Atomowa zbrodnia

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

14 września 1954 roku doszło do jednej z największych i jednocześnie wyjątkowo ohydnych zbrodni komunistycznych po 1945 roku. Na poligonie znajdującym się pośród zamieszkałych terenów Związku Sowieckiego zdetonowano wówczas bombę atomową tylko po to, by „rzeźnik” Żukow mógł pokazać pierwszemu sekretarzowi KPZR Nikicie S. Chruszczowowi, że przełamanie frontu jest możliwe nie tylko po kosztownym i długotrwałym ostrzale artyleryjskim.

 

Przestarzały w owym czasie sowiecki bombowiec strategiczny Tu-4 (dokładna kopia amerykańskiego B-29 z 1944 roku) zrzucił bombę atomową na poligonie w Tocku koło Czkałowa (obecnie Orenburg).

Po kilkudziesięciu minutach przez zniszczony ogniem atomowym obszar przeszło ok. 45 tysięcy sowieckich żołnierzy. Czołgi, transportery, ciężarówki.

 

Wszystko po to, by udowodnić Chruszczowowi, że broń atomowa użyta w ramach działań taktycznych może dać szansę na przełamanie linii obronnych przeciwnika.

 

Tu-4 był jednak w owym czasie maszyną przestarzałą, która powinna być zestrzelona przez wrogie myśliwce niedługo po starcie. Nie było więc praktyczne możliwości, by doleciał z ładunkiem jądrowym bliżej, niż 30-50 km od linii frontu.

Na szczęście dla ludzkości Związek Sowiecki pomimo posiadania broni atomowej nie miał środków potrzebnych do jej przenoszenia.

 

Co więcej, celność rzutu bomby była również niewielka. Mimo namalowania koła o średnicy 100-150 m (zależnie od źródła) bomba wybuchła ponad 500 m od celu.

W jaki sposób można by dokonać celnego zrzutu w warunkach wojennych, gdy z powodów oczywistych takiego oznaczenia brakowałoby Żukow milczał.

Tymczasem na wysokości ok. 350 m wybuchł pierwszy sowiecki ładunek jądrowy o uroczej nazwie „Tatiana”. Siła wybuchu dorównywała łącznej sile bomb amerykańskich zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki 9 lat wcześniej.

 

Sowiecka „Prawda” (coś w rodzaju Gazety Wyborczej, tyle że w Związku Sowieckim za Stalina):

В соответствии с планом научно-исследовательских и экспериментальных работ в последние дни в Советском Союзе было проведено испытание одного из видов атомного оружия. Целью испытания было изучение действия атомного взрыва. При испытании получены ценные результаты, которые помогут советским ученым и инженерам успешно решить задачи по защите от атомного нападения.

(«Правда», 17 сентября 1954 г.)

Co po polsku znaczy:

Zgodnie z planem badań i prac eksperymentalnych w ostatnich dniach Związek Radziecki przetestował jeden z rodzajów broni atomowej. Celem testu było zbadanie skutków wybuchu atomowego. Podczas testu uzyskano cenne wyniki, które pomogą radzieckim naukowcom i inżynierom skutecznie rozwiązać zadania obrony przed atakiem atomowym.

(Prawda, 17 września 1954 r.)

 

Tymczasem celem głównym była symulacja ataku dokonanego gdzieś tam na terenie ówczesnych Niemiec Zachodnich (wtedy nazywanych skrótowo NRF). Pod tym kątem dobrano poligon. Nie dość, że obok przepływała rzeka Samara to jeszcze bomba wybuchła na terenie zaludnionym! Od czynnej w czasie „eksperymentu” szkoły epicentrum wybuchu dzieliło niespełna 7 km. Jeszcze bliżej znajdowały się wsie Machówka, Orłowka, Iwanowka i Jełszanka (5 km).

 

Ludziom mieszkającym tam nie udzielono żadnej pomocy ani też nie uprzedzono o planowanym wybuchu.

 

Jeszcze gorszy los spotkał blisko 45 tysięcy żołnierzy, których po prostu przepędzono przez ledwie co ostygłe epicentrum wybuchu!

 

Napromieniowani zostali, choć słabiej, żołnierze innych jednostek, znajdujący się w pobliżu.

 

Nieświadomi niczego cywile pozostali na miejscu, mimo skażenia wody i pastwisk wokół miejsca przeprowadzenia „eksperymentu”.

 

Związek Sowiecki nigdy nie przyznał się do tej zbrodni dokonanej na własnym narodzie (ocenia się, że liczba ofiar dorównała tej z Hiroszimy, a przewyższyła liczbę ofiar ataku jądrowego na Nagasaki).

 

Ludzie marli, często w cierpieniach, a podjęte po latach próby uzyskania odszkodowań spełzły na niczym, bowiem biorący udział w tym „eksperymencie” żołnierze dla utajnienia mieli w aktach osobowych inne przydziały, niż faktyczne.

 

Tockoje to nie jedyny przykład testowania broni jądrowej na własnych obywatelach.

 

 

Podobne „manewry”, podczas których napromieniowano żołnierzy Armii Czerwonej a także więźniów użytych w charakterze królików doświadczalnych miały miejsce w ZSRS jeszcze kilka razy – m.in. na poligonie w Semipałatyńsku i na Nowej Ziemi.

 

14.09 2019

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

Podobny los miał spotkać Polskę i Polaków. Dość wspomnieć o spodziewanych stratach wojska, gdy na zapleczu miało być gorzej. Zawsze zastanawiałem się nad Dniem Pokoju z prezentowaniem takiej masy wojska. 

Vote up!
4
Vote down!
-1

„Od rewolucji światowej dzieli nas tylko Chrystus” J. Stalin

#1602637

Przebywając w założonej w 1936 r. i zamieszkałej przez Polaków wsi Jasna Polana dowiedziałem się o paru szczegółach dot. sowieckich eksperymentów atomowych. Choć wieś położona w północnym Kazachstanie oddalona była od poligonu atomowego o wiele (1000 ?) kilometrów, mieszkańcy odczuwali wybuch - np. w nocy robiło się jasno, temperatura w zimie podnosiła się o 10 stopni w ciągu pół godziny. Tragiczny był los Kazachów mieszkających bliżej. Tereny były rzadko zamieszkałe, ale sowieci chcieli przy okazji zdobyć wiedzę o wpływie wybuchu na ludzi. Teren był podzielony na strefy w odległościach 50 km. od epicentrum. Później cała ludność przechodziła gruntowne badania. Skutki zdrowotne różniły się w zależności od odległości. Sowieci najwięcej wiedzą na tej temat, bo eksperymentowali na własnej, czy raczej kazachskiej ludności.

Vote up!
1
Vote down!
0

Leopold

#1602808