Nostalgia Putina. Czerwona Atlantyda czyli Raj utracony

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich był najwspanialszym krajem świata. Zapewniał swoim mieszkańcom dobrobyt, szczęście i radość. Ba, blaskiem swej chwały otaczał również kraje sąsiednie, Polski i 1/3 Niemiec nie wyłączając.

Tak mniej więcej wygląda papka propagandowa, jaką aktualna junta karmi Moskali. ZSRS jawi się niczym mitologiczny „złoty wiek”, w którym ludzie żyli jak bogowie.

Najwyraźniej to kolejne bajanie ma uzasadnić słynne słowa b. funkcjonariusza KGB Wołodymira Putina, wypowiedziane całkowicie na serio 25 kwietnia 2005 r.:

- Największą katastrofą geopolityczną XX wieku był rozpad Związku Sowieckiego w 1991 roku!

Niejaki Aleksander Samsonow (od razu zagwozdka – postać rzeczywista czy też kolejna ksywa postsowieckiego propagandzisty? Pamiętamy wszak, że tak nazywał się carski generał, który dał ostro dupy w 1914 roku na Mazurach, co przypłacił samobójstwem) widzi winnych obecnej sytuacji.

Przywódcy Federacji Rosyjskiej, "skuteczni menedżerowie", którzy przehandlowali wspaniałą naukę, edukację, kulturę i przemysł, które odziedziczyli po cywilizacji radzieckiej, za "partnerstwo" z Zachodem, zapewniali ludzi, że w ZSRR produkowano tylko kalosze. Jest to jednak nonsens i dezinformacja.

Radziecka Atlantyda

Dziś w Federacji Rosyjskiej, co jest już jasne, trzeba kupować wszystko, od gwoździ i łożysk po traktory, obrabiarki i elektronikę, od Chin lub Białorusinów, którzy zachowali swoje fabryki. W potężnym Związku Radzieckim, pomimo pewnych problemów, wszystko robiliśmy sami. Byliśmy wśród światowych liderów w wiodących sferach rozwiniętego przemysłu: obrabiarki, robotyka, lotnictwo cywilne, przemysł kosmiczny i tak dalej.

Do 1985 r. Związek Radziecki podniósł się ze wszystkich kłopotów i zniszczeń, podobnie jak Imperium Rosyjskie przed upadkiem, i zgromadził ogromne bogactwo. Co zrozumiałe, nie obyło się bez problemów. W szczególności pod rządami Chruszczowa i Breżniewa, najwyższe kierownictwo zrezygnowało z "pędu do sławy" i "pięknego krajobrazu", a kraj zaczął patrzeć w przyszłość, ciągnąc rury na Zachód i budując społeczeństwo konsumpcyjne.

Nie, żebym się czepiał, ale coś tu nie za bardzo z czasem…

Józef Stalin (wg niektórych półkrwi Polak, generalnie zaś Polako-Gruzin) trzymał Związek Sowiecki ostro przez blisko 30 lat (1924-1953). Po jego śmierci (być może cokolwiek wymuszonej) przez kilka miesięcy (5 marca – 7 września 1953) władcą był Gieorgij Malenkow. Po nim, na całe 11 lat, władzę przejął Nikita Chruszczow, czerwony zbrodniarz gorszy od Berii i ustępujący jedynie Stalinowi. Chruszczow po kubańskiej kompromitacji został zmuszony do „abdykacji” i władza trafiła do Breżniewa, najbardziej odznaczoną osobę za... udział w II wojnie światowej!

Breżniew w końcu umarł. Po nim czerwonym carem stał się Andropow (NKWD, potem KGB) i Czernienko. Czas obu (razem) to 2,5 roku. Od 11 marca 1985 r. carem był Gorbaczow aż do końca ZSRS.

Kiedy zatem miał nastąpić ten wielki rozwój?

Samsonow (czy jak tam mu naprawdę) przekonany o matołkowatości historycznej swoich czytelników chrząka jednak dalej:

Mieliśmy najlepszą szkołę na świecie, system edukacji, który dał krajowi miliony twórców i kreatorów. Wspaniałą naukę, która miała takie pokłady pod pazuchą, że kraj miał potencjał, by pędzić w przyszłość, zostawiając cały świat w dalekiej przeszłości. Kumulował się imponujący potencjał, powstawały najwyższe technologie i nowinki techniczne. Mieliśmy potężny kompleks wojskowo-przemysłowy, służby specjalne i armię. Wróg nie mógł nas pokonać z zewnątrz.

