Państwo policyjne (wg Lenina)

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kultura

Jako należący do pokolenia pierwszego NZS doskonale pamiętam czasy, gdy towarzysz Lenin cieszył się pewną popularnością także wśród niepodległościowej Opozycji. Oczywiście nie cały, ale jedno zdanie, chlapnięte przez przypadek nim jeszcze świat ujrzała „ojczyzna światowego proletariatu”.

Na murach, szczególnie w pobliżu uczelni wyższych, pojawiły się słowa wodza światowej rewolucji:

Państwo policyjne to takie, w którym policjant zarabia więcej od nauczyciela.

Generalnie nawet dzisiaj słowa te mogę w każdej chwili przywołać, tak mocno wbiły się bowiem w pamięć.

Pamiętajmy przy tym, że słowa te nie dotyczyły jedynie nauczających w podstawówkach, szkołach zawodowych, technikach czy liceach.

Również, a patrząc przez tzw. pasek, czyli wysokość wypłaty, przede wszystkim! dotyczyło to nauczycieli akademickich.

Komuna bowiem nie rozpieszczała tych, od których przede wszystkim zależał poziom całego społeczeństwa.

Mój dobry znajomy, syn pani dziekan jednego z wiodących wydziałów pewnej Akademii Medycznej, obserwując problemy finansowe, z jakimi boryka się rodzina, edukację zakończył na maturze. Pieniądze, i to całkiem spore, zarabiał prowadząc bufet w klubie studenckim (oficjalnie bezalkoholowy, nieoficjalnie zaopatrzony w wódkę i spirytus), a kiedy w stanie wojennym interes mocno podupadł przerzucił się na spółdzielczość studencką.

Cóż, prawda tamtych czasów była taka, że kwartalnie potrafił zarobić tyle, ile jego matka w ciągu... ćwierćwiecza pracy na uczelni.

Oczywiście był swego rodzaju wyjątkiem. Spora część dzieci peerelowskich naukowców godziła się na niedostatek w zamian otrzymując iluzję wyższej samoświadomości.

To właśnie w latach 1980-tych popularne stało się hasło najpierw być, a potem mieć. Szczególnie hasło to popularne było wśród rożnych grup duszpasterstwa akademickiego.

Wcześniej, w dekadzie Edwarda Gierka, Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej.

Upadek gospodarczy Polski w czasach nocy jaruzelskiej wymuszał niejako tego typu filozofię.

Owszem, byliśmy nędzarzami, ale za to o jakże bogatym wnętrzu...

Rok 1989 miał przynieść przełom. Sprawy stojące na głowie miały być posadowione na nogach.

Tylko jedno praktycznie nie uległo zmianie – płace na uczelniach pozostawały w tyle. I to nawet nie za wynagrodzeniami w likwidowanym przemyśle, ale również za tymi w tzw. sferze budżetowej.

Jedyni wygrani tzw. transformacji, a raczej transmutacji ustrojowej to byli sędziowie i prokuratorzy. Oraz pracownicy samorządowi, ale od pewnego stopnia wzwyż.

Zostawmy jednak ten wątek i dajmy zarabiać historykom, niech piszą o minionych dekadach.

Dla nas ważny jest stan obecny szkolnictwa wyższego. Dla Józefa Wieczorka czy też prof. Radosława Zenderowskiego sprawa jest dość prosta. Wg pierwszego tzw. nauka opanowana jest przez bezwartościowe klany i koterie, nie dające z siebie nic, gdyż… dawno już wydalili ze swego grona ludzi z pasją, gotowych tworzyć naukę, a nawet NAUKĘ... za darmo.

Zenderowski podobnie. W jednym ze swoich ostatnich felietonów kpiąco pisze:

– Bardzo proszę, wybierzcie sobie nowego dyrektora, jeśli chcecie i zdołacie do tego przekonać rektora, ale pamiętajcie o jednym. Żaden z moich poprzedników nie patrzył przez palce na wasze niedoskonałości i błędy, żaden nie rozgrzeszał was z ewidentnego nieróbstwa, lawiranctwa i tumiwisizmu. Znam ja was doskonale – pozorantów, wewnętrznych emigrantów, celebrytów. Chcecie wiele, ale dajecie mało.

– Czyli jak będzie – zapytał pracownik, który przed chwilą dołączył do spotkania.

– Będzie jak było i jak ma być – odpowiedziałem teatralnie trzaskając drzwiami.

]]>http://pressmania.pl/pauperyzacja-ludzi-nauki/]]>

Cóż, skoro tak wyglądają uczelnie wyższe to zamiast tworzyć jakieś pseudoreformy (np. Gowina) i udawać, że mamy uniwersytety, politechniki, akademie itp., powinniśmy raz-dwa pozbyć się tego balastu? W budynkach po uczelniach można by urządzić wiele potrzebnych instytucji – salony masażu, salony samochodowe, butiki, lombardy, firmy dające chwilówki etc.

