Nawet amator może coś zmienić
Przyglądając się od kilku miesięcy bardziej blogowym niż dziennikarskim portalom zaczynam zastanawiać się, kiedy część piszących tutaj zamieniła real na wirtual.
Podczas jednej z pyskówek, w którą zostałem wciągnięty przez wiadomo-kogo, z rozbawieniem przeczytałem, że wiadomo-kto uważa się za królową blogosfery, bo 3 góra 5 lat temu jakiś jej pojedynczy tekst miał 20 czy 30 tysięcy odsłon.
Zaiste, jak mawiano ongiś w mojej podwórkowej piaskownicy, za to powinna dostać order z kartofla. ;)
Nie ma bowiem żadnej różnicy, czy tekst opublikowany przez NN ma 5 odsłon, czy też 35 tysięcy.
Otóż by zmienić real trzeba naprzód zrozumieć, jak tenże funkcjonuje.
A to jest proste aż do bólu, niestety.
Nawet przeczytany przez milion osób, w tym, załóżmy, wszystkich urzędników łącznie z właściwym ministrem tekst pozostaje tylko tekstem.
Nikt nie kiwnie palcem.
Nigdzie na świecie nie ma urzędnika, który by sam z siebie szukał dodatkowej roboty.
Co innego jednak dzieje się, gdy świadomie korzystamy z prawa prasowego.
Zgodnie z postkomunistycznyczną jeszcze (aczkolwiek nowelizowaną) ustawą z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo prasowe (Dz. U. nr 5, poz. 24 z późn. zm.) możemy namieszać, i to sporo.
Te możliwości daje nam bowiem art. 6 u. 2.
Organy państwowe, przedsiębiorstwa państwowe i inne państwowe jednostki organizacyjne oraz organizacje spółdzielcze są obowiązane do udzielenia odpowiedzi na przekazaną im krytykę prasową bez zbędnej zwłoki, nie później jednak niż w ciągu miesiąca.
Z kolei u. 3 ww. artykułu rozszerza obowiązek na związki zawodowe, organizacje samorządowe i inne organizacje społeczne w zakresie prowadzonej przez nie działalności publicznej.
Są obowiązane. Tymczasem przeczytany tekst przez pojedynczego urzędnika (nawet, jeśli ilość tych pojedynczych będzie tak duża, że obejmie cały resort) nie daje nic poza oczywistą satysfakcją autora cieszącego się z liczby „kliknięć”.
By wywrzeć skutek treść artykułu musi być oficjalnie przekazana danej instytucji.
Przez "przekazanie" należy rozumieć nie samo opublikowanie powszechnie dostępnego materiału prasowego, ale jakąkolwiek formę doręczenia krytykowanej jednostce treści zawartej w materiale prasowym wraz z zakomunikowaniem oczekiwania uzyskania odpowiedzi (zob. J. Sobczak, Prawo prasowe, s. 303; E. Ferenc-Szydełko, Prawo prasowe, s. 71; M. Brzozowska-Pasieka, Prawo prasowe, s. 122; A. Chajewska, [w:] K. Orlik (red.), Prawo prasowe. Postępowania sądowe w sprawach prasowych, Warszawa 2017, s. 156).
Ba, podobnie było i przed 1984 rokiem.
Nieżyjący już mój niegdysiejszy guru dziennikarski ś.p. Michał S. zawsze powtarzał, że aby odnieść efekt należy egzemplarz gazety wraz z zakreślonym tekstem wsadzić do koperty i wysłać. Najlepiej od razu do ministra.
A co, jeśli Organ jest butny i oleje krytykę?
Dziennikarz zwraca się z wnioskiem o odpowiedź na krytykę, a podmiot obowiązany go rozpatruje, odpowiadając, względnie rozstrzygając wniosek odmownie. Zignorowanie wniosku, a także przeciąganie procedury odpowiedzi ponad termin miesięczny jest równoznaczne z odmową (zob. uchw. SN z 19.8.1987 r., III AZP 2/87, OSNC 1988, Nr 2–3, poz. 25; wyr. NSA w Warszawie z 29.9.1999 r., II SA 1397/99, Wok. 2000, Nr 3, s. 39; wyr. NSA we Wrocławiu z 7.7.1989 r., SA/Wr 712/89, internetowa baza orzeczeń NSA; odmiennie post. NSA z 23.11.1993 r., I SAB 42/93, internetowa baza orzeczeń NSA).
(…)
Akt administracyjny w postaci odmowy udzielenia odpowiedzi na krytykę podlega zaskarżeniu (odmiennie M. Brzozowska-Pasieka, Prawo prasowe, s. 122). W pierwszej kolejności dziennikarz powinien wezwać zobowiązany podmiot do usunięcia naruszenia prawa – w terminie 14 dni od dnia, w którym żądający dowiedział się lub mógł się dowiedzieć o wydaniu aktu lub czynności (art. 52 § 3 PrPostAdm). Wniesienie skargi do WSA może nastąpić w terminie 30 dni od dnia doręczenia odpowiedzi podmiotu obowiązanego na wezwanie do usunięcia naruszenia prawa, a jeżeli podmiot ten nie udzielił odpowiedzi na wezwanie, w terminie 60 dni od dnia wniesienia wezwania o usunięcie naruszenia prawa (art. 53 § 2 PrPostAdm). Skargę do WSA wnosi się za pośrednictwem podmiotu zobowiązanego. Podmiot ten przekazuje skargę sądowi wraz z aktami sprawy i odpowiedzią na skargę w terminie 30 dni od dnia jej wniesienia; może w zakresie swojej właściwości uwzględnić skargę w całości do dnia rozpoczęcia rozprawy i udzielić odpowiedzi na krytykę prasową (art. 54 PrPostAdm). W razie naruszenia obowiązków wskazanych w tym ostatnim przepisie, WSA, na wniosek skarżącego, może wymierzyć organowi grzywnę.
(Prawo prasowe. Komentarz, red. dr Bogusław Kosmus, dr Grzegorz Kuczyński, 2018)
Mogę jedynie dodać, że trafienie na Organ, który będzie milczał wobec krytyki prasowej graniczy w tej chwili z cudem.
Owszem, mogą się zdarzyć odmowy udzielenia tzw. informacji publicznej, ale co do krytyki prasowej? Nie spotkałem się z czymś takim od blisko 10 lat.
A jak taka krytyka dyscyplinuje organ….
Znam przypadek, gdy przez dwa lata pewien bandzior (siedzący po uszy w tzw. aferze śmieciowej i wyłudzaniu dotacji z Unii Europejskiej) był uwidoczniony w KRS jako prezes spółki z o.o. nieznanej z miejsca pobytu.
Dokładnie.
Pisanie oszukanych przez tą spółkę – widmo do KRS nic nie dawało przez ponad 2 lata.
Art, krytyczny jak jasna cholera, po opublikowaniu wysłany na ręce rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w G. załatwił sprawę w ciągu 8 dni.
Na zakończenie parę słów miłych, jak sądzę, dla każdego piszącego.
Otóż nie bez powodu prasa (a więc także blogerzy NIEPOPRAWNYCH czy też NEon24) nazywana jest czwartą władzą.
Każdy z Was jest więc władny wymusić na Organie odpowiedź, co w 90% wiąże się ze zmianą postępowania o wiele szybciej, niż w wyniku wygranego procesu sądowego.
Trzeba tylko wiedzieć, jak z władzy tej korzystać.
Bo pisanie o „krzywdach” przez dziesięciolecie wzbudza tylko obojętność.
9.09 2019
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 720 odsłon