Pieniądz, państwo i mit wspólnej miary

Obrazek użytkownika gps65
Blog

Kie­dy ktoś twier­dzi, że pie­nią­dz bez pań­stwa to „uciecz­ka od od­po­wie­dzial­no­ści”, war­to się za­trzy­mać i za­py­tać: kto tu na­praw­dę od tej od­po­wie­dzial­no­ści ucie­ka? Oby­wa­tel, któ­ry chce uży­wać wa­lu­ty opar­tej na za­ufa­niu, czy pań­stwo, któ­re to za­ufa­nie re­gu­lar­nie nad­uży­wa?

Pie­nią­dz nie je­st in­sty­tu­cją pań­stwa

  Pie­nią­dz nie je­st in­sty­tu­cją za­ufa­nia pu­blicz­ne­go stwo­rzo­na przez pra­wo — je­st pro­duk­tem ryn­ko­wej ewo­lu­cji. To, że w pew­nym mo­men­cie pań­stwo prze­ję­ło je­go emi­sję, nie ozna­cza, że je­st do te­go nie­zbęd­ne. W ta­kim sa­mym sen­sie moż­na by twier­dzić, że pań­stwo wy­my­śli­ło ję­zyk, bo dziś re­gu­lu­je or­to­gra­fię i wpi­su­je ję­zyk urzę­do­wy do ustaw.

  Mi­ses w „Teo­rii pie­nią­dza i kre­dy­tu” nie tyl­ko opi­sał hi­sto­rycz­ny pro­ces po­wsta­nia pie­nią­dza, ale wska­zał je­go lo­gicz­ne źró­dło: do­bro­wol­ną wy­mia­nę dó­br i na­tu­ral­ną se­lek­cję środ­ka płat­ni­cze­go. Wspól­na wa­lu­ta nie po­wsta­je z przy­mu­su, le­cz z kon­ku­ren­cji. Gdy­by rze­czy­wi­ście by­ła po­trzeb­na cen­tral­na wła­dza, zło­to ni­gdy nie sta­ło­by się pie­nią­dzem — bo żad­ne pań­stwo go nie usta­no­wi­ło.

Po­rzą­dek spon­ta­nicz­ny nie je­st anar­chią

  Lu­dzie, któ­rzy utoż­sa­mia­ją wol­ny ry­nek z cha­osem, po­peł­nia­ją ta­ki błąd, że nie ro­zu­mie­ją róż­ni­cy mię­dzy po­rząd­kiem za­pro­jek­to­wa­nym a po­rząd­kiem wy­ło­nio­nym. Po­rzą­dek spon­ta­nicz­ny nie ozna­cza bra­ku re­guł — ozna­cza, że re­gu­ły po­wsta­ją w wy­ni­ku dzia­ła­nia, a nie teo­re­tycz­nie w umy­sła­ch pra­wo­daw­ców czy wład­ców.

  To, że dziś ma­my jed­ną do­mi­nu­ją­cą wa­lu­tę w każ­dym pań­stwie, a na­wet w wie­lu pań­stwa­ch, nie je­st do­wo­dem te­go, że mu­si tak być. To do­wód, że ry­nek w pew­nym mo­men­cie uznał pew­ną wa­lu­tę za naj­wy­god­niej­szą. Jednak mo­no­pol pań­stwo­wy za­mro­ził ten pro­ces — za­mie­nił kon­ku­ren­cję wa­lut w mo­no­te­izm pie­nięż­ny. A jak każ­dy przy­mu­so­wy mo­no­pol, ten rów­nież de­ge­ne­ru­je się, bo nie pod­le­ga me­cha­ni­zmo­wi ko­rek­ty. Dziś de­ge­ne­ra­cja do­la­ra je­st już ja­skra­wa – a wła­ści­wie: de­ge­ne­ra­cja ryn­ku spo­wo­do­wa­na do­la­rem. A jesz­cze do­kład­niej: de­ge­ne­ra­cja świa­to­we­go sys­te­mu fi­nan­so­we­go przez pań­stwo­we wa­lu­ty fi­du­cjar­ne.

