Niemcy chcą utworzyć armię...

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Wojna w Ukrainie dowodzi jednego – armia mająca wsparcie Narodu jest niepokonana.

Po 30 latach budowania ideologii multi-kulti, obficie wspieranej genderyzmem tudzież jakimś odjechanym wyznaniem klimatycznym Niemcy się przebudziły. No, może nie do końca, raczej tylko otworzyły jedno oko. Lewe. No i gewałt!

Niemcy nie mają armii. Jak słusznie zauważali „nasi” Niemcy obecni żołnierze Bundeswehry to typowe pizdy w rurkach, na chwilę tylko przebrane w mundury.

Lata spoczywania pod parasolem atomowym USA w dwóch co najmniej pokoleniach spowodowało uwiąd uczuć umownie zwanych patriotycznymi.

Co więcej, problemami zaprzątającymi umysły stały się weganizm, feminizm, klimatyzm, multikultyzm itepe.

Armia, jako pochodząca z minionej ich zdaniem epoki, to przeżytek.

Po co zresztą armia, skoro była już na szczęście dla całej Europy Kanclerzyna Merkel uważała, że granice powinny być otwarte dla każdego?

A poza tym w Niemcach stacjonowali Amerykanie.

Powszechnie uważano, że w razie jakiegokolwiek konfliktu Niemcy są pod parasolem atomowym. Są więc bezpieczne.

I tak Bundeswehra, najsilniejsza konwencjonalna armia NATO (po USA) przestała istnieć w ciągu trzy,-, góra pięciolatki.

Teraz zaś pokazywane są plany jej odbudowy:

Bezpieczeństwo Europy zależy dziś od tego, jak szybko niemiecka armia stanie na nogi. Niemcy potrzebują od razu trzech dywizji i 8-10 brygad.

Poza Niemcami, żadne państwo UE ani NATO nie jest w stanie zapewnić wystarczających sił, by zabezpieczyć wschodnią flankę NATO przed Rosją. Aby wypełnić to zadanie, Bundeswehra potrzebuje ukierunkowanych inwestycji w czołgi i personel. Ale przede wszystkim potrzebuje nowej doktryny.

Po szczerym ogłoszeniu bankructwa przez inspektora armii niemieckiej rano w dniu ataku Rosji na Ukrainę, większości niemieckich polityków spadły łuski z oczu: niemieckie siły zbrojne są praktycznie niezdolne do obrony narodowej i sojuszniczej, a więc nie mogą wypełniać swojego konstytucyjnego mandatu.

(…)

Wkład Niemiec w obronę narodową i sojuszniczą w wymiarze lądowym polega zasadniczo na zapewnieniu trzech w pełni wyposażonych dywizji oraz ośmiu do dziesięciu brygad bojowych w ramach NATO do 2032 r., w sumie 50-60 tys. żołnierzy. To, co wydawało się właściwym podejściem po aneksji Krymu, zostało niedawno uznane za mało wykonalne z powodu braku zasobów finansowych i ludzkich.

Cel ten odpowiada zaledwie 25 proc. liczby pancernych jednostek bojowych Bundeswehry z 1990 r. W kontekście tego przełomowego momentu zaangażowanie trzech dywizji musi teraz stanowić minimalny poziom, który powinien zostać osiągnięty jak najszybciej i, jeśli to konieczne, rozszerzony na podstawie dokładnej oceny zagrożenia.

(…)

Dzięki obietnicy 100 mld euro można teraz rozpocząć wiele zaległych zamówień, które poprawią niezrównoważony stan wyposażenia Bundeswehry. Świeże pieniądze nie zmienią jednak horrendalnej biurokracji w systemie zamówień Bundeswehry, który wymaga pilnej reformy.

Poza materiałami i sprzętem istnieją inne strukturalne problemy, takie jak powrót do armii zadań logistycznych, które przed laty zostały zlecone cywilnym usługodawcom, zaniedbana ostatnio zdolność dowodzenia i kontroli na poziomie brygady i dywizji oraz odpowiednia cyfryzacja sił lądowych.

]]>https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/bezpieczenstwo-europy-zalezy-dzis-od-tego-jak-szybko-niemiecka-armia-stanie-na-nogi/8mre5h4,79cfc278]]>

Autorami powyższego tekstu są Nils Wörmer i Philipp Dienstbier z Fundacji Konrada Adenauera w Berlinie. Zapewne stąd bierze się wyolbrzymianie roli Niemiec, co zważywszy na wiek obu panów wygląda raczej za tęsknotą za dzieciństwem, gdy Bundeswehra była drugą pod względem siły armią w NATO.

Przyznam, że powyższy tekst wywołał u mnie dreszcz przerażenia. Armia, której zaopatrzenie (nie tylko catering, ale też paliwa, części, być może również amunicja) zależy od cywilnych firm.

Prawdopodobnie wyłonionych w przetargach publicznych, gdzie najważniejszą rolę odgrywała cena.

Co jednak najważniejsze – armia niemiecka utraciła zdolność dowodzenia na poziomie brygady czy dywizji!

Przekładając na język powszechnie zrozumiały – Niemcy, jeden z największych eksporterów broni na świecie, nie mają armii.

Plan maksimum, jak wynika z cytowanego tekstu, zakłada oszałamiający rozwój, a raczej powstanie sił zbrojnych liczących… 50 tysięcy żołnierzy. To mniej więcej tyle, ile polski WOT będzie liczył za dwa lata.

