Mienie bezspadkowe – moralność czy zwykły deal

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Nigdy nie ukrywałem i nie zamierzam ukrywać teraz – prymitywny, „zoologiczny” antysemityzm budzi we mnie obrzydzenie. Zbyt mocno pamiętam bowiem czasy, gdy każdy Polak wyjeżdżający na Zachód postrzegany był jako złodziej.

 

To jednak nie oznacza, że jedyna poprawna postawa to filosemityzm. Zupełnie jak w starej anegdocie.

Otóż w stanie wojennym junta warszawska dokonała wolty i stanęła na pozycjach filosemickich.

Pytano wówczas, co nosi się w Warszawie?

Odpowiedź była krótka: - Żydów na rękach!

 

Spróbujmy zatem pójść środkiem drogi pilnie bacząc, aby za bardzo nie zbliżać się do rowu z lewej czy z prawej strony.

Truizmem jest stwierdzenie, że pod względem prawnym mienie bezspadkowe obojętnie, jakiego wyznania był ostatni właściciel, przynależne jest Państwu.

I jeśli trzeba potępić, a nawet próbować odnaleźć stosowne przepisy (choćby nawet zasady wywodzące się z prawa naturalnego) by nie dopuścić do tego, Państwo, które morduje swoich obywateli i przejmuje ich majątki, to przecież Polska w żadnym wypadku nie przejęła majątków pożydowskich z własnej woli.

 

Ot, kat nie mógł ziemi wywieźć, choć zabrał ruchomości przedstawiające wartość.

 

Polska w wyniku działania Niemiec (popieranych w pierwszym okresie wojny przez Związek Sowiecki) zniknęła bowiem z mapy świata.

Polityka ludobójcza III Rzeszy niemieckiej doprowadziła do śmierci określony krąg osób. Póki jednak brak dowodów na to, że Adolf Hitler i reszta nie byli agentami polskiej „dwójki” (wywiad wojskowy) nie można mówić o współudziale Polski w holocauście.

Jeśli takie dowody się odnajdą (np. że Hitler naprawdę nazywał się Hitlerski) wtedy faktycznie trzeba będzie odpowiedzieć za zbrodnie.

Na razie jednak brak nawet poszlak, a zatem pozostańmy przy dotychczasowym obrazie II wojny światowej.

 

Prawda, bolesna dla tych, którzy w „żydostwie” widzą jednorodną mafię, chcącą wykończyć prawdziwych katolików przy okazji pozbawiając resztek majątku narodowego:

Żydzi, jak każdy inny Naród, nie są monolitem!

 

Prof. Norman Finkelstein:

O wiele istotniejsze jest jednak to, że z wyjątkiem tych wspomnień nie pamiętam, by hitlerowski holokaust kiedykolwiek zakłócał moje dzieciństwo. Działo się tak głównie dlatego, że nikogo, poza moją rodziną, najwyraźniej nie obchodziło to, co się stało. W kręgu moich przyjaciół z dzieciństwa dużo się czytało i zażarcie dyskutowało o wydarzeniach dnia. I naprawdę nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek z moich przyjaciół lub ich rodziców zadał choćby jedno pytanie o przejścia mojej matki i ojca. To nie było pełne szacunku milczenie. To była zwykła obojętność. W tym świetle — czyż nie należy sceptycznie odnosić się do potoków boleści, wylewanych w późniejszych dekadach, już po zainstalowaniu się „przedsiębiorstwa holokaust" na dobre?

Czasem myślę, że amerykańscy Żydzi byli gorsi „odkrywając" holokaust niż zapominając o nim. To prawda, moi rodzice rozpamiętywali w samotności; ich cierpienia nie zostały publicznie zatwierdzone. Ale czy nie było to lepsze niż obecna, beznadziejnie głupia eksploatacja żydowskiego męczeństwa?

Zanim jeszcze hitlerowskie ludobójstwo stało się holokaustem, opublikowano na ten temat zaledwie kilka prac naukowych, jak Raula Hilberga The Destruction of the European Jews, oraz wspomnień, jak Viktora Frankla Man's Search for Meaning czy Elli Lingens-Reiner Prisoners of Fear. Ale ten niewielki zbiór wartościowych pozycji jest lepszy niż rzędy śmiecia wypełniającego teraz biblioteki i księgarnie.

