Więzienie w Niemczech. Fajans. Mściciel;)
Kontynuacja
Na haszysz i marihuanę za murami mówiono "fajans". "Palić fajans" to znaczyło tyle co palić hasz lub maryhę. Ponieważ "nasi" zajmowali się handlem tymi specjałami, