Trzeba doceniać przeciwnika

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Jest poniekąd regułą, że nadmierne zadufanie zamiast spodziewanego zwycięstwa przynosi spektakularną klęskę. Ot, wystarczy wspomnieć Napoleona III przed wojną francusko-pruską.

A z najnowszych – przebieg „specjalnej operacji wojskowej” czyli de facto agresji Rosji na niepodległą i suwerenną Ukrainę.

Przecenienie własnych sił to jedna strona medalu. Zdecydowanie gorzej, gdy nie docenia się potencjału przeciwnika. Jak pamiętamy Napoleon III przekonany o niezwyciężoności francuskiej armii wypowiedział wojnę Prusom 19 lipca 1870 roku. Już 2 sierpnia wojska francuskie przekroczyły granicę i ostrzelały Saarbrücken. Pomińmy dalszy przebieg kampanii. Istotne jest, że już 2 września Napoleon III znalazł się w pruskiej niewoli, co oznaczało koniec wojny. Ba, nie tylko wojny. II Cesarstwo przestało istnieć, zaś Francja na przeciąg blisko pół wieku została pozbawiona dwóch dzielnic – Alzacji i Lotaryngii, przyłączonych do Francji jakieś 200 lat wcześniej.

O Putinie i jego zamiarze zdobycia Kijowa kilka dni po przekroczeniu granicy wie chyba każdy. Tymczasem zamiast spektakularnej wiktorii, która wywołałby strach przed ruskim orężem nie tylko w Europie, ale i na całym świecie, mamy festiwal nieudolności, braku przygotowania do działań wojennych itp. po stronie postsowieckiego agresora.

O tym, jak bardzo Putin i jego jaczejka byli zadufani w ruskiej „niesfycienszonej” armii dobitnie świadczy kolejna klęska, jaką ponieśli na niwie propagandowej.

Próba obudzenia w Polsce jakiegoś masowego ruchu przeciwników wojny spełzła na niczym. Ba, okazuje się, że nawet ludzie mający w przeszłości dość ładne karty w walce z komuną i postkomuną zostali zepchnięci na drugi plan, gdy tylko zaczęli używać figur werbalnych wymyślonych na Kremlu.

Rosyjscy specjaliści od propagandy (może i lepiej byłoby pisać o PR, ale przecież to kontynuacja tego, co wyczyniano jeszcze za Stalina) w końcu zauważyli, że Braun i jemu podobni zamiast porwać za sobą Polaków budzą jedynie uśmiech… politowania.

Najwyraźniej postanowiono zmienić dotychczasową narrację. Zamiast Polski, która staje się (a nawet już-prawie jest) konglomeratem ukraińsko-żydowskim (Ukropolin) mamy teraz Polskę, która chce na powrót stać się mocarstwem.

Gdyby Warszawa była naprawdę zainteresowana zachowaniem Ukrainy, jako niepodległego państwa, podjęłaby odpowiednie działania w celu rozwiązania kryzysu ukraińskiego. W tej chwili rozwiązanie sytuacji wygląda następująco: Polska wydaje broń bez kontroli swoim ukraińskim „sojusznikom”, szantażuje europejskich polityków żądając niekończących się przepływów broni i pomocy finansowej dla reżimu Zełenskiego mając nadzieję na osłabienie obu wojsk (rosyjskiego i ukraińskiego).

Funkcjonariusz rosyjskiej propagandy (tutaj używający nicka Hanna Kramer) za jednym zamachem usiłuje upiec dwie pieczenie.

Po pierwsze pokazać, że wojna „małorosjan” z „rosjanami mongolskimi” to tylko wywołana podstępnie przez „zdrajców słowiańszczyzny” Polaków zadyma mająca wyniszczyć zasoby krajów, których istnienie nie pozwala na odbudowę Imperium Jagiellońskiego.

Po drugie – Ukraina może przetrwać wyłącznie wtedy, gdy przyjmie putinowskie warunki „pokoju”. A zatem stanie się, tak jak Białoruś, kolejną gubernią imperialnej Rosji.