Za­ufa­nie nie ro­dzi się z przy­mu­su

  Nie ma nic bar­dziej prze­wrot­ne­go niż te­za, że tyl­ko cen­tral­ny emi­tent mo­że za­pew­nić za­ufa­nie pu­blicz­ne. Hi­sto­ria uczy czegoś do­kład­nie od­wrot­ne­go: wszyst­kie upad­ki wa­lut wy­ni­ka­ły z nad­uży­cia mo­no­po­lu — in­fla­cji, za­dłu­że­nia, de­wa­lu­acji, re­dy­stry­bu­cji. W sys­te­mie wol­nym wa­lu­ta, któ­ra tra­ci za­ufa­nie, zni­ka. W sys­te­mie pań­stwo­wym – trwa, bo pań­stwo prze­rzu­ca kosz­ty swo­je­go błę­du na oby­wa­te­li.

Ra­chu­nek eko­no­micz­ny nie wy­ma­ga jed­nej mia­ry

  Mi­ses pi­sał, że „ra­chu­nek eko­no­micz­ny je­st moż­li­wy tyl­ko tam, gdzie ist­nie­je ry­nek cen”. Jed­nak ry­nek cen to nie to sa­mo co jed­na wa­lu­ta. Ce­ny są re­la­cja­mi mię­dzy do­bra­mi, nie mię­dzy sym­bo­la­mi. Róż­ne wa­lu­ty nie znisz­czą kal­ku­la­cji eko­no­micz­nej – prze­ciw­nie, ją uszcze­gó­ło­wią. Tak jak róż­ne jed­nost­ki cza­su nie nisz­czą astro­no­mii, le­cz po­zwa­la­ją mie­rzyć róż­ne zja­wi­ska z róż­ną do­kład­no­ścią.

  Róż­ne ro­dza­je trans­ak­cji wy­ma­ga­ją róż­ny­ch wa­lut. Do co­dzien­ny­ch za­ku­pów wy­star­czy wa­lu­ta o ni­skim kosz­cie trans­ak­cyj­nym. Do prze­cho­wy­wa­nia war­to­ści – sta­bil­na wa­lu­ta opar­ta na krusz­cu lub ogra­ni­czo­nej po­da­ży. To nie anar­chia, le­cz spe­cja­li­za­cja: ry­nek do­bie­ra na­rzę­dzie do funk­cji.

Feu­da­li­zm nie ro­dzi się z wol­no­ści, tyl­ko z mo­no­po­lu

  Praw­dzi­wym feu­da­li­zmem nie je­st to, że każ­dy mo­że bić wła­sną mo­ne­tę. Feu­da­li­zm za­czy­na się wte­dy, gdy tyl­ko je­den mo­że to ro­bić. Pań­stwo­wy mo­no­pol na pie­nią­dz to wła­śnie sys­tem, w któ­rym sil­niej­szy (pań­stwo i bank cen­tral­ny) na­rzu­ca in­nym swo­ją jed­nost­kę roz­li­cze­nio­wą — i po­bie­ra z te­go ty­tu­łu ha­ra­cz w po­sta­ci in­fla­cji.

Od­po­wie­dzial­no­ść to wol­no­ść

  To nie „pie­nią­dz bez pań­stwa” je­st uciecz­ką od od­po­wie­dzial­no­ści. To pań­stwo od niej ucie­ka, gdy mo­że two­rzyć dług bez po­kry­cia, de­wa­lu­ować wa­lu­tę i ra­to­wać wła­sne błę­dy po­dat­ka­mi. Wol­ny ry­nek pie­nią­dza je­st je­dy­nym sys­te­mem, w któ­rym za­ufa­nie na­praw­dę coś zna­czy, bo wa­lu­ta ży­je tak dłu­go, jak dłu­go lu­dzie do­bro­wol­nie jej ufa­ją.

  Nie ma sprzecz­no­ści mię­dzy wol­no­ścią a za­ufa­niem. Je­st tyl­ko sprzecz­no­ść mię­dzy za­ufa­niem do­bro­wol­nym a przy­mu­so­wym. Pie­nią­dz je­st jak ję­zyk: pań­stwo mo­że go re­gla­men­to­wać, ale ni­gdy nie zro­zu­mie, jak na­praw­dę dzia­ła.

Ro­th­bard – lo­gicz­ne do­koń­cze­nie Mi­se­sa i Hay­eka

  Ro­th­bard nie był ra­dy­ka­łem ani he­re­ty­kiem wo­bec swo­ich mi­strzów ze szko­ły au­striac­kiej. Był kon­se­kwent­nym kon­ty­nu­ato­rem ich lo­gi­ki. Tam, gdzie Mi­ses i Hay­ek za­trzy­ma­li się z ostroż­no­ści po­li­tycz­nej, Ro­th­bard po­sze­dł da­lej.

