Jerzy S. i inni

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kultura

„Chopin, gdyby jeszcze żył, to by pił!”

Najwidoczniej spora ilość naszych celebrytów powyższe słowa jednego z bohaterów „Wesela” wzięła na poważnie. Cóż, nie da się ukryć, że Polska to dość specyficzny kraj, jeśli chodzi o walkę z alkoholizmem jako takim. Ot, choćby w mrocznym i ciężkim (zwłaszcza dla lubiących wypić) stanie wojennym na czele budzącego grozę u sporej części społeczeństwa Krajowego Ruchu Antyalkoholowego stanęli trzej generałowie – Oliwa, Baryła i Żyto. Nazwiska jak ulał pasujące do działalności. ;)

Paradoks alkoholowy PRL był najwyraźniej wynikiem marksistowskiego podchodzenia do rzeczywistości przez juntę Jaruzelskiego.

Bowiem z jednej strony prawdziwe życie (tzn. z alkoholem) zaczynało się o godz. 13. Ba, Ireneusz Dudek nawet wylansował o tym piosenkę (Za dziesięć minut trzynasta). Ograniczenie czasowe nie obowiązywało jedynie w PEWEXie. Tam alkohol (za dolary bądź też za tzw. bony) można było kupić już od otwarcia sklepu, czyli przeciętnie od 10 rano.

Z drugiej strony cena wódki, a raczej zawarte w niej podatki były ważnym źródłem przychodów budżetowych.

Rozpoczynająca w tym czasie pracę jako nauczycielka moja koleżanka prędziutko zauważyła, że podwyżki płac w Oświacie są skorelowane z podwyżkami cen alkoholu.

Po jakimś czasie ukuto nawet określenie, obrazujące stan PRL-u przy końcu komuny – pijany budżet.

Niestety. Zakotwiczeni ciągle jesteśmy w tamtych czasach. Jedyna zmiana, dająca się zaobserwować, to brak zataczających się osób na naszych ulicach.

Po prostu zmienił się model picia. Obskurne knajpy, do których większość z nas nie weszłaby nawet za dopłatą, zostały zastąpione przez mniejsze lub większe knajpki.

Czyste i schludne, co potrafią nawet docenić ludzie przyjeżdżający do nas z Zachodu.

Tyle tylko, że zdecydowanie droższe.

Kiedy chodziłem jeszcze do liceum kufel piwa (0,5 l) kosztował 3,50 zł. Piwo w sklepie dobrego gatunku (Żywiec) 10,50 zł. I to jeszcze 0,33 l.

Jedno z lepszych piw w Polsce, słynny ZABRZE BEER 4,50 zł. Również za małą butelkę. Wybór więc był oczywisty.

Jak dzisiaj wyglądają ceny każdy widzi.

Chlanie odbywa się w zaciszu domowym, ewentualnie u sąsiadów na imieninach/urodzinach.

Brak pijanych w sztok na ulicach jest przyczyną wzrostu naszej wrażliwości. Jeszcze pokolenie temu reagowaliśmy z pewnym obrzydzeniem jedynie na widok zataczającej się kobiety.

Jeszcze pokolenie temu pijany do cna poemat prozą Moskwa – Pietuszki Wieniedikta Wasiljewicza Jerofiejewa był traktowany prawie jak Objawienie.

Dzisiaj mało kto już pamięta… Tak samo, jak jedną z najgenialniejszych polskich książek, najlepiej rozumianą na kacu – Dobranoc Andrzeja Pastuszka.

Dzisiaj trudno znaleźć w bibliotece cokolwiek tego autora. A przecież Zgubiłeś mnie w śniegu to naprawdę Olimp polskiej noweli wszechczasów.

Zaszła zmiana. Widać to choćby po Paradach Miłości/Równości/Wolności czy jak chcą to nazywać.

Alkoholizm chowa się wewnątrz domów, seksualność, na dodatek ta, której rzekomo nie było, wyszła na ulice.

