16 grudnia 1981 r. Ofiara krwi nie powinna być daremna

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Historia

W 1981 roku rozmawiałem z człowiekiem, który w 1968 r. trafił na całe pięć lat do więzienia tylko za to, że po „akcji robotniczego aktywu”, czyli po pałowaniu przez przebranych w cywilne łachy zomowców strajkujących studentów Politechniki Śląskiej, krzyknął z okna: Ślązoki, o toście walczyli? O ta zasrana Polska Ludowa???

Tekst niestety nie ukazał się, zaś materiały po ponad 40 latach zaginęły. Jego syn, z którym zaprzyjaźniłem się na dekadę późniejszych studiach ten sam okrzyk wzniósł podczas wakacji 1981 roku. Co prawda początkowo wyglądało to ciut inaczej – Jasiu bowiem zaczął od wyzwisk. Prawdziwa wersja zatem brzmiała tak:

- Poloki, wy ciule!!! (na polu namiotowym zapadła nagle cisza. Po chwili Jasiu kontynuował: - Ślązoki, wy ciule!!! Zaś po kolejnej chwili, gdy zaczęliśmy się zastanawiać, czy przypadkiem nam wszystkim razem nie wp..dolą, Jasiu dokończył:

- O coście, kurwa, walczyli? O ta zasrana Polska Ludowa???

I wtedy rozległy się… oklaski. Ktoś jeszcze to pamięta? Lipiec 1981 rok, pole namiotowe w Wilkasach k. Giżycka. Było przynajmniej tysiąc osób, a słyszało ponad 30%.

Ale wtedy już widzieliśmy, że po początkowym odwrocie ustanowiona na sowieckich tankach „władza ludowa” prze do konfrontacji.

O tym było wiadomo już w lutym, gdy premier Józef Pińkowski podał się do dymisji, a jego miejsce zajął późniejszy czerwony dyktator Wojciech Jaruzelski (11.02 1981 r.).

Zaraz potem doszło do apelu o słynne „90 spokojnych dni”.

Dzisiaj wiemy, że już 3 marca w Moskwie Jaruzelski przekazał sowieckiemu premierowi (Nikołaj Tichonow) główne założenia planowanego „stanu wojennego”.

8 marca za zgodą komunistycznej jaczejki powstało tzw. Zjednoczenie Patriotyczne „Grunwald”, dosłownie od razu przechrzczone na Zjednoczenie Patriotyczne "Tannenberg", mające być jawnym kontynuatorem nacjonalizmu w najgorszej, bo moczarowskiej, odmianie.

19 marca wybucha tzw. bydgoski kryzys. Delegacja NSZZ „Solidarność”, m.in. Jan Rulewski, została pobita przez funkcjonariuszy SB w czasie sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej.

5 września w gdańskiej „Oliwii” rozpoczął się I Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”, zaś trzy dni później powstało słynne Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej.

Delegaci zebrani w Gdańsku na I [Krajowym] Zjeździe Delegatów Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” przesyłają robotnikom: Albanii, Bułgarii, Czechosło­wacji, Niemieckiej Republiki Demokratycznej, Rumunii, Węgier i wszystkich narodów Związku Radzieckiego – pozdrowienia i wyrazy poparcia. Jako pierwszy niezależny związek zawodowy w naszej powojennej historii głęboko czujemy wspólnotę naszych losów. Zapewniamy, że wbrew kłamstwom szerzonym w waszych krajach, jesteśmy autentyczną 10-mlionową reprezentacją powołaną pracowników, powstałą organizacją w wyniku robotniczych strajków. Naszym celem jest walka o poprawę bytu wszystkich ludzi pracy. Popieramy tych z was, którzy zdecydowali się wejść na trudną drogę walki o wolny ruch związkowy. Wierzymy, że już niedługo wasi i nasi przedstawiciele będą mogli się spotkać celem wymiany związkowych doświadczeń.

Tekst, który dzisiaj byłby pomijany w wiadomościach (nawet TV Republika) jako zbyt nudny w tamtych czasach jednak wzburzył partyjny beton w całym obozie. Miliony robotników spędzano na wiece krytykujące „polską kontrrewolucję” nie tylko w Związku Sowieckim, ale również w Czechosłowacji, NRD, Rumunii czy na Węgrzech. Ba, nawet na Kubie.