Bo po co nam uczelnie, skoro są w Niemczech???

A także na Słowacji, w Czechach, Austrii a nawet za Morzem Bałtyckim itp.

Najwyraźniej tego brakuje w wypowiedziach obu tych panów. Jeszcze...

Rzeczywistość jednak skrzeczy… i zadaje kłam tego typu wnioskom.

Przede wszystkim poziom polskiego absolwenta (wg Wieczorka kończącego jakąś nic niewartą szkółkę, daleko w tyle za uczelniami z Bangladeszu) jest wystarczający, by podjąć pracę… na renomowanych uczelniach Zachodu, czasem nawet z pierwszej piątki dowolnego rankingu cytowanego przez tego pana.

Trudno przypuszczać, że na taki poziom student wdrapał się za pomocą samokształcenia.

Tak samo nasi doktorzy (biolodzy, informatycy, lekarze itp.) nie mają specjalnych problemów ze znalezieniem pracy w zawodzie.

Ba, wśród nich można znaleźć nawet dyrektorów poważnych naukowych laboratoriów.

Z drugiej strony człowiek pamięta jeszcze ze szkoły średniej regułę Heisenberga; zaadaptowana do potrzeb nauk humanistycznych ogólnie mówi o zaburzeniu obserwowanego układu dokonanego przez sam fakt obserwacji.

A kiedy dodamy do tego osobę obserwatora? Wieczorek, będący jak twierdzi absolwentem kiepskiej polskiej uczelni siłą rzeczy wnosi ze sobą… kiepską obserwację. Kto wie, czy do takich samych wniosków doszedłby absolwent tak wyróżnianych przez niego uczelni Bangladeszu… ;)

Z kolei wypowiedź prof. Zenderowskiego można tłumaczyć również tak.

Środowisko pracowników naukowych składa się z pozorantów, wewnętrznych emigrantów, celebrytów, którzy chcą wiele, ale dają mało. Czytelnik felietonu Profesora nie ma żadnych danych, by sądzić, że ta krótka charakterystyka omija również autora. Tak więc całość wypowiedzi można sprowadzić do zalecenia siedzenia cicho, bo jeszcze się wyda, ile faktycznie wszyscy są (nic) warci.

To jednak oznacza, że na polskich uczelniach zatriumfowała tzw. selekcja negatywna. Nie będę rozwijał tego tematu, tylko wspomnę – podobna selekcja in minus miała miejsce w polskim sądownictwie końca lat 1970-tych i 80-tych.

Tymczasem hasło najpierw być… w warunkach realnego kapitalizmu (można gdybać, na ile jest on dziki) musi ustąpić najpierw mieć. A w zasadzie nieco zmodyfikowanemu – by móc zaistnieć trzeba najpierw mieć!

Tymczasem pieniądze, jakie Polska oferuje nauczycielom swoich nauczycieli itp. są niższe, niż zarobki w popularnych sieciówkach handlowych!

Owszem, Ministerstwo szczyci się podwyżkami od 1 stycznia 2023 roku.

Ale…

Jednocześnie do góry poszła pensja minimalna, co oznacza, że asystent/wykładowca od 1 stycznia zarabia tylko o 115 zł brutto więcej, niż wynosi wynagrodzenie minimalne, a od lipca br. będzie zarabiał jedynie o 5 zł więcej.

Gdyby jednak zdecydował się na pracę w Biedronce to już po trzech latach sięgnie poziomu 4100-4550 zł brutto miesięcznie.

Zrobić doktorat w ciągu trzech lat i na dodatek zostać adiunktem wydaje się możliwe tylko teoretycznie...

Zatem Biedronka jest... konkurencyjna. I to mocno.

Owszem, ktoś powie, podane płace są minimalnymi co oznacza, że nikt na danym stanowisku nie może zarobić mniej.

Nic nie stoi na przeszkodzie, aby uczelnia we własnym zakresie wypłacała nawet wielokrotności tych kwot.

Tyle tylko, że Polska na szkolnictwo wyższe przeznacza niewiele ponad 1 % PKB. To o wiele mniej, niż kraje Zachodu czy USA. Mniej również od Czech (1,45%) czy Estonii (1,7% PKB). Tymczasem USA i Korea Południowa, dysponujące o wiele większym PKB, wydają 2,6%.

Trzeba też pamiętać, że tabelka najniższych płac nie oznacza podwyżek dla wszystkich. Wystarczy bowiem, aby dany pracownik w konkretnej uczelni zarabiał co najmniej nowe minimum, a wówczas nie dostanie nawet złotówki więcej, niż brał dotychczas.

Cokolwiek dzisiaj powiedzielibyśmy (czy też napisali) jedno jest pewne. Takie zasilanie szkolnictwa wyższego prowadzi jedynie do podtrzymywania przy życiu organizmu. Za mało, by mógł samodzielnie egzystować, za dużo, by mógł zejść śmiercią w miarę naturalną.