Z tym wiąże się kolejna zmiana. Alkoholika – obszczymura, czasem tylko jak u Jerofiejewa skrywającego w sobie filozofa, zastąpił alkoholik wykształcony. Pozornie doskonale funkcjonujący w społeczeństwie, często awansujący i wpływowy.

Kiedy sięgam pamięcią wstecz przypomina mi się Lech Falandysz. Pierwszy, który miał odwagę powiedzieć głośno o swoim nałogu.

Ale codziennie udajemy, że problem nie istnieje.

Ba, obserwuję wręcz dziką radość, gdy ujawni się kolejny celebryta jadący na podwójnym gazie.

Ostatnio przydarzyło się Jerzemu S. Wcześniej zaś Beacie K., Joannie L., Ewie F. (na dodatek dopiero 18-letniej!), Danielowi O., Kamilowi D., Ilonie F., Michałowi Ż. (jedyny piłkarz w tym towarzystwie), Katarzynie F. Wszystko alkohol, w przypadku Kamila D. nawet 2,5 promila, co oznacza, że wsiadając za kierownicę mógł mieć nawet powyżej 4!

Tylko były mąż piosenkarki Edyty Górniak wypadek spowodował po narkotykach.

Nie czarujmy się, proszę państwa. Ilości promili, z jakimi przyłapano celebrytów za kółkiem świadczy wybitnie na ich niekorzyść. Opowieści typu nie wiedziałem/działam, tylko trzy kieliszki wina do obiadu itp. można spokojnie o kant brudnej d… potłuc.

Ktoś, kto faktycznie nie pije, nigdy nie dojdzie do takiego stężenia i jednoczesnej funkcjonalności. Praktycznie większość osiągnęła bowiem ponad 1 promil. Rekordziści powyżej 2. Człowiek pijący rzadko przy takim stężeniu po prostu rzyga. Albo śpi, choć czasami robi te czynności jednocześnie.

Ktoś, kto siada za kółkiem mając dwa promile jest już pijakiem doświadczonym.

Z życia. Pod koniec lat 1990-tych w stojący na słabo oświetlonej ulicy radiowóz uderzył rower. Dość delikatnie, bowiem był prowadzony przez idącego piechotą człowieka. Jednak na tyle mocno, by obudzić drzemiących na służbie policjantów.

Oczywiście wyczuli alkohol w oddechu dziadka, rutynowo więc kazali mu dmuchać. Wynik doprowadził ich do śmiechu. Przyrząd pokazał bowiem aż 7,5 promila. Ale by pokazać szefowi, z jakim chłamem wypuszcza ich na służbę był potrzebny twardy dowód. Zapakowali więc dziadka do środka, rower do bagażnika i pojechali na nieodległą Izbę Wytrzeźwień. Tam po chwili zaczęła się mała panika. Przyjechało pogotowie na sygnale, dziadek odjechał do szpitala…

Okazało się, że policyjny alkomat był w porządku. Ale dziadek pijąc nieprzerwanie od lat bodaj dwudziestu zapracował na wysoką tolerancję…

Takich „dziadków” w Polsce jest sporo. Praktycznie każdy policjant ze stażem dłuższym od 5 lat mógłby przytoczyć podobny przykład.

Nas jednak rajcują celebryci. Jeszcze rozumiem, gdy ostracyzm dotyka Jerzego S., który ostatnimi laty był osadzany w roli „antypisowej wyroczni moralnej”. Ale już Beata K, Joanna L. czy też Katarzyna F. niczym nawet nie sugerowały, że są moralnie lepsze, bo na PO głosują.

Zgoda. Internet ma to do siebie, że wielu świrów znalazło nowe miejsce do paskudzenia. Hejt był, jest i będzie.

Ale gdy czytam będące na granicy hejtu wypowiedzi blogerów czy też dziennikarzy na myśl przychodzą mi słowa Chrystusa:

Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień!

