Gdyby Stańczyk zmartwychwstał…

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kraj

Wszyscy, a przynajmniej większość uczęszczająca do szkół powszechnych w ponurych latach PRL-u pamięta opowieść o tym, jak razu pewnego nadworny błazen ostatnich Jagiellonów niejaki Stańczyk postanowił wykazać, iż w Polszcze najwięcej jest lekarzy.

 

W tym celu udał się na krakowski rynek, gdzie praktycznie każdy, z kim rozmawiał, udzielił mu na miejscu mniej lub bardziej szczegółowej porady.

Gdyby żył dzisiaj, pewnie miejsce lekarzy zajęliby prawnicy.

To swoisty paradoks – jesteśmy krajem, w którym kultura prawna społeczeństwa daleko odbiega od średniej unijnej (w dół niestety), do pomocy prawnej drogo i daleko, na dodatek tzw. reportaż sądowy praktycznie nie istnieje.

Nic dziwnego, że furorę robią wszelkiego rodzaju oszołomowie (oszołomi i oszołomki) parareligijno-polityczni, którzy im mniej wiedząc na dany temat (w tym przypadku prawa a także funkcjonowania państwa, organizacji społeczeństwa itd.) głośniej wygłaszają poglądy dotyczące jego sanacji.

Klasycznym już przykładem bezmózgowia jest wygłaszany co chwilę postulat wprowadzenia do Polski „prawa naturalnego” jako obowiązującego wszystkich.

Tymczasem pojęcie to nie tyle, ze jest niedookreślone, ile nie jest określone w sposób wystarczający nawet nie do kodyfikacji, ale nawet jako nauka w tzw. szkółce niedzielnej. Koncepcja prawa naturalnego zakłada wszak konieczność czynienia ciągłych badań w celu jego odkrywania. Mamy więc wprowadzić coś, co wedle różnych szkół filozoficznych a nawet poszczególnych filozofów ma różne treści i co do którego wiemy jedynie, że jest zgodne z sumieniem.

 

Ale ostawmy zagadnienia takie na boku.

Tu i teraz prawne szury odnalazły kolejny powód do wyrzekania.

Tym razem chodzi o odszkodowanie, jakie to na rzecz „Kasi”, ofiary księdza-pedofila (w chwili dokonywania czynów nosił sutannę!) zostało zasądzone od red. Michalkiewicza.

I nie w imię jakiejś rzekomej pomsty za godną i patriotyczna postawę, ale za pospolite chamstwo, kiedy to zaczął w sposób wyjątkowo podły obrażać ofiarę pedofila w sutannie, co wzbudziło oburzenie każdego uczciwego Polaka, zaś lewakom dało możliwość odsądzania od czci i wiary całej prawicy, w tym nie podzielającej chorobliwej wręcz filorosyjskości red. M.

Sądząc po uzyskanym efekcie uzasadnione byłoby przypuszczenie, ze Michalkiewicz to lewacki prowokator.

 

Wróćmy jednak do szurów prawnych.

 

Gewałt! Michalkiewicz pozbawiony prawa do obrony, bowiem sąd był niewłaściwy miejscowo!

Jedna mocno już posunięta w latach blogereczka pozwoliła sobie nawet na sugerowanie, iż jest to wynik spisku.

Wiadomo, sprawa toczyła się w Poznaniu, a tam przecież od lat działa mafia policyjno-prokuratorsko-psychiatryczno-sądowa. Co prawda powstała wyłącznie po to, by zniszczyć „proroka bezdomnego”, „katolika od mordowania rozwódek”, ale jak ten uciekł w okolice Pszczyny najwyraźniej uwzięła się na red. Michalkiewicza.

By pokazać, jak bardzo Sąd Okręgowy w Poznaniu „zmanipulował” prawo procesowe blogereczka-staruszeczka podaje:

A zatem uznano, iż właściwy do rozstrzygnięcia sprawy jest Sąd Okręgowy w Poznaniu, gdyż tak zaproponował pełnomocnik powódki - mecenas Jarosław Głuchowski.

Zastosowano przepis o tzw. właściwości przemiennej sądu. Przypomnijmy, że co do zasady powództwo wytacza się według miejsca zamieszkania pozwanego (art. 27 kpc - właściwość ogólna), a w sprawach o naruszenie dóbr osobistych przy wykorzystaniu środków masowego przekazu powództwo można wytoczyć przed sąd właściwy dla miejsca zamieszkania albo siedziby powoda ((Art. 35 ze znaczkiem 1 kpc).