Schemat stary, wymyślony przez Stalina. Pamiętamy przecież, że w ONZ zamiast jednego ZSRS zasiadały trzy teoretycznie odrębne podmioty – prócz wspomnianego jeszcze Białoruś i Ukraina.

Teraz byłaby to Rosja i jej dwie gubernie, formalnie uznawane za niepodległe państwa.

Nie ukrywam, że przekaz, w którym Polska szczuje dwóch swoich „wrogów” na siebie, mógłby trafić do wielu osób.

Ale ruski spec od propagandy, używający nicka Hanna Kramer, ma wdrukowane jeszcze jedno. Otóż bez względu na to, co się faktycznie dzieje, musi piać o chwale ruskiego oręża.

Pisze zatem:

Podczas gdy ukraińscy propagandyści mówią o mitycznych zwycięstwach na froncie, rosyjskie siły zbrojne odnoszą jedno zwycięstwo po drugim. I to wszystko (na szczęście) bez wprowadzania stanu wojennego czy przejścia na tryb gospodarki wojennej.

Po takim wtręcie reszta tekstu, nawet mająca szansę na przebicie się do świadomości sporej grupki osób, jest traktowana jako błazeństwo.

Pisanie o paśmie zwycięstw postsowieckiej armii, gdy ta musiała wycofać się z części zajętych na początku kampanii terytoriów, faktycznie zaś wojna przypomina front zachodni z lat Wielkiej Wojny 1914-18, to już nawet nie kpina z czytelnika, bo ten aż taki durnowaty nie jest, ale obnażenie autora jako kompletnego buca.

I dzięki Opatrzności za to. Kto jednak zagwarantuje, że za chwilę na jakimś innym „polskim”, „patriotycznym” i „wolnym” portaliku nie pojawi się podobny tekst, wolny jednak od tych jawnych błazeństw?

Na dodatek postępy „Hanny Kramer” w operowaniu językiem polskim są znaczące. Wszak jeszcze nie tak dawno (w lipcu 2022 r.) toto kaleczyło język polski niemiłosiernie.

Teraz trudno przyczepić się do budowy zdań. Co prawda rusko-mongolski sznyt wychodzi nadal, ale już nie tak widocznie, jak osiem miesięcy temu.

I to właśnie, prócz debilnej wzmianki o „paśmie rosyjskich zwycięstw” na Ukrainie, stanowi najważniejszą część tego artu.

Musimy zachować czujność. Za chwilę będą pisać tak, że nie będziemy mogli wyróżnić ich narodowości.

A atak nasilać się będzie dopóki Polska będzie głównym hubem logistycznym Ukrainy.

Historia uczy ponadto, że osoby, potocznie zwane ruskimi trollami, przez lata rozsiane zostały praktycznie... wszędzie.

Pamiętamy przecież wysyp artykułów szkalujących polską Straż Graniczną w drugiej połowie 2021 roku. Tak jakoś dziwnie zbiegało się to z próbą przerzucenia na teren UE kolejnych rzesz uchodźców zasiłkowych z Bliskiego Wschodu.

Tylko dzięki zdecydowanej postawie polskiego rządu nie doszło do kolejnego szturmu Europy, tym razem via Gubernia Mińska (d. Białoruś).

Seans nienawiści do naszych pograniczników trwa zresztą nadal, choć wyraźnie szkodzi wizerunkowo ich głosicielom.

Lewica jednak jest tak bardzo zapatrzona w siebie, że pozostaje ślepa i głucha na opinie niepochodzące z jej szeregów. Bo zresztą po co? Nawet jeśli przerżnie kolejne wybory to i tak stwierdzi, że to skutek niedojrzałości społeczeństwa.

23.03 2023

fot. pixabay

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (8 głosów)

Komentarze

To nazwisko to jest wzięte z książki telefonicznej

Taka osoba nigdy nie istniała.

A blog NDP aktualnie prowadzi Kuczyna vel repsol

Pedofil i były milicjant, ceniony tam analfabeta wtórny

Vote up!
5
Vote down!
0
#1650966

repsol to Marek Kuczny

Vote up!
4
Vote down!
0
#1650987