Jesteśmy winni wszyscy. Reagowaliśmy bowiem dopiero wtedy, gdy doszło do wypadku. Zastanawiam się, czy nikt, w towarzystwie którego np. Beata K. piła, nie potrafił zareagować i zwyczajnie odebrać jej kluczyki od samochodu?

Nikt nie zauważył nawalonego jak stodoła po żniwach Kamila D. idącego chwiejnym krokiem do auta?

Obojętność.

A potem prawdziwa schadenfreude, gdy komuś powinie się noga.

A tak naprawdę okłamujemy się uważając, że jeśli nawet pijemy, to przecież jesteśmy rozsądni. Co innego te nałogi-celebryty…

Przecież był jeszcze Hegel. Bardzo dobrze pamiętam, że Hegel był. I mówi: 'Nie istnieją różnice, prócz różnic stopni między różnymi stopniami i brakiem różnicy'. Czyli w przekładzie na ludzki język: 'Któż teraz nie pije?'*

19.10 2022

 

__________________________________

* Moskwa- Pietuszki

 

fot. pixabay

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.5 (12 głosów)

Komentarze

Polacy oślepli albo przyzwyczaili się do oznakowań stojących przy drodze. Inaczej tego nie wytłumaczę. W przeciwnym wypadku coś by z tym zrobili.

Polskie przepisy i oznakowanie wystarczą by nawet bez jednego piwa mieć 100% pewności że złamiesz przepisy co najmniej 5 razy dziennie nie wiedząc o tym, albo że będziesz miał kolizję z pieszym czy rowerzystą w ciągu kilku lat prowadzenia pojazdu. To jest praktycznie gwarancja na piśmie.

Takiego zmasowania znaków i niejasności nie ma chyba w żadnym kraju (jasne jest tylko dla policjana który ci wystawia mandat). No i wiele przepisów nie ma większego sensu. Mógłby podać przykłady jak jest to rozwiązane w innych krajach a jak w Polsce, ale szkoda czasu.

Jeden tylko przykład - założyłem się z kolegą że złamie on prawo drogowe co najmniej 3 razy na trasie Mazury-Podkarpacie. Jechał bardzo terenowym Jeepem więc nie był w stanie przekraczać 90 km/h choćby nawet chciał. Mimo to naliczyłem 7 razy kiedy nie zdawał sobie sprawy że jest w strefie zabudowanej. A ile tych przekroczeń nie zauważyłem ja? Czyli facet w powolnym samochodzie, robiący wszystko by nie złamać przepisów, na pewno złamał je co najmniej 10 razy. I to tylko na jednej trasie!

Chyba to mówi wszystko o polskim oznakowaniu dróg. 

Ach, byłbym zapomniał. Moja nowa Toyota w wersji amerykańskiej, która rozpoznaje znaki i interpretuje je, w Polsce zrezygnowała. W Stanach nigdy, ani razu. A w Polsce już w drugim dniu choć zmieniłem tryb na "Polska". Najpierw pokazywała nawet jako tako, ale po pewnym czasie wyświetliła powiadomienie że dezaktywuje tryb czytania oznakowania. Po prostu maszyna zgłupiała. Daję słowo że Toyota nic nie piła!

Vote up!
1
Vote down!
-1
#1647807

taksówkarza. I nie potwierdzam Twojej opinii. To, co każdego kierowcę boli, to bezsens niektórych znaków. Np. prowadzą roboty na prawym pasie, jest zwężenie jezdni i ograniczenie do 70km/h. Skończą roboty, zwiną się, ale znak zostaje na kolejny tydzień. Czasem ni stąd ni zowąd ograniczenie z dopuszczalnych 100 na 70 występuje na odcinku 20-40 m (vide: DTŚ na granicy Gliwic i Zabrza, kierunek Gliwice). Każdy widzi, że droga jest w porzo i czasem tylko nieznacznie zwalnia.