Tymczasem Niemcom (od)budowa armii ma zająć aż 10 lat. I to do wielkości takiej, jaką miał Cypr przed 1989 rokiem (część grecka).

To jednak nie koniec wątpliwości.

Fundamentalne pytanie, jakie trzeba postawić wspomnianym autorom:

a skąd weźmiecie żołnierzy?

Powiedzieć bowiem o młodych Niemcach, że są to pacyfiści to nic nie powiedzieć. Owszem, istnieje nawet tam prawica (nazywana skrajną, choć u nas pewnie należałaby do umiarkowanych ), i tam można by znaleźć ludzi nie tylko spełniających kryteria zdrowotne i wiekowe, ale i gotowych do służenia Ojczyźnie.

Wątpić jednak należy, aby mogło być ich nawet w przybliżeniu więcej, niż kilka tysięcy.

Poza tym, co chyba jest najważniejsze, w Niemczech dalej rządzi lewica. Dać broń do ręki swoim ideologicznym wrogom???

Prędzej już zdecydują się na islamskie siły niemieckiego (od)reagowania. ;)

Niemcy na własne życzenie zamknęli się w błędnym kole własnych wyobrażeń.

Ani Rosja, ani tym bardziej islamiści, nie byli zagrożeniem.

W odróżnieniu od prawicy i Kościoła.

To wcale nie jest tak, że tylko małe dzieci chcą odmrozić sobie uszy na złość mamie.

Lewicowi politycy (oksymoron, niestety) są gotowi poświęcić Państwo dla swoich rojeń.

Z jednej strony strach człowieka ogarnia, gdy widzi do czego raptem w ciągu 30 lat może doprowadzić konsekwentnie stosowana lewacka ideologia.

Z drugiej strony zaś…

Ogromną popularność zrobiły w swoim czasie rzekome słowa Winstona Churchilla:

- Niemcy powinno się bombardować profilaktycznie co 50 lat bez podania przyczyny.

Okazuje się, że aby wykorzenić tam militaryzm wystarczy do władzy dopuścić lewicę.

Po 30 latach ich rządów armia praktycznie nie istnieje, zaś młodzi ludzie prędzej woleli by uciec gdziekolwiek, niż choćby na tydzień założyć mundur.

Tak więc sami Niemcy przyznają, że przez najbliższe 10 lat można zapomnieć o istnieniu ich armii. Jesteśmy zdani wyłącznie na siebie oraz pozostałe państwa znające z autopsji „rosyjską strefę dobrobytu”.

Oczywiście nie należy wykluczyć zmiany władzy w krajach starej Unii na prawicową. Co jednak ze społeczeństwem, przepuszczonym przez lewackie sito?

Cóż, na wzór francuskiej Legii cudzoziemskiej w Niemczech powstanie Legion polski. Zresztą już dzisiaj policja z przygranicznej Brandenburgii kusi Polaków:

Czy podobnie uczyni Wehrmacht, pardon, Bundeswehra?

Cóż, mają Papieże swoją gwardię szwajcarską, będą mieli Niemcy swoją gwardię polską, czy raczej polskich grenardierów pancernych. ;)

Ale to przyszłość. Na razie mamy bardzo niewiele czasu – Ukraina broni się nadal, zaś Rosja za chwilę stanie wobec braku amunicji.

To da nam trochę czasu, jednak nie można już dłużej liczyć na rosyjskie spiski i odsunięcie Putasa od władzy. To przecież nie jest tak, że Putin kieruje każdą rakietą, każdym pociskiem czy bombą, której wybuch przynosi śmierć cywilom.

Bez powszechnego poparcia agresja Rosji nie mogłaby mieć miejsca.

Jeśli nawet na Putinie popełnią samobójstwo, albo też okaże się on głęboko chory i musi abdykować, to dalsze utrzymywanie Unii pozbawionej praktycznie armii jest samobójstwem.

Pal sześć Niemcy, które już niedługo się rozpadną, a lwia część obszaru stanie się europejskim kalifatem.

Mnie interesuje tylko Polska.

Musimy mieć armię, zdolną nawet samodzielnie oprzeć się kacapskiemu agresorowi.

Tak jak Ukraina.

22/23.03 2022

 

fot. ukraiński Internet

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.9 (9 głosów)

Komentarze

Ale tutaj potrzebujemy lokalnego sojuszu obronnego: Ukraina, Polska, Gruzja, Białoruś.

Na razie to nie możliwe.

Ale trzeba myśleć do przodu, na 100 lat do przodu.

Myśleć i działać. Powoli i konsekwentnie.

Inaczej nie mamy szans na przetrwanie.

Rosja jest w permanentnej wojnie przeciw całej Europie. Dziś się kompromituje i nie radzi sobie z Ukrainą. Ale kto wie, jaka będzie za 20 lat, albo za 40 lat ?  Rosja ma zaplecze gospodarcze, które w mądrych rękach zrobi z niej potęgę gospodarczą gotową na budowę nowoczesnej armii.

Musimy się na to przygotować i nasza gospodarka i dyplomacja powinny dążyć do tego celu - sojuszu z Ukrainą i Białorusią.

Vote up!
3
Vote down!
0
#1642559

Mieli w czasie II wojny.

Teraz byłby problem nawet na defiladzie.

Bo jak utrzymać krok marszowy w szpilkach?

Co do grenadierów, niezły pomysł.

Pod warunkiem polskich przełożonych najmniej od kapitana włącznie w dół.

Wtedy... .

I wszystko jasne.

 

Vote up!
2
Vote down!
-1

brian

#1642629