak długo. Nie wiem też czy już na stałe został z tym jednym palcem, czy i jego mu w końcu urwało. Jeśli tak to chyba już nie grał. Bo czym? Chyba, że na nosie.
Po latach spotkałem kolegę, z którym pracowałem. Jak to w takich przypadkach bywa trochę powspominaliśmy stare czasy. Zauważyłem, że dziwnie trzyma dłoń. Tak za paskiem. Zanim zdążyłem o to zapytać, sam zaczął opowiadać:
- Pracowałem w jakiejś firmie. Wieczorem. Właściwie była już noc. W kilku nieśliśmy jakiś metalowy, ciężki przedmiot. Wymsknął nam się z rąk i upadł na podłogę. Wszyscy go puścili i od niego odskoczyli. Oprócz mnie. Dalej go odruchowo trzymałem. Przygniótł mi rękę. Ledwo ją wydostałem. Ale palce zostały. Wszystkie.
Dwóch kolegów którzy z nim to niosło, zemdlało jak tylko zobaczyli co się stało. Nie było komu zadzwonić po pogotowie. Wyszedł szukać pomocy gdzieś indziej. Po drodze spotkał sprzątaczkę. Poprosił ją o pomoc. Gdy zobaczyła o co ch0dzi też zemdlała. Pozostała już tylko portierka. Jak ją nie przerazić?
Postanowił nie pokazywać ręki. Bez szybkiej pomocy by się wykrwawił na amen. Podszedł do niej możliwie spokojnie i zagaił:
- Niech Pani zadzwoni po pogotowie.
- Coś się stało?
- Nie, nic. Ja sam im wszystko wytłumaczę. Pani niech tylko wykręci numer.
- Ale o co chodzi?
- Boję się, że jak powiem to Pani zemdleje.
- Nie zemdleję – zapewniła.
- Na pewno?
- Na pewno.
No i jak jej pokazał rękę to zemdlała. Został sam w nocy w pustym zakładzie. Znikąd pomocy. Ci co byli to nieprzytomni.
Nie wiem jak sobie poradził telefonem, ale pogotowie w końcu przyjechało. Palców już niestety nie odratowano.
Kiedy chodziłem do szkoły średniej mieliśmy raz w tygodniu warsztaty. Postanowiłem zrobić kawał. Do jednego palca roboczej rękawiczki napchałem kamienie i uderzyłem młotkiem. Silnie. Potem miałem symulować bolesną minę. Nie musiałem. Pomyliłem palce.
No, a jak wiadomo czasami palce się przydają. Chociażby przy zamawianiu piwa, lub gdy chcemy komuś pokazać dosadnie co o nim myślimy.

Brak głosów