Osobną sprawą jest system rozpoznawania znaków drogowych. Kiedyś miałem okazję jeździć S-60 z RSI. Na nowych drogach reagował na każdy, ale już po wjechaniu na lokalne, gdzie oznakowanie miało swoje lata, zwyczajnie nie zauważał. Powodem jest inny skład farby. Natomiast są samochody, które powinny być zakazane w Europie.Mam na myśli system dopasowujący prędkość do oznakowania. Kiedyś miałem okazję czymś takim pojeździć i nigdy więcej. Podczas wyprzedzania tira zauważył ograniczenie prędkości i zwolnił. Musiałem ostro hamować, by uniknąć czołówki. Natomiast obszar zabudowany jest oznaczany wyraźnie i tylko trzeba pamiętać, że kończy się dopiero wtedy, gdy mówi o tym znak, a nie, gdy się kończą domy. ;)

Vote up!
3
Vote down!
0
#1647816

Ponieważ mieszkasz w Polsce i przejeżdżasz więcej niż taksówkarz, stąd taka jest twoja opinia. Ty już wszystko podświadomie robisz i rejestrujesz z prędkością karabinu maszynowego. Automatycznie.

Rzecz jest w tym, że drogi i samochody nie są wyłącznie dla zawodowców, ale również dla niedzielnych kierowców, dla początkujących, dla obcokrajowców którzy przyjechali na wakacje czy służbowo... A dla nich jest to jedna wielka łamigłówka i stres.

Przysięgam że ilość znaków w Polsce jest co najmniej 3-krotnie większa niż w takiej samej miejscowości w Stanach czy Kanadzie. Dodatkowo, nie ma jasności co do pierwszeństwa przejazdu. Zakładanie, że w Polsce każdy doskonale rozumie zasadę prawej ręki jest masakryczne. Tyle jest różnych dróg dojazdowych, krzyżujących się z tą którą jedziesz, i nagle musisz w ułamku sekundy podjąć decyzję czy przepuścić motocyklistę wyjeżdżającego z pola z jakiejś niby asfaltowej po twojej prawej ręce. Czy twoja jest wciąż drogą główną? W 99% tak. Ale zrób ten jeden błąd...  Znam miejsce w Warszwie gdzie krzyżuja się drogi w kształcie litery Y. I nie ma tam żadnego znaku. Ci co jadą prawie prostą, uważają że mają pierwszeństwo. W rzeczywistości obowiązuje tam zasada prawej ręki. Tyle wypadków co tam już nie było... Tego w Ameryce nie ma. A teraz jeszcze doszły drogi dla rowerzystów które traktowane są jak normalne...

Dodatkowo w wiekszości państw na zachodzie oznakowanie nie jest pułapką tylko ułatwieniem. Jest proste, klarowne. Kiedy stawia się nowy znak, to nie zakłada się że lokalni kierowcy nie jeżdżą na pamięć. Zakłada się tak jak jest - jeżdżą na pamięć! Dlatego kilkaset metrów wcześnie stawia się ogromny znak mówiący: UWAGA - NOWY ZNAK ZA CHWILĘ!  Po czym przypomnienie najczęściej z migającym światłem: ZARAZ NOWY ZNAK! I dopiero wtedy wpadasz na nowy znak. Stoi toto przez kilka miesięcy. Oznakowanie nie ma być pułapką do wystawiania mandatów tylko pomocą.

Największym problemem w Polsce jest to czy kierowca zdaje sobie sprawę z tego czy jest w strefie zabudowanej czy nie. Czy ma jechać 50 km/h czy już może 90. A pomyl się i przyspiesz do 90 albo 95 i masz prawko z głowy. Na tym złapałem mojego znajomego najwięcej. Dobrze że nie mógł rozpędzać się powyżej 90 km/h.

