Wyprowadzka 2
W telewizji pokazał się Andrzej L.,znany polityk. Moja dziewczyna skomentowała to:
- Niedługo umrze.
- Jest chory?
- Nie wiem czy jest chory. Umrze.
Z lekceważeniem powiedziałem:
- Widać, że nie znasz się na polityce, wiesz co by to było, gdyby umarł w niewyjasnionych okolicznościach? Ludzie by się zbuntowali, a chyba nikt nie chce zadymy.
Po kilku dniach Andrzej L. już nie żył i nikt jakoś się nie wzburzył. Ale dano sygnał, że żadne stanowisko ani popularność nie gwarantuje, że nie popełni się samobójstwa.
Spotkałem na mieście lekarza, który mnie leczył. Schudł parę kilo i moim zdaniem wyglądał dobrze. Powiedziałem o swoich odczuciach Ani. Odpowiedziała:
- Wcale nie wyglada dobrze. Jest poważnie chory.
- Jak to powiedzieć lekarzowi, ordynatorowi, że ma zrobić badania...
Długo się zastanawiałem, w końcu wziąłem głęboki oddech i zadzwoniłem do niego. Gdy powiedziałem mu o badaniach usłyszałem tylko:
- Dobrze.
Badania nic nie wykazały. Po skończonej pracy wsiadł do swojego terenowego samochodu i ruszył. Daleko nie pojechał, stracił nagle przytomność i potrącił śmiertelnie jakiegoś człowieka.
Lekarzowi zrobiono ponownie badania, tym razem chyba dokładniejsze. Wykryto raka mózgu.
W krótkim czasie po tym, jak przyszedłem do Domu Kombatanta, on zmarł.
Niedaleko mojego pokoju znajduje się moja i sąsiada toaleta. Ze względu na swój stan blokowałem to miejsce godzinami. Chciałem prosić administrację o przeniesienie, by nikomu nie wadzić. Ania powiedziała:
- Jeszcze trochę się wstrzymaj.
Jakoś te słowa zabrzmiały dla mnie groźnie. Gdy sąsiad poczuł się trochę źle, prosiłem go, by poszedł do szpitala i dał się zbadać. Popatrzył na mnie:
- Jesteś lekarzem? Jeśli nie, to się nie wtrącaj. Siejesz tylko panikę.
Wieczorem zabrano go na pogotowie. Udar mózgu. W szpitalu był dwa miesiące. Gdy wrócił, dużo ćwiczył, mnie uważał za lenia. Skwitowałem go słowami:
- Pan jest po udarze mózgu dziesięć tygodni, a ja dziesięć lat.
Gdy wracał z toalety, stracił równowagę i się przewrócił. Leżał pod moimi drzwiami. Sytuacja była tragiczna. Powiedział:
- Jak przyjdą do mnie, to powiedz im, że tu leżę.
To jego ostatnie zdanie mnie rozśmieszyło, bo sobie wyobraziłem, że ktoś przechodzi przez niego i go nie zauważa.
Od miesiąca sąsiad nie żyje. Na jego miejsce dali jakąś schorowaną panią, nie wychodzącą do toalety. Teraz cała ubikacja jest moja.
Miałem przeczucia, że sobie złamię nogę; Ania też zaczęła o tym mówić. Zarówno ona, jak i ja potrafiliśmy określić miejsce złamania. Zastanawialiśmy się, co dalej będzie. DPS-y nie wchodziły w rachubę; za drogie.
Wychodziłem na balkon poćwiczyć. Gdybym stracił równowagę, spadłbym na ziemię z dziesiątego piętra. Nie skończyłoby się na złamaniu. Jeszcze bym zobaczył, jak mają urządzone mieszkania sąsiedzi, ale już raczej nikomu bym o tym ni powiedział.
Nogę złamałem, jestem w DPS Kombatant, dokładnie nie wiem, kto mi pomógł. Można usłyszeć o tym różne legendy, prawie wszystkie nieprawdziwe.
c.d.n.
Spisała Ania
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 785 odsłon