Koniu. Głaz.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Między dwoma nowymi blokami w moim mieście znajdował się głaz. Jak to głaz, był ciężki. Poza tym był gładki i nieporęczny do noszenia. Nie mogło go ruszyć z miejsca nawet pięciu mężczyzn. Odkąd pamiętam leżał sobie na trawniku i był jednym ze stałych elementów miasta. Maszyna by go zapewne ruszyła, ale nikt tego nie zrobił. Leżał, więc sobie tam przez nikogo nie niepokojony. Może nawet od czasów lodowca.
Pracowałem kiedyś z Koniem na drugiej zmianie. Coś komuś załatwiliśmy za co dostaliśmy litr wódki. Wypiliśmy. Dla mnie to w zupełności wystarczyło. Ale Koniu był ze cztery razy większy ode mnie i dla niego taka ilość alkoholu była stanowczo za mała.
Po pracy spotkaliśmy znajomego. Zaprosił nas do siebie i postawił następne półtora litra. Wypiliśmy. Koniu już zaczynał odczuwać tego skutki. Ja nie. Widocznie miałem „swój” dzień. Potem od razu zamówiliśmy z Koniem po dziesięć piw. Aby nie stać w długiej kolejce do bufetu. On wypił osiem i miał już dosyć. Ja nie dość, że wypiłem wszystkie, to jeszcze Konia odprowadziłem do swojego mieszkania. Bo on nie miał na to sił. Tak go zmogło.
Ale nie na tyle, aby zostać. Postanowił po nocy wracać do siebie. Dwadzieścia kilometrów. Nic jednak na stopa nie zatrzymał. Kierowcy raczej na jego widok przyśpieszali niż mieli zamiar się zatrzymać. Po godzinie takiego bezowocnego stania po ciemku, postanowił wrócić do mnie. Ale ja już spałem. Dzwonił i dzwonił. Ale mnie nie dobudził. Dla ułatwienia włożył zapałkę do włącznika dzwonka. Jedyne co osiągnął to ten dzwonek przepalił. A ja spałem dalej.
W końcu wyszedł na dwór i spojrzał w moje okna. Ciemno. Rozejrzał się wkoło. Jego wzrok padł na głaz. Ponieważ mu nikt nie powiedział, że nie można go ruszyć to o tym nie wiedział. Zapchał go, więc pod moje okno i wszedł do mieszkania po nim. A w mieszkaniu było inaczej niż to zapamiętał. Inny telewizor, inne meble. I ja też byłem inny. Może dlatego, że to nie byłem ja tylko mój sąsiad z naprzeciwka.
Koniu zdziwiony zbliżył swoją nieogoloną twarz do jego twarzy. Całe szczęście, że sąsiad już spał i się nie obudził. Bo dzięki temu udało mu się przeżyć jeszcze następnych kilka lat. W końcu nawet Koniu się domyślił, że pomylił mieszkania.
A dla kamienia zaczęła się nowa era. Od dwudziestu lat leży tam gdzie go pozostawił. I pewnie tak przeleży następnych milion lat. Bo nikomu nie będzie się chciało go ruszać.
Bo na pewno zanim pojawi się taki drugi Koniu nie minie mniej lat.
Abstrahując od tematu. Kiedyś Koniu powiedział o mnie z podziwem: ten to ma głowę!
………………………………………………………………………………………………………………………………………………….
Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach. Niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia5
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………..

Brak głosów