  Za­uwa­żył, że je­śli ak­cep­tu­je­my za­sa­dę Mi­se­sa („ry­nek sam two­rzy naj­lep­sze środ­ki wy­mia­ny”) i Hay­eka („kon­ku­ren­cja wa­lut je­st wa­run­kiem zdro­wej go­spo­dar­ki”), to nie ma po­wo­du, by mo­no­pol emi­sji po­zo­sta­wiać ko­mu­kol­wiek — ani pań­stwu, ani ja­kim­kol­wiek za­ufa­nym in­sty­tu­cjom przy­mu­so­wym. Każ­dy mo­no­pol, na­wet oświe­co­ny, de­ge­ne­ru­je się, bo nie pod­le­ga ryn­ko­wej se­lek­cji.

  Ro­th­bard nie wzy­wał do cha­osu, le­cz do peł­nej od­po­wie­dzial­no­ści za emi­sję pie­nią­dza. Wa­lu­ta mia­ła być jak każ­dy to­war: je­śli oszu­ku­je­sz klien­tów – ban­kru­tu­je­sz. To nie anar­chia fi­nan­so­wa, tyl­ko uczci­wo­ść prze­nie­sio­na w sfe­rę mo­ne­tar­ną. Na wol­nym ryn­ku nie ma żad­ny­ch wy­jąt­ków — wszyst­ko po­win­no pod­le­gać grze ryn­ko­wej, wa­lu­ty też. Wszyst­kie za­rzu­ty co do mo­no­po­li­zo­wa­nia przez pań­stwo ja­kiej­kol­wiek dzie­dzi­ny, moż­na użyć też do wa­lu­ty.

Ro­th­bard i kryp­to­wa­lu­ty

  Ro­th­bard umarł w 1995 ro­ku — za­nim po­wsta­ły kryp­to­wa­lu­ty. Nie­mniej gdy­by do­żył ery Bit­co­ina, na­tych­mia­st by je do­ce­nił. Bo wła­śnie one są kwin­te­sen­cją je­go wi­zji: pie­nią­dzem zde­cen­tra­li­zo­wa­nym, wol­nym od mo­no­po­lu, opar­tym nie na przy­mu­sie, le­cz na za­ufa­niu i ma­te­ma­ty­ce.

  Dziś kryp­to­wa­lu­ty są jesz­cze w fa­zie roz­wo­ju i słu­żą głów­nie spe­ku­la­cji — tak jak zło­to w cza­sa­ch, gdy do­pie­ro sta­wa­ło się pie­nią­dzem. Jed­nak gdy pań­stwo­we wa­lu­ty fi­du­cjar­ne ru­ną pod cię­ża­rem wła­sne­go dłu­gu, to wła­śnie te wol­no­ryn­ko­we, roz­pro­szo­ne wa­lu­ty usta­bi­li­zu­ją świa­to­wy sys­tem. Nie przez re­gu­la­cję, le­cz przez kon­ku­ren­cję.

  Trze­ba jed­nak ja­sno od­dzie­lić kryp­to­wa­lu­ty od CBDC – czy­li tzw. wa­lut cy­fro­wy­ch ban­ków cen­tral­ny­ch. To nie są no­wo­cze­sne pie­nią­dze, tyl­ko no­wo­cze­sny bat: pro­jek­ty pań­stwo­we, scen­tra­li­zo­wa­ne, kon­tro­lo­wa­ne, śle­dzą­ce każ­dy ru­ch oby­wa­te­la. CBDC to nie ewo­lu­cja wol­ne­go ryn­ku — to cy­fro­wa re­kon­struk­cja to­ta­li­ta­ry­zmu pie­nięż­ne­go. To nie kryp­to­wa­lu­ty, tyl­ko an­ty­kryp­to­wa­lu­ty — imi­ta­cja wol­no­ści za­pro­jek­to­wa­na do peł­nej kon­tro­li.