Tak naprawdę służy więc tylko do pozoracji faktycznie istniejącego Państwa.

Raz jeszcze przypomnę słowa Lenina:

Państwo policyjne to takie, w którym policjant zarabia więcej od nauczyciela!

Wg materiałów opublikowanych przez polską Policję na tzw. kursie, czyli stacjonarnym szkoleniu podstawowym, początkujący policjant zarabia„na rękę” średnio 3.539,- zł – przy czym ma zapewnione na czas kursu zakwaterowanie i wyżywienie.

Gdyby wynagrodzenie to ubruttowić wg zasad obowiązujących w cywilnym świecie otrzymalibyśmy kwotę 4.706,85 zł brutto. A zatem powyżej asystenta ( i to o kwotę ponad 1100 zł) oraz mniejszą od adiunkta o 558,15 zł brutto. Ale jeśli do tego dodać wyżywienie i zakwaterowanie???

Policjant po kursie jednak awansuje. Płacowo przede wszystkim. Wg materiałów polskiej Policji po zakończeniu szkolenia kursant zostaje mianowany policjantem w 2. grupie zaszeregowania, a jego zarobki rosną średnio o 934 zł do kwoty 4.473,- zł. Oczywiście netto.

Przeliczając to na brutto wg zasad obowiązujących na uczelniach - 6 077,14 zł brutto.

Zatem... policjant zaraz po ukończeniu stacjonarnego kursu zarabia więcej, niż… profesor uczelni!

Przez sporo lat pełniłem funkcje w zarządach prywatnych firm. Teraz zaś zajmuję się szeroko pojętym doradztwem dla przedsiębiorców.

I wiem, że bez względu na frazesy o pasji etc. najważniejsza jest jedna reguła – płacę, to wymagam!

Jeśli nie płacę, co należy również rozumieć jako płacenie poniżej elementarnych wymogów, nie mam prawa wymagać. Niestety, w grę wchodzi stara komunistyczna jeszcze zasada – przedsiębiorca (Państwo) udaje, że płaci, pracownik udaje, że pracuje.

Tymczasem panowie Wieczorek i Zenderowski chcieliby znaleźć sposób na wymuszenie lepszej jakości pracy przy pozostawieniu płac na wysokości budzącej jedynie rozbawienie sporej większości absolwentów szkół wyższych.

Nie neguję, że w Polsce znaleźć można by grupkę pasjonatów, mogących razem utworzyć może nawet jeden wydział dowolnej uczelni.

Nie neguję również i tego, że są pracownicy naukowi podchodzący nadto lekko do swoich obowiązków.

Ale czynienie z powyższego reguły, mającej usprawiedliwić faktyczny brak finansowania szkolnictwa wyższego to kpina z czytelnika.

A także z samego siebie.

Nie ma innego sposobu, niż pieniądze. Nie tylko na płace, ale również na potrzebny sprzęt, odczynniki itp.

Owszem, można w ramach pasji opracowywać cudze wyniki badawcze. Ale nie sposób dokonać bez pieniędzy choćby pomiaru składu gleby we własnym ogródku!!!

Kiedy zaczynałem studia na ówcześnie najlepszej uczelni technicznej Polski z pewną dumą pokazywano nam mikroskop skaningowy. Dopiero podczas kolejnych zajęć dopowiadano, że był to najstarszy wówczas na świecie mikroskop tego typu firmy Olympus. Ba, firma nawet chciała odkupić go do przyzakładowego muzeum.

Niestety. Proponowana kwota nie wystarczyłaby na zakup nowszego modelu, a na wymianę typu stare za nowe nie chciał się zgodzić Olympus.

Czy moje dzieci, moje wnuki mają przerabiać to samo?

Wykształcone dobrze, przygotowane do dalszego rozwoju naukowego będą mogły poświęcić się nauce… w Wielkiej Brytanii, USA, Niemczech… a nawet odległej Australii.

W Polsce takich możliwości nie ma. Nie ma również możliwości założenia rodziny i normalnego funkcjonowania choćby na poziomie… dzielnicowego.

Tak więc po 43 latach znowu mam szczerą ochotę kupić jakąś puszeczkę z białym lakierem samochodowym i znów nabazgrać na murze słowa Lenina:

Państwo policyjne to takie, w którym policjant zarabia więcej niż nauczyciel!

12.01 2023

Ps. Ministerstwo Edukacji i Nauki planuje także w tym roku podwyżki wynagrodzeń dla wszystkich pracowników szkolnictwa wyższego w wysokości 7,8%. Będą one niezależne od podwyżek wynikających ze zmiany rozporządzenia dotyczącego minimalnego wynagrodzenia profesora. Nie zmieni to jednak zasadniczo sytuacji pracowników uczelni wyższych, zwłaszcza pracowników niebędących nauczycielami akademickimi, których wynagrodzenia często są, i to pomimo podwyżki 7,8% nadal będą, na poziomie wynagrodzenia minimalnego.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.5 (6 głosów)