Dla obserwatorów wiadome już było jedno – od interwencji siłowej w Polsce dzielą nas tygodnie, góra – kilka miesięcy.

Większość jednak była przekonana, że jeśli do interwencji dojdzie, to polska armia będzie bronić niepodległości.

Tymczasem okazało się, że Jaruzelski zaatakował własny Naród "polską" armią.

13 grudnia 1981 r. na wsze czasy będzie dniem hańby wojska polskiego, które zostało użyte przeciw słusznym aspiracjom Narodu.

Na Śląsku postanowiono się bronić. Dzisiaj co prawda ludzie mający nawet 30-40 lat nie są w stanie zrozumieć, jak wielkie znaczenie dla PRL-u miało górnictwo.

Polska, a raczej PRL, istniało dzięki eksporcie węgla.

Dlatego paraliż kopalń musiał być paraliżem Państwa.

Ale junta Jaruzelskiego była odpowiednio przygotowana do odbicia kopalń.

16 rudnia 1981 roku był najcięższym dniem stanu wojennego. Od rana słuchaliśmy „Wolnej Europy” (na szczęście miałem wtedy ruskie radio z pełnym zakresem fal krótkich – w najniższych komuna nie zagłuszała przekazu z Monachium).

Szczątkowe informacje powoli dawały większy obraz.

„Spawacz” użył broni!

Komuna idzie na ostro z Narodem.

Dopiero za kilka dni dowiedzieliśmy się, że dzień wcześniej „jaruzelici” strzelali w Jastrzębiu-Zdroju do strajkujących górników.

Początkowo liczyliśmy, że „Wujek” pociągnie lawinę. Bo u nas, na Śląsku, strajkowano nadal.

Manifestacje w innych regionach Polski były zduszone wcześniej bądź też wygasały na pierwsze żądanie "ludowej władzy".

Krążyły opowieści o walkach w Gdańsku, gdzie ZOMO dwa dni pacyfikowało tłumy demonstrantów.

Mówiliśmy o Lublinie, Szczecinie i Krakowie.

Ale powszechnie panowało przekonanie, że władza ugnie się przed górnictwem, bo przecież tylko węgiel mogliśmy wtedy sprzedawać zagranicą.

Śląsk zatem nie tylko był ostatnim bastionem oporu, ale także najważniejszym.

Jaruzelski i jego junta doskonale zdawali sobie sprawę z wagi górniczych protestów.

KWK Manifest Lipcowy spacyfikowano 15 grudnia.

Dzień później ofiarę krwi złożyli górnicy KWK Wujek.

23 grudnia 1981 roku po 11 dniach strajku upada Huta Katowice.

Trwali dzielnie górnicy KWK PIAST w Bieruniu. Pod ziemią przetrwali dwa tygodnie (14-28 grudnia).

Był to najdłużej trwający strajk w polskim górnictwie po 1945 roku.

Ale to 16 grudnia wbił się w Pamięć. Komuniści pokazali, ile tak naprawdę warta jest ideologia, rzekomo niosąca wyzwolenie i równość ludziom.

Zaczęliśmy rozumieć, że armia nie stanie po stronie Narodu. Że dzisiaj przedstawiający się jako „nasi chłopcy” dawni żołdacy Jaruzelskiego w rodzaju Adama Mazguły popełniliby każdą zbrodnię w imię utrzymania junty.

Dzisiaj bajdurzy się o grożącym nam rzekomo wejściu „bratnich wojsk” – pacyfikacji całego kraju. Zupełnie tak, jakby taki najazd nie oznaczał kosztów.

Tymczasem już Afganistan pochłaniał praktycznie całe zasoby sowieckie. Gospodarki zaś innych bratnich państw były tak samo uzależnione od „wsadu dewizowego” jak PRL za Gierka. A może nawet bardziej (NRD).