W 1985 r. ZSRR był prawdziwym supermocarstwem, którego obawiano się i szanowano na Zachodzie. Mieliśmy dużą część planety w naszej strefie wpływów. Trzeci Świat mógł prosperować tak długo, jak długo istniała równowaga sił między ZSRR a USA. Chiny były wówczas trzecią potęgą w porównaniu z ich obecną pozycją. ZSRR był drugim najpotężniejszym gospodarczo krajem na świecie! Wydajność pracy w naszej gospodarce była dwukrotnie wyższa niż średnia światowa.

Przyznam, że jako konsument żyjący w tamtych czasach jakoś nie zauważyłem tej sowieckiej „atlantydy”. Przede wszystkim w oczy biły braki zaopatrzeniowe, szczególnie nasilone w „ojczyźnie światowego proletariatu”, powszechna bylejakość i postępujące od lat 1970-tych uzależnienie od tzw. wsadu dewizowego, co w praktyce oznaczało, że nawet zwykłego grilla do Polskiego Fiata 125p nie dało się zrobić bez importu z Zachodu. Ba, nawet słynnego sznurka do snopowiązałek. ;)

Zacofanie technologiczne, szczególnie w elektronice, spowodowało coraz wyraźniejsze odstawanie od Zachodu.

Do dzisiaj pamiętam nieudaną próbę zainstalowania na pewnej uczelni sowieckiego klona komputerów IBM serii 360/370 o nazwie RIAD. Nie dość, że klawiatury były opisane cyrylicą, to dla „ułatwienia” na monitorze wyświetlały się słowa angielskie. Za to jednostka główna mogła wytrzymać upadek z czwartego piętra na bruk… ;)

A mający w założeniu być wzorcowym dla reszty świata sowiecki przemysł fotooptyczny nie mógł wyzwolić się z czasów wyznaczonych jeszcze przez inżynierów III Rzeszy. Najlepszy sowiecki fotoaparat, nb. wykonywany w Kijowie, Kиeв, był po prostu kopią niemieckiego Contaxa z 1936 roku. Jedyne modyfikacje polegały na zastąpieniu pierścieni metalowych plastykowymi. Koszt wytwarzania pojedynczego egzemplarza był jednak tak wysoki, że zaprzestano jego produkcji w połowie lat 1980-tych. Wg rachunku ekonomicznego musiałby bowiem kosztować więcej, niż lustrzanka japońska o jakości i możliwościach nie do odtworzenia w sowieckim imperium, NRD nie wyłączając.

Z kolei podróbki szwedzkiego Hasselblada (występowały pod różnymi nazwami, np. Zenit 80) były znane tylko w demoludach, i to w bardzo ograniczonym zakresie.

A już najbardziej zaawansowany aparat Ałmaz został wyprodukowany w serii nie przekraczającej 250 sztuk (model profesjonalny) oraz uproszczonej wersji „103” niecałe 10 tys. egzemplarzy. Tyle tylko, że technicznie było to połączenie korpusu starego Nikona FM z bagnetem typu K (Pentax), co umożliwiało dzięki reduktorowi korzystanie z dotychczas wyprodukowanych obiektywów sowieckich. Bagnet Nikona wymagałby specjalnego konwertera, nie do wykonania przez sowiecki przemysł.

Jedyne, czym sowieci mogliby się pochwalić to super szpiegowski obiektyw. Starsi czytelnicy powinni pamiętać, wyposażano weń bowiem sporo Zenitów E ku utrapieniu nabywców. Mowa o obiektywie Industar-50-2 (ogniskowa 50 mm, światło 3,5). Jako jedyny na świecie oferował przy bliskich odległościach płaszczyznę ostrości bez względu na przysłonienie obiektywu. W praktyce oznaczało to możliwość sfotografowania strony druku (mapy, planów konstrukcyjnych itp.) fotografując z pełnym otworem przysłony. Tymczasem obiektywy japońskie czy też zachodnioniemieckie ostrość miały sferyczną. To znaczy, że fotografując z bliska gazetę ostro odwzorowana byłaby jedynie jej część centralna. Z drugiej strony pamiętać trzeba, że obiektywy Industar to sowiecka kopia obliczonego jeszcze w 1902 r. niemieckiego Tessara (dr Paul Rudolf, Zeiss).

O motoryzacji nie warto nawet mówić. Bo albo stali za nią Włosi (słynne miasteczko Togliatti), albo też Niemcy (Łada Samara, ponoć najlepszy samochód demoludów).

Z kolei broń to rozwijanie pochodzącej jeszcze z lat 1920-tych myśli genialnego amerykańskiego inżyniera Waltera Christie (czołgi), broń strzelecka to powielenie, co prawda dostosowane do siermiężnej technologii ZSRS, rozwiązań niemieckich (Sturmgewehr 44 był pierwowzorem AK-47, słynnego kałacha) czy też amerykańskiego Browninga.

Samolot, który miał rzucić innych na kolana, czyli Tu 144, był nieudaną kopią Concorde’a itp.