Moi rodzice, choć aż do śmierci codziennie od nowa przeżywali tamtą przeszłość, pod koniec życia zupełnie stracili zainteresowanie publicznym spektaklem pod tytułem „Holokaust". Jednym z najlepszych przyjaciół ojca był jego współwięzień z Auschwitz, nieprzejednany, jak mogłoby się wydawać, lewicowy idealista, który dla zasady odmówił po wojnie przyjęcia odszkodowania od Niemiec. Został w końcu dyrektorem izraelskiego muzeum holokaustu Yad Vashem. Mój ojciec, choć niechętnie i z nieukrywanym rozczarowaniem, przyznał jednak ostatecznie, że nawet ten człowiek sprzedał się „przedsiębiorstwu holokaust", przefarbowując swoje przekonania w zamian za władzę i korzyści. Wraz z przybieraniem coraz bardziej absurdalnych form przez hołdy dla holokaustu, moja matka lubiła cytować, z oczywistą ironią, słowa Henry'ego Forda: „Historia to banialuki".

Opowieści „ocalałych z holokaustu" — obowiązkowo więźniów obozów koncentracyjnych i bohaterów ruchu oporu — stanowiły szczególne źródło ironicznych żartów w naszym domu. Już dawno temu John Stuart Mill odkrył, że prawdy, które nie podlegają ustawicznemu kwestionowaniu, w końcu „przestają być prawdą, gdy się je wyolbrzymi do rozmiarów kłamstwa".

{Przedsiębiorstwo Holokaust, str. 4-5)

Tymczasem sukces wyborczy tzw. Konfederacja zawdzięcza jedynie umiejętnemu podsycaniu fobii antyżydowskiej.

Przyjdą Żydzi i zabiorą.

 

Nie wiadomo jakim cudem udało się wtłoczyć do głów konfederackich zwolenników, że to Putin broni świat przed żydostwem.

Tymczasem to właśnie putinowska Rosja oskarża nas o antysemityzm!

 

Jak ktoś chce bliżej zapoznać się z tematem niech wrzuci w google’a Iwana Bunina. Jego publicystyka wygląda tak, jakby antysemityzm nigdy nie występował w Rosji!

Trudno zresztą się dziwić. Emigracja 1968 r., za którą mamy się ponoć wstydzić (zupełnie tak, jakbyśmy byli wtedy demokratycznym i suwerennym krajem, a nie komunistyczną tyranią zależną całkowicie od władzy Kremla!) objęła w dużej mierze stalinowskich czynowników i oprawców, którym o wiele bliżej jest ciągle do Moskwy, niż do Warszawy.

 

Ciągle jednak obchodzimy temat.

Mienie bezspadkowe i wyjęte z kapelusza odszkodowanie.

 

Nie wiem, dlaczego nikt nie cytuje wypowiedzi Pawła Jędrzejewskiego z Forum Żydów Polskich.

A przecież trudno odmówić mu racji!

Pisze:

... nastroje antyżydowskie w Polsce się zintensyfikowały. Bo czy tak rzeczywiście nie jest?

Jak to wyjaśnić?

Obawiam się, że jest to efekt procesu, przed którym ostrzegałem wielokrotnie i od lat (jeszcze przed Deklaracją Terezińską z roku 2009). Główną przyczyną wzrostu postaw niechęci wobec Żydów jest w Polsce ustawa 447, a – precyzyjniej – jej aspekt dotyczący „mienia bezspadkowego”.

Z tym „mieniem bezspadkowym” jest od zawsze skomplikowana sytuacja pod względem moralnym. W najprostszych słowach: Niemcy wymordowali polskich Żydów. Na mocy prawa ich własność przeszła na Skarb Państwa. Jednak poza aspektem prawnym jest też moralny: państwo polskie, czyli wszyscy obywatele, odnieśli niechcianą (podkreślam!) korzyść ze śmierci zamordowanych właścicieli, po których nie ocalał żaden spadkobierca. To niezaprzeczalny fakt. Niektóre domy już się rozsypały, drzewa w lasach dawno wycięto, biznesy nie działają od 85 lat. Ale ziemia została.