Nikt nie ryzykowałby oczywistych sankcji gospodarczych i blokady, która oznaczałaby nagłe wtrącenie w nędzę żyjących na jakimś tam poziomie społeczeństw NRD czy Czechosłowacji.

Jaruzelski albo zrobiłby porządek z Solidarnością własnymi rękoma, albo też pewien „okrągły mebel” zafunkcjonowałby gdzieś tak koło marca, kwietnia 1982 roku.

Oczywistą oczywistością byłoby jednak to, że władzą raz zdobytą trzeba by się trochę podzielić i wprowadzić jakąś namiastkę pluralizmu. I dla tworzenia pozorów nowego otwarcia Jaruzel i jego ekipa byliby wymienieni na jakąś inną (np. Stefan Olszowski jako premier) w tym samym stopniu uzależnioną od Moskwy, co poprzednicy.

Poza tym trzeba pamiętać o narastającym w Związku Sowieckim zamieszaniu związanym z walką o schedę po Breżniewie (oficjalnie zmarł 10 listopada 1982 roku, o czym poinformowano polskie społeczeństwo dwa dni później. Spodziewano się bowiem, że ta wiadomość w przeddzień nieoficjalnie wtedy obchodzonego Święta Niepodległości wyprowadzi na ulice takie tłumy, że ZOMO sobie już nie poradzi).

Że taki mógł być plan, i nawet zaczęto go realizować widać szczególnie ostro dzisiaj.

Kim był Lech Wałęsa, stojący na czele ówczesnej Solidarności powszechnie wiadomo. Wiadomo również, co dla uniknięcia odpowiedzialności za komunistyczne zbrodnie uczynili po 1989 r. doradcy Solidarności z lat 1980-81.

Michnikowie, Geremkowie, Balcerowicze, Mazowieccy….

Zwróćcie uwagę, że Polska chyba jako jedyna z krajów tworzących ongiś Oś Zła zaczęła przeobrażenia od likwidacji i wyprzedawania przemysłu. Tego nie było w Czechosłowacji, NRD czy też na Węgrzech.

Kiszczak, Jaruzelski oraz dopuszczona w Magdalence do koryta tzw. opozycja koncesjonowana doskonali zdawali sobie sprawę, że potencjalnym wrogiem każdej władzy są robotnicy. Należało więc maksymalnie zatomizować środowisko, a ludzi zająć innymi sprawami, niż polityka.

13 grudnia 1981 r. zastosowano wariant siłowy. Jaruzelski nie chciał podzielić losu Gomułki, a jego ekipa była na tyle silna, że nie dała się usunąć z zajmowanych stanowisk.

Tu szukajmy genezy Stanu Wojennego.

Opowieści, że Spawacz wybrał mniejsze zło są tyle samo warte, co bajdurzenia Mazguły o kulturalnym wydarzeniu, jakim wg niego był stan wojenny, nb. w którym brał udział jako żołdak Jaruzelskiego.

To jednak nie umniejsza ofiary krwi złożonej przez śląskich górników.

16 grudnia 1981 r. polegli w walce z komunistycznym reżimem:

Jan Stawisiński, Joachim Gnida, Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Zbigniew Wilk, Zenon Zając.

Cześć Ich Pamięci!

Nie możemy zapomnieć, my którzy w 1980 roku mieliśmy 20, góra 30 lat, że elity dogadały się ponad naszymi plecami, i dlatego mamy to, co mamy.

Nasi wczorajsi oprawcy stali się dzisiejszymi biznesmenami.

Zaś rzekomo wywodzący się z szeregów opozycji demokratycznej czasów komuny Donald Tusk przywrócił starym esbekom przywileje emerytalne!

Jedyna nauka z tego jest taka, że warto było bronić sowieckiej dominacji nad Polską!

To zaś oznacza, że ukradziono nam rewolucję.

A zatem musimy ją dokończyć.

A że obecna władza traktuje prawo tak, jak je rozumie, dokończenie rewolucji niekoniecznie musi być z prawem zgodne.

Czy Donald Tusk skończy jak Nicolae Ceaușescu?

Nie wiem.

Ale na pewno powinien się z tym liczyć.

16.12 2024


 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)