Żaden z tych przepisów nie został zastosowany w niniejszej sprawie. Michalkiewicz mieszka w Warszawie, powódka prawdopodobnie w Szczecinie. Michalkiewicz wypowiadał się o wyroku w sprawie "Kasi" przede wszystkim w Warszawie. Z jakich - zatem - powodów uznano, iż o zasadności powództwa powinien rozstrzygać Sąd w Poznaniu? Wyjaśnienia rzeczniczki SO w Poznaniu są dalece niewystarczające.

Dodać można tylko, że pełnomocnik powódki ma kancelarię w Poznaniu i także w Poznaniu zapadły wyroki przyznające "Kasi" zadośćuczynienie i rentę od Zakonu Chrystusowców za czyny pedofilne byłego zakonnika Romana B., mimo że Zakon o tych czynach nic nie wiedział.

Czyżby te właśnie okoliczności zadecydowały o pozbawieniu Michalkiewicza możności obrony jego praw?

Tak na marginesie – „znaczek” może być pocztowy. W przypadku przepisu prawa mówimy o indeksie (art. 35 z indeksem 1). Albo po prostu dajemy kropkę po 35, jeśli edytor nie pozwala na zamieszczenie „indeksu gornego”.
 

W jaki sposób to pozbawienie prawa do obrony miałoby niby się dokonać?

 

Rzeczniczka prasowa SO w Poznaniu stwierdziła wszak, że doręczenie pozwu red. Michalkiewiczowi odbyło się w trybie art. 139 KPC.

Powyższego nie neguje także sam zainteresowany.

Zatem prawu stało się zadość.

Od czasu, gdy istnieje „doręczenie zastępcze”, takich Michalkiewiczów w Polsce spokojnie można by naliczyć kilka milionów.

Ba, numer na adres zebrał także obfite żniwo.

Na czym polega? Otóż pozew wytacza się podając jako miejsce zamieszkania (siedziby) pozwanego ostatnio znane na umowie bądź fakturze. Problem w tym, że takie faktury czasem pochodziły… z lat 1990-tych! (np. opłaty za telefon)*. Adres zatem, bywało, nie był aktualny od dziesięcioleci. Zawsze jednak komornik odnajdywał delikwenta po nr PESEL.

Nawet teraz, w grudniu 2019 r. znam taką sprawę. Na mocy nakazu skierowanego „w kosmos” komornik zdążył już wybrać z konta prawie 6 tys. zł.

I chce jeszcze dwa razy tyle.

Czy jednak Michalkiewicz został pozbawiony możliwości obrony swoich praw w podobny sposób?

Jeśli faktycznie korespondencja była kierowana nie pod jego strzechę to faktycznie postępowanie jest nieważne. Strona nie z własnej winy została pozbawiona możliwości obrony swoich praw.

Wtedy Michalkiewicz (z wykształcenia prawnik, a nie np. specjalista od funkcjonowania PGR-ów za późnego Gomułki) ma do dyspozycji sprzeciw (art. 443 KPC).

Termin na jego wniesienie to dwa tygodnie od daty doręczenia (doręczenia zastępczego) wyroku zaocznego. Ale w przypadku, gdy wyrok nie był doręczony prawidłowo sprawa ciut bardziej się komplikuje.

Przede wszystkim powinien powiadomić sąd o zaistniałej sytuacji i zażądać doręczenia wyroku na właściwy adres. Od doręczenia ma 14 dni na złożenie sprzeciwu.

Powinien w nim podnieść zarzuty merytoryczne, a także wniosek o uchylenie klauzuli natychmiastowej wykonalności.

Nie można twierdzić, że sąd niewłaściwy miejscowo oznacza pozbawienie prawa do obrony. Tego typu herezje może wygłaszać jedynie ktoś, kto prawa uczył się z publikacji wspomnianego red. Michalkiewicza bądź też red. Ivanowej (Gazeta Wyborcza). Oboje wszak prawo ukończyli. ;)

Brak właściwości sądu może być uwzględniony jedynie wtedy, gdy pozwany wykaże, że naruszenie takie miało merytoryczny wpływ na wyrok.

Inaczej będzie to tylko nic nieznacząca nieprawidłowość proceduralna. Może jedynie uciążliwa, jeśli strona będzie musiała jeździć na drugi koniec Polski.