I teraz przychodzi ustawa 447, a w niej KLUCZOWY fragment, który dotyczy restytucji mienia bez spadkobierców. Czytamy, że ta restytucja ma być uzyskiwana „w celu pomocy potrzebującym ofiarom Holokaustu, w celu wspierania edukacji o Holokauście oraz w innych celach”.

Czyli przyjdą amerykańscy, żydowscy prawnicy – powiedzmy to wprost: rekiny! – i będą domagać się „mienia bezspadkowego”, mimo że nie są spadkobiercami zamordowanych, że nic ich nigdy z nimi nie łączyło. I w dodatku uzyskane pieniądze mogą wydawać w zasadzie dowolnie, bo przecież każdy cel jest „innym celem„.

O ile ogromne moralne dylematy wywołuje sytuacja, w której państwo polskie odnosi korzyść ze śmierci ofiar Holokaustu, o tyle skandalem pod każdym względem jest, aby jakieś organizacje, które z pomordowanymi nie miały nic wspólnego, uzyskiwały odszkodowania za ich majątki tylko dlatego, że sami się ustanowili ich „spadkobiercami”.

(…)

Sytuacja jest tragiczna, bo konflikt będzie narastał. Po jednej stronie są ludzie bezwzględni, międzynarodowi gracze, lobbyści, z propagandowym aparatem medialnym. Po drugiej – ludzie, którzy widzą bezczelność tych żądań, ale – niestety – nie dostrzegają moralnego dylematu, o którym piszę, a który ich pośrednio dotyczy.

Rezultatem będzie wzrost emocji antyżydowskich, wzrost emocji antypolskich, nienawiść i wszystkie konsekwencje takiego zjawiska. Bardzo ponure, złe, agresywne jak złośliwy rak, nieusuwalne przez czas niedający się przewidzieć. Pośmiertny triumf Hitlera.

Domagający się odszkodowań za „mienie bezspadkowe” wykorzystają to propagandowo. Hasło będzie proste: „żydowska własność nie może pozostać w rękach antysemitów”.

Martwi mnie i przeraża to, co nachodzi, bo gigantyczna kłótnia o pieniądze ostatecznie i trwale pogorszy trudne relacje polsko-żydowskie. A dla ludzi, który dziś mają po 15 czy 20 lat, Holokaust będzie się na resztę życia kojarzył przede wszystkim z wielką, obrzydliwą awanturą o pieniądze po wymordowanych.

Organizacje domagające się „własności bezspadkowej” otworzyły – z chciwości, cynicznie – „puszkę Pandory”. Senat Stanów Zjednoczonych to bezrozumnie podstemplował pieczęcią z amerykańskim orłem.

Niewyobrażalny błąd.

Gorzej niż błąd: zła wola.

]]>https://forumzydowpolskichonline.org/2019/11/22/ustawa-447-sytuacja-jest-tragiczna-a-bedzie-gorzej/]]>

 

Dlatego wbrew pozorom osoby, rzekomo występujące przeciwko „żydkom” i ich roszczeniom tak naprawdę grają przeciw Polsce.

„Żydowska własność nie może pozostać w rękach antysemitów”. Widać wyraźnie, jak bardzo ośrodki wrogie Polsce starają się upowszechnić obraz Polaka jako zoologicznego antysemity. Występ Olgi Tokarczuk i jej nazwanie Polaków „mordercami żydów” można uznać za wygłup pojedynczego świra. Ale jeśli w ślad za tym idą screeny z rzekomo niezależnego oraz „patriotycznego” i „polskiego” portalu LEonek, na którym niejaki Ruszkiewicz wypisuje dyrdymały o „żydkach” sprawa zaczyna być poważniejsza.

Przecież każdy w miarę rozgarnięty obywatel UE gdy tylko zobaczy, co wypisywane jest i aprobowane przez adminów na LEonku uzna nas za kraj antysemitów.

I to zoologicznych!

 

A zatem ludzie, którzy publicznie pozwalają sobie na zoologiczne antysemickie wystąpienia tak naprawdę występują przeciw Polsce.

Część czyni to z niewiedzy, ba, nawet zatroskani o przyszłość Ojczyzny.

Ale nie wierzę, by były admin LEonka, litwak Ruskievicius, pisał tak powodowany niewiedzą i jakimś dziwnym umiłowaniem Ojczyzny.

 

To jest akcja świadomie wymierzona w Polskę.

Akcja, mająca na celu jedynie uwiarygodnianie roszczeń „przedsiębiorstwa Holokaust”.

 

Dokładnie „przedsiębiorstwa”, a nie jakiegoś trudnopoliczalnego ogółu Żydów!

 

Żyd, czego nie ukrywa, Norman Finkelstein poddaje także druzgocącej krytyce książkę Malowany ptak Jerzego Kosińskiego. Na kanwie tej powieści „wyszedł w świat” czeski film w reżyserii Václava Marhoula.

Finkelstein pisze:

Pierwszą główną mistyfikacją holokaustu był Malowany ptak autorstwa polskiego emigranta Jerzego Kosińskiego. Kosiński wyjaśnia, że „napisał tę książkę po angielsku, żeby móc pisać beznamiętnie, bez emocjonalnego zabarwienia, które zawsze zawiera ojczysty język". W rzeczywistości jednak wszystko, co napisał sam Kosiński — kwestia ta dotąd nie jest wyjaśniona — zostało napisane po polsku. Książka ta jest jakoby autobiograficzną relacją Kosińskiego o jego przeżyciach jako samotnego dziecka na polskiej wsi podczas II wojny światowej. W rzeczywistości, Kosiński mieszkał podczas wojny z rodzicami. Przewodnim motywem książki są sadystyczne seksualne tortury, którym poddawali go polscy chłopi. Recenzenci książki, którzy przeczytali ją przed wydaniem, wyśmiali ją jako „pornografię przemocy" i „wytwór umysłu opętanego sadomasochistyczną przemocą". Kosiński zmyślił niemal wszystkie patologiczne epizody, które opisuje. Jego książka przedstawia polskich chłopów jako zapiekłych antysemitów. ,Bić Żydów", wrzeszczą. „Bić skurwysynów". Tymczasem polscy chłopi przechowywali rodzinę Kosińskiego, choć doskonale wiedzieli, że są to Żydzi i że grożą za to straszne konsekwencje. Na łamach „New York Times Book Review" Elie Wiesel uznał Malowanego ptaka za ,jedno z najlepszych" oskarżeń ery hitlerowskiej, „napisane z wielką szczerością i wrażliwością". Później Cynthia Ozick wyznała, że „natychmiast" rozpoznała autentyzm Kosińskiego jako „ocalałego Żyda i świadka holokaustu". I jeszcze długo po tym, gdy Kosiński okazał się skończonym mistyfikatorem, Wiesel nie przestał wychwalać jego „wspaniałego dzieła".

Malowany ptak stał się podstawowym tekstem literatury holokaustu. Był bestsellerem, obsypano go nagrodami, przetłumaczono na wiele języków oraz wprowadzono na listę obowiązkowych lektur w szkołach średnich i wyższych. Dostawszy się do holokaustowego kręgu, Kosiński obwieścił się „tańszym Elie Wie-selem" (ci, których nie stać było na zapłacenie Wieselowi honorarium za przemówienie — „milczenie" nie jest przecież tanie — zwracali się do Kosińskiego). Ostatecznie, zdemaskowanego przez jeden z dociekliwych tygodników Kosińskiego nadal zawzięcie bronił „The New York Times", który twierdził, że padł on ofiarą komunistycznego spisku.

(Przedsiębiorstwo Holokaust str. 20).

 

Pytam, gdzie i kiedy jakikolwiek piszący pogardliwie o „żydkach” zamieścił choćby zdanie cytatu z fundamentalnego dzieła prof. Finkelsteina?

 

Gdzie i kiedy popróbował własnej analizy?

 

Kiedy próbował krytyki "Malowanego ptasiora"?

 

Po tym właśnie poznać można tych, którzy pod pozorem walki o Polskę tak naprawdę walczą z nią ze wszystkich sił.

Trzeba tylko oddzielić masę „pożytecznych idiotów”, idących w ślad za oszustem niebieskim czy też Ruskieviciusem.

 

Pamiętajmy jednak, że gros im podobnych nazywa się teraz „narodowcami”.

 

Bądźcie czujni!

 

 

14.12 2019

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.9 (5 głosów)