Telewizory, radia, generalnie elektronika użytkowa na sowieckim rynku była albo polska, albo nie było jej w ogóle. I to do tego stopnia, że jeden z popularniejszych w owym czasie nie tylko w sowieckim obozie autor sf Kir Bułyczow opisując spotkanie kosmitów z sowieckim chłopkiem o ekranach w latającym talerzu pisał, że były bardzo nowoczesne, zupełnie jak polskie telewizory. ;)

Buty, ubrania, cała konfekcja na prowincji była praktycznie niedostępna. W Moskwie i Leningradzie natomiast była polska, węgierska, czechosłowacka czy z NRD.

Najzabawniejsze są jednak początki broni atomowej. Otóż wykradziona została technologia budowy ładunku jądrowego i sowieci faktycznie dokonali pierwszego wybuchu w 1949 roku.

Ale… taki ładunek trzeba jeszcze w coś opakować. I tu się zaczęły schody, bowiem bomba taka musiała mieć odpowiednie kształt i wymiary, co moskale opanowali dopiero po śmierci Stalina.

Zapomnieli ukraść komplet dokumentów po prostu…

Po 30 latach można jednak pitolić co innego. „Samsonow” zatem daje upust fantazji.

Związek Radziecki miał armię milionów wykształconych, wysoko wykwalifikowanych pracowników, dobry system edukacji technicznej i zawodowej. Oznacza to, że istniały podstawy do przełomu technologicznego, gdyby przywódcy ZSRR nie poszli drogą oddania wszystkiego i wszystkich, ale poszli w kierunku modernizacji, ulepszenia systemu, tak jak to było w Chinach. W końcu ZSRR nie był gorszy od kolektywnego Zachodu, aw niektórych miejscach miał przewagę w budowie samolotów, kosmosie, energetyce, inżynierii mechanicznej, inżynierii jądrowej, budowie obrabiarek, produkcji materiałów kompozytowych, technologii laserowej i wielu innych dziedzinach.

Tak więc radziecka Atlantyda była krajem ogromnych możliwości, z ogromnym potencjałem rozwoju, skokiem w przyszłość. W szczególności istniała rezerwa złota w wysokości 2,5 tysiąca ton. Wolne strefy ekonomiczne, technopolie i technoparki mogły być tworzone tylko na ich podstawie, a przyszłe technologie mogły być wydobywane z rezerw.

Ale jak wiadomo piwo psuje się, bo skrzaty do niego sikają.

Sowiecka „atlantyda” upadła wskutek zdrady!

„Samsonow”:

Stała się jednak straszna katastrofa geopolityczna, cywilizacyjna i państwowa - upadek Związku Radzieckiego. Ogromny, niewyobrażalny wręcz rosyjski potencjał i bogactwo zostały zmarnowane i po prostu rozgrabione. Zachód został na chwilę uratowany przed nowym Wielkim Kryzysem i kryzysem kapitalizmu.
Mistrzowie Zachodu, z pomocą zgniłej czołówki ZSRR pod wodzą Gorbaczowa, uniknęli upadku i dokonali nowego wielkiego rabunku Rosji (pierwszy miał miejsce po rewolucji 1917 roku). W celu nakłonienia sowieckiej czołówki do honorowej kapitulacji (obiecali włączenie do światowej elity i udział w sowieckim spadku), USA i ich sojusznicy od 1981 roku przeprowadzili szereg operacji informacyjnych i psychologicznych, wspieranych przez szereg lokalnych operacji wojskowych na peryferiach.
W szczególności Amerykanie zwiększyli pomoc dla afgańskich powstańców, wciągając ZSRR w ten długi, wyniszczający konflikt.

Co więcej, na barki sowieckich „atlantów” Amerykanie i kolektywny Zachód włożyli jeszcze dodatkowe ciężary:

Amerykanie wspierają antyradzieckie elementy w Polsce, zmuszając Moskwę do podlewania i karmienia Polaków, którzy swoimi eksperymentami doprowadzili gospodarkę do upadku. Wiedząc, że ZSRR był uzależniony od "igły ropy i gazu", USA naciskają na trzykrotny spadek światowych cen ropy, drastycznie zmniejszając dochody walutowe ZSRR.

Wnikliwy czytelnik widzi w tym momencie cały fałsz wywodu – sowiecka „Atlantyda” tak naprawdę była jedynie słabo rozwiniętym zapleczem surowcowym reszty świata – zachwianie gospodarki nastąpiło jedynie dlatego, że spadły ceny eksportowanych przez nią surowców.