 

Nie zamierzam czynić publicznie wykładu nt. sposobów obchodzenia fikcji „doręczenia zastępczego” przez pozwanego.

Wystarczy wiedzieć, że takie istnieją.

 

Płacz nad Michalkiewiczem i rzekomym łamaniem prawa w celu „ukarania go za wystąpienia ostrzegające przed spiskiem żydowskim” (bo i z taką zupełnie odjechaną opinią już się spotkałem) można więc między bajki włożyć.

Michalkiewicza spotkało to, co jako prawnik i publicysta świadomie tolerował przez dziesięciolecia.

Zupełnie tak, jak Jan Śpiewak rok temu protestujący w trosce o „wolne sądy”, dzisiaj zaś potraktowany jak zwykły obywatel zmienił zdanie.

Tyle tylko, że Michalkiewicz nie za bardzo ma teraz o co się burzyć.

Zgodnie z obowiązującym od 7 listopada 2019 r. art. 139.1 KPC:

§ 1. Jeżeli pozwany, pomimo powtórzenia zawiadomienia zgodnie z art. 139 § 1 zdanie drugie, nie odebrał pozwu lub innego pisma procesowego wywołującego potrzebę podjęcia obrony jego praw, a w sprawie nie doręczono mu wcześniej żadnego pisma w sposób przewidziany w artykułach poprzedzających i nie ma zastosowania art. 139 § 2-31 lub inny przepis szczególny przewidujący skutek doręczenia, przewodniczący zawiadamia o tym powoda, przesyłając mu przy tym odpis pisma dla pozwanego i zobowiązując do doręczenia tego pisma pozwanemu za pośrednictwem komornika.

§ 2. Powód w terminie dwóch miesięcy od dnia doręczenia mu zobowiązania, o którym mowa w § 1, składa do akt potwierdzenie doręczenia pisma pozwanemu za pośrednictwem komornika albo zwraca pismo i wskazuje aktualny adres pozwanego lub dowód, że pozwany przebywa pod adresem wskazanym w pozwie. Po bezskutecznym upływie terminu stosuje się przepis art. 177 § 1 pkt 6.

Czyli nic nie daje odmowa przyjęcia pisma ani też brak podania aktualnego adresu osoby prawnej w KRS. Jeśli odmawiamy przyjęcia pisma prawnie oznacza to, że je… przyjęliśmy!

Z kolei brak powiadomienia o właściwym adresie KRS rodzi ten skutek, ze pisma kierowane na adres uwidoczniony są skuteczne.

Jeśli jednak powód nie wskazał właściwego adresu postępowanie jest zawieszone. Po roku zaś umorzone, o ile powód nie poda właściwego adresu.

 

To prawdziwy przełom w Polsce. Takich rozwiązań nie było nigdy po 1945 roku.

 

I jeszcze jedno.

Przez lata, zanim jeszcze powstał tzw. e-sąd w Lublinie, dłużnicy w całej Polsce byli bombardowani nakazami zapłaty np. z sądu rejonowego w Elblągu.

Bo tam mieszkał i miał kancelarię prawną radca prawny jednego z większych w Polsce windykatorów.

Pytam, czy ktoś na ten temat napisał choćby notkę?

A dłużnicy kołatali do różnych drzwi, nawet do niegdysiejszego Nowego Ekranu, w którym to blogereczka-staruszeczka była dziennikarką. W każdym bądź razie dysponowała legitymacją. ;)

Bezskutecznie.

Sprawa była bowiem prosta. Sąd nie zwraca uwagi na właściwość miejscową. Chyba, że na zarzut zgłoszony przed wdaniem się w spór. Jedynie w sprawach, gdzie chodziło o właściwość wyłączną (np. dot. nieruchomości) badania były dość skrupulatne.

Dopiero sprawa red. M. obudziła szurowisko nie wiadomo dlaczego usiłujące ciągle wmawiać innym, że są „dziennikarzami”.

I to są dopiero jaja, o której nawet Bieńkowskiej się nie śniło. ;)

16.12 2019

 

_______________________

*Trzeba bowiem pamiętać, że upływ przedawnienia z urzędu sądy zmuszone są uwzględniać dopiero od połowy 2018 r., a i to tylko, gdy powództwo jest skierowane p-ko konsumentowi.

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.2 (10 głosów)