Spacer.
Umówiłem się z na spacer. Przed wypiłem ze trzy piwa. Poszliśmy na spacer. Na tak zwane "łąki”. Te "łąki" to taki parokilometrowy pas trawy.
Wracając poczułem te piwa. Akurat mijaliśmy jakąś rachityczną kępkę drzew. Spojrzałem na nią i stwierdziłem, że wytrzymam. Po przebyciu około kilometra już taki pewny nie byłem. Spojrzałem tęsknie za siebie. Krzaczki wydały mi się teraz krzakami. Ale jak to mawiają Czesi: "to se ne wrati". Więc szedłem. Jak na skazanie. Humor też mi gdzieś się przepadł. Zauważyła to nawet koleżanka:
- Co tak nagle posmutniałeś?
- Bo nie jestem pewien czy wyłączyłem żelazko.
Każdy krok to była prawdziwa męczarnia. Aż mi łzy wyduszało. Nie słuchałem już nawet tego co mówiła. Zaczynało się już miasto. Akurat przechodziliśmy koło ogrodu. Rosło tam na środku samotne drzewko. Ogród był otoczony żywopłotem. Z dziurą. No, dłużej nie wytrzymam!
Przeprosiłem koleżankę i cofnąłem się te parę kroków. Do dziury w żywopłocie. Do drzewka biegłem już w podskokach. No, ale cytując tekst piosenki: "w życiu piękne są tylko chwile". Potem usłyszałm:
- K...a. Powyrywam Ci nogi z d...y, pijaku jeden.
I zobaczyłem biegnącego w moją stronę gościa z kijem. Chyba to był gospodarz. Nie wiem, bo nie czekałem na prezentację, tylko wziąłem nogi za pas. I uciekłem. W inną stronę niż była koleżanka.
Kiedyś jechałem pociągiem. Do siostry. A droga była dosyć długa, z przesiadką. Miałem przy sobie butelkę z piciem. Dużą. Ale nic nie piłem. Nie chciało mi się biegać po toaletach. Wypiję później.
Pociąg zbliżał się do stacji. Widać to było po budynkach, które zaczęły się już pojawiać. Mogłem nareszcie tą swoją wodę wypić. Wypiłem całą. Taki byłem spragniony. Przy okazji łyknąłem swoje leki. W tym dwa nowe. Szkoda, że nie przeczytałem jakie mają działanie. Dowiedział bym się wtedy, że jeden z nich jest silnie moczopędny.
Pociąg dojeżdżał do stacji chyba godzinami. W każdym bądź razie zdążyłem wielokrotnie pożałować, że tą wodę ruszyłem. Wreszcie pociąg dojechał do stacji. Chciałem natychmiast wysiąść. Ale nie mogłem. Ludzi przede mną był tłum. A jak już wysiadłem to nie mogłem z tego powodu szybko się poruszać. Pod drzwiami toalety wylądowałem cały w łzach. Od tego powstrzymywania się. Lecz prawdziwą falę wzruszenia wywołała we mnie dopiero kartka na drzwiach tego przybytku: "Klucze znajdują się u zawiadowcy stacji na peronie czwartym".
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 742 odsłony