No i oczywiście Polska, rzekomo utrzymywana przez wysiłek sowieckiego ludu pracującego…

Ale najwięcej zła Anglosasi wyrządzili w sowieckich głowach, zdaniem „Samsonowa”:

Anglosasi, wszystkimi dostępnymi kanałami, przetwarzali masową świadomość mieszkańców ZSRR, nakłaniając ludność do zawyżania standardów konsumpcyjnych, aby rozwinąć społeczeństwo wyłącznie konsumenckie. Program: "kiełbasa, dżinsy i guma do żucia".

Najwyraźniej wszystko było OK, „atlantyda” kwitła, póki ludzie nie zaczęli pożądać kiełbasy.

Przebudowa świadomości dzisiejszych Moskali odbywa się w kierunku niepojętym dla tych, którzy jeszcze pamiętają ostatnie dekady Imperium Sowieckiego.

Wiemy, że niewydolne sowieckie rolnictwo doprowadziło do konieczności importowania coraz większych ilości zboża. Oficjalnie dopiero od 1962 roku. Co prawda za Stalina Moskwa wysyłała zboże za granice, ale to wiązało się z klęskami głodu (ostatnia wielka miała miejsce pod koniec lat 1940-tych, już po wojnie, zmarło dwakroć więcej ludzi niż w oblężonym Leningradzie).

Tymczasem facecjonista „Samsonow” pisze:

W późnym ZSRR niedobory były sztucznie tworzone, gdy konwoje ciężarówek po prostu zrzucały mięso i ryby do wąwozów. A półki były puste. Ludzie byli przerażeni widmem głodu. W rzeczywistości powtórzyła się operacja z rewolucji lutowej, kiedy tani chleb nagle zniknął z Piotrogrodu. Chociaż w kraju było mnóstwo żywności i zboża.

Tak więc w ZSRR bezpieczeństwo żywnościowe było w pełni zabezpieczone. Istniały duże zapasy strategiczne na wypadek wojny światowej. Ale sabotażyści, przygotowując upadek kraju, zorganizowali lokalny niedobór, plus kolejki po tytoń, alkohol i inne towary. Ludzie przestraszyli się i łatwo dali się nabrać na bajki wszelkiego rodzaju szarlatańskich demokratów i nacjonalistów. W szczególności na Ukrainie opowiadali bajki, że jak tylko opuszczą ZSRR, będzie mnóstwo smalcu i goriłki do sprzedania na Zachód za dewizy. Kraj będzie prosperował. W rzeczywistości ich dobre życzenia sprowadziły rosyjską Ukrainę do piekła.

W PRL, gdy doszło do podobnych braków, opowiadano o pociągach-widmach, krążących pomiędzy Przemyślem i Świnoujściem, wyładowanych wszelkim dobrem konsumpcyjnym tylko po to, by nie dać robotnikom. Wcześniej Bastylię zdewastowano w poszukiwaniu mąki, którą miał tam ukryć przez głodującym ludem ostatni francuski król Ludwik XVI.

Teraz Moskalom każe się wierzyć w wąwozy pełne ryb i mięsa. Co prawda nikt nie zna kierowcy, który by to robił, ale oficjalna propaganda podaje, że tak było. A po co mieliby kłamać? ;)

Zatem spisek syjonistyczno-watykańsko-anglosaski doprowadził do zatopienia „atlantydy” naszych czasów.

Rację więc miał Wołodia z KGB, kiedy szlochał o największej katastrofie geopolitycznej XX wieku. ;)

My, pamiętający nieco inną historię, w której to dobrze opłacany robotnik zarabiał w ciągu miesiąca równowartość butelki coca-coli na Manhattanie, najwyraźniej jesteśmy pod wpływem banderowsko-izraelskiej propagandy.

No po prostu wierzymy w łże-historię. A nawet herstorię. ;)

Tymczasem „Samsonow” widzi sprawę jasno:

Rozpoczęła się pierestrojka, planowany upadek cywilizacji sowieckiej.

Przywykliśmy do poniekąd dziwnej świadomości północnych Koreańczyków. Ba, współczujemy im z całego serca wiedząc, do czego zdolna jest komuna zwłaszcza gdy podlegli jej ludzie są odcięci od jakiejkolwiek obiektywnej informacji.

Ale jakoś nigdy nie nachyliliśmy się nad świadomością Moskali.

Tymczasem sądząc po tekście niejakiego „Samsonowa” obu tym nacjom jest o wiele bliżej do siebie niż Moskalom do Europy.

Czerwona „atlantyda”…

Choć może poniekąd ma rację. Czas istnienia Związku Sowieckiego był bowiem „złotym wiekiem”… socjalistów.

I miejmy nadzieję, że podobnie jak ten mitologiczny nigdy już nie wróci.

 

17.06 2023

 

 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (8 głosów)

Komentarze

Vote up!
0
Vote down!
0
#1652613