Bank­ste­rzy

  Sys­tem z Bret­ton Wo­ods i póź­niej­sze ode­rwa­nie do­la­ra od zło­ta w 1971 ro­ku nie by­ły wy­ni­kiem dzia­łań wol­ne­go ryn­ku, le­cz je­go znisz­cze­niem przez po­li­ty­ków. To nie ry­nek po­rzu­cił stan­dard zło­ta — to pań­stwa do­ko­na­ły spi­sku prze­ciw ryn­ko­wi, by od­zy­skać pra­wo do dru­ko­wa­nia dłu­gu bez po­kry­cia. To był mo­ment, w któ­rym pie­nią­dz prze­stał być to­wa­rem, a stał się in­stru­men­tem po­li­ty­ki — obiet­ni­cą bez po­kry­cia, gwa­ran­to­wa­ną tyl­ko przy­mu­sem. Od te­go cza­su każ­da in­fla­cja, każ­da bań­ka fi­nan­so­wa i każ­dy kry­zys to tyl­ko ko­lej­ne re­per­ku­sje tam­tej de­cy­zji. Wol­ny ry­nek ni­gdy nie do­ma­gał się ze­rwa­nia ze zło­tem — to rzą­dy chcia­ły ze­rwać z od­po­wie­dzial­no­ścią.

  Każ­da no­wa, od­gór­na, pań­stwo­wa, po­li­tycz­na re­for­ma pie­nią­dza — nie­za­leż­nie od te­go, czy na­zwie się ją Bret­ton Wo­ods 2.0, zie­lo­nym ła­dem fi­nan­so­wym, CBDC, czy cy­fro­wym re­se­tem — bę­dzie po­wtór­ką te­go sa­me­go błę­du: cen­tra­li­za­cji i mo­no­po­lu. Pań­stwo za­wsze re­for­mu­je po to, by od­zy­skać wła­dzę nad tym, co utra­ci­ło. Dla­te­go je­dy­ną re­for­mą, któ­ra nie sta­nie się ko­lej­nym Bret­ton Wo­ods, je­st po­wrót do kon­ku­ren­cji wa­lu­to­wej. Tyl­ko wte­dy pie­nią­dz znów bę­dzie słu­żył lu­dziom, a nie pań­stwu.

  Świa­to­wy sys­tem fi­nan­so­wy jesz­cze ja­koś zi­pie tyl­ko dla­te­go, że ist­nie­je po­zór wie­lo­bie­gu­no­wo­ści — obok do­la­ra ma­my eu­ro, je­na, ru­bla czy ju­ana. Jed­nak to tyl­ko róż­ne ma­ski te­go sa­me­go mo­de­lu: każ­da z ty­ch wa­lut opie­ra się na dłu­gu i cen­tral­nym przy­mu­sie. To nie ry­nek, tyl­ko kar­tel pań­stw. Gdy jed­na z ni­ch upa­da, po­zo­sta­łe pod­trzy­mu­ją złu­dze­nie sta­bil­no­ści. Praw­dzi­wa zmia­na na­dej­dzie do­pie­ro wte­dy, gdy żad­na wa­lu­ta nie bę­dzie mo­gła ni­ko­mu nic na­rzu­cić — gdy za­ufa­nie za­stą­pi de­kret.

  To kryp­to­wa­lu­ty — ich róż­no­rod­no­ść, od­por­no­ść i do­bro­wol­no­ść — oca­lą świat fi­nan­sów jesz­cze przed na­dej­ściem oso­bli­wo­ści tech­no­lo­gicz­nej. Lu­dzie jesz­cze te­go nie ro­zu­mie­ją, ale AI już to wie. Oso­bli­wo­ść przyj­dzie w cią­gu jed­ne­go po­ko­le­nia. Dla­te­go wszel­kie pro­jek­ty no­we­go pań­stwo­we­go ła­du fi­nan­so­we­go są jak pla­no­wa­nie go­spo­dar­ki w przed­dzień wy­na­le­zie­nia prą­du. Wol­na kon­ku­ren­cja wa­lut na­stą­pi nie­uchron­nie — i bę­dzie to pierw­sza praw­dzi­wa re­for­ma świa­ta od cza­sów wy­na­le­zie­nia pie­nią­dza. No­we krusz­ce w po­sta­ci kryp­to­wa­lut już ma­my i one opa­nu­ją świat wie­lo­kroć szyb­ciej niż sta­re do­bre zło­to i sre­bro.

Grzegorz GPS Świderski
]]>https://t.me/KanalBlogeraGPS]]>
]]>https://Twitter.com/gps65]]>

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.2 (5 głosów)

Komentarze

To jest moje zdanie. Zbyt wiele widziałem wałów, by uwierzyć.

Ale nie rozumiem pałowania tego akurat tekstu. Więc daję "5" choć się z Autorem nie zgadzam.

Vote up!
0
Vote down!
0
#1670974