Często od znaku miejscowości do jej odwołania odległość jest naprawdę duża. Jedziesz i jedziesz, kończy się zabudowa, zaczynają zagajniki, nabierasz przeświadczenia że przeoczyłeś znak odwołania więc przyspiesz do 90 albo 100. I tam właśnie stoi stójkowy. On wie że nietutejsi tutaj przyspieszą.

Słyszałem kilka bardzo rozsądnych głosów które domagały się by w strefie zabudowanej oprócz znaków, również kolor pasów był inny albo jakieś znaczki (romby) pomiędzy przerywanymi liniami. Albo coś podobnego. W ten sposób zawsze wiesz czy jesteś w strefie zabudowanej czy nie. Nie musisz zgadywać.

Jest jeszcze cała masa innych rzeczy, o których nie ma sensu tu pisać. Przykład pierwszy z brzegu: podwójna linia ciągła jest po to by nie wyprzedzać. Tak jest wszędzie. Ale w Ameryce możesz ją legalnie przeciąć jeśli skręcasz do drogi podrzędnej, dojazdowej. Jest oczywistym że nie wyprzedzasz więc z uwagą przecinasz podwójną by wjechać do drogi osiedlowej, czy na podwórko. Proste. A w Polsce musisz przerw szukać w ciągłej, która często jest z tego powodu podziurawina jak ser.

Myślę że ty sam nie jesteś w stanie powiedzieć czy nie łamiesz przepisów. Każdy mówi że nie łamie, tak samo jak twierdził ten mój znaomy. Posadź obok siebie instruktora nauki jazdy, albo policjanta z drogówki, przejedź się z nimi trasą Gdańsk - Zakopane, a zobaczysz ile ci wyliczą grzechów których nie zauważyłeś. No chyba że rzeczywiście jesteś wyjątkiem, ale ilu takich jest?

Na zakończenie śmiertelna pułapka dla Amerykanów i Kanadyjczyków. Sam przez to o mało nie straciłem życia w drugim dniu po przylocie do PL: biały pas rozgraniczający przeciwne pasy ruchu na drodze dwukierunkowej. W Ameryce przeciwne kierunki ruchu zawsze rozgranicza linia żółta. Czy to przerywana, czy ciągła, ale żółta. Jeśli przerywana biała, to jest to droga jednokierunkowa. Jest to dodatkowe zabezpieczenie gdyby ktoś przeoczył znak drogi dwukierunkowej.

Tak więc po kilkudziesięci latach jeżdżenia po Ameryce, podświadomie zjechałem w Polsce na lewy pas widząc białą linię przerywaną. Byłem najszybszym pojazdem więc prułem lewym pasem. Długo mi zajęło zaskoczyć dlaczego cieżarówka z naprzeciwka jedzie "pod prąd" a na dodatek mruga światłami. Chyba nawet nie zaskoczyłem od razu, a po prostu nie chciałem się zderzyć z "wariatem" z naprzeciwka. Kiedy do mnie dotarło co się naporawdę stało, zjechałem z drogi i usiadłem na trawie. Zbyt mi się ręce trzęsły...

No i co z tego że w przepisach stoi że w Polsce biała jest zawsze? Co z tego? Masę rzeczy robi się automatycznie. Akurat kolory pasów na jezdni powinny być absolutnym standartem na całym świecie. Nie zależy mi czy będa takie jak w Polsce czy takie jak w Ameryce. Byle były wszędzie takie same.

Vote up!
0
Vote down!
0
#1647894

Czuję się zaszczycony Pańskim zwróceniem uwagi na moją notkę: https://niepoprawni.pl/blog/wawel24/ja-bym-tych-wszystkich-negacjonistow-w-lodowatej-wodzie. 

Zapraszam także pod najnowszy wpis: https://niepoprawni.pl/blog/wawel24/chcemy-cudow-wiecej-cudow-dzie-ku-jemy-dzie-ku-jemy. 

Jest Pan zawsze najmilej widziany pod moimi skromnymi wpisami. 

Vote up!
0
Vote down!
-1

wawel24

#1647936