Psy. Baron2.
Baron był gentelmenem. Nigdy nie ugryzł żadnej suczki. Zawsze im ustępował. Gdy znajoma zostawiła u nas na jeden dzień swojego mikro- pieska-suczkę, to ta go najzwyczajniej w świecie sterroryzowała. Bał się nawet iść do miski napić wody. Ja musiałem go eskortować.
Kiedyś miał ochotę potarmosić takiego jednego psa. Popatrzył na mnie pytająco, ale mu nie pozwoliłem. Szedł obok mnie prychając z niezadowolenia. W parku napotkalismy pewną starszą Panią na spacerze ze swoją suczką. Ładnie utrzymanym pudelkiem. Suczka zaczęła wchodzić Baronowi na głowę. A on miał ją, znaczy głowę, zajętą czymś innym. No, i ją, znaczy suczkę, nieco potarmosił. Taki wstyd! I to wtedy gdy mówiłem jej jaki to on jest grzeczny. I "może być Pani spokojna o swojego pieska. Na pewno ją nie ruszy". A po chwili już nie była taka ładna. Ale ciągle była żywa.
Baron lubił pożartować. Wymyśleliśmy taką zabawę: gdy ktoś natrętnie ględził jaki to jest pies - morderca i o tym, że nie zdaję sobie z tego nawet sprawy, wtedy dawałem mu znak. Baron rzucał mi się do szyi, a ja rzęziłem. Wszyscy krzyczeli, wtedy ja i Baron się cieszyliśmy z kawału: on merdał ogonem, a ja nie.
Pilnowaliśmy razem domu kolegi. Dom był jeszcze w budowie. Na początku naszej tam pracy kolega powiedział:
- Pies może się bawić w piasku. Do trawnika niech się nawet nie zbliża. O kopaniu w nim nie ma mowy.
Więc go pilnowałem. Nocowałem w przyczepie kempingowej razem z psem. Kiedyś widzę jak się skrada. Dokąd? Stanąłem w oknie za firanką i go obserwuję. Szedł jakby miał coś do ukrycia. Co chwilę przystawał i oglądał się za siebie. Czy czasami nikt go nie obserwuje. W końcu stanął za budynkiem i zaczą kopać. Ten trawnik. Widziałem tylko jego zadek. O, ty skubańcu! Już ja Ci pokażę! I pobiegłem w jego stronę z uniesionym do góry kijem. Kopał w powietrzu. Udawał! Był przeszczęśliwy, że udało mu się mnie nabrać.
Kedyś przyszedł elektryk razem ze swoim małym kundelkiem. Pies w pierwszej kolejności zaznaczył teren. Baron nie zareagował. Tylko obserwował. Ale jak ten obcy pies podszedł do Barona za blisko ten zadziałał błyskawicznie. Nie zrobił mu krzywdy, tylko przetrzepał mu porządnie skórę. I zabrał mu jego miskę. Położył w niej swoją kość i spojrzał na właściciela miski wyzywająco. Ale ten na szczęście nie okazał pretensji tylko patrzył na wszystko z rezygnacją i przerażeniem.
Baron prawie niczego się nie bał. Kiedyś nawet chciał zaatakować lokomotywę. Od tej chwli wołaliśmy na niego zdrobniale Głupolek. Ale bał się kapci swojej właścicielki. Robił się wtedy mały jak ratlerek.
Gdześ szedłem. Zabrałem Barona z sobą. Ponieważ był upał, wlókł się gdzieś z tyłu. W pewnej chwili obejrzałem się za siebie. Nie ma. Nigdzie. Kątem oka zobaczyłem wózek dziecięcy, a w nim jakby Barona. Przyglądam się bardziej. Nie ma! Chyba mi się wydawało. Ale mimo wszystko podszedłem bliżej. I co się okazało? W wózku był jednak Baron. Po jego minie można było wywnioskować, że czuje się winny.
Matka zabrała swoje dziecko, z wózka. I poszła zadzwonić. Ale zostawiła w wózku ciastka. A Baron był wielkim łasuchem. Więc wiele sie nie zastanwiając skorzystał skwapliwie z nadarzającej się okazji. Jedynym problemem okazał się kaganiec. Musiał się pies naprawdę namęczyć żeby dobrać się do tych ciastek. Aż dziw bierze, że nie zostałem oskarżony o znęcanie się nad zwierzęciem. C.d.n….
"Nasxywka z przodu.". Fragment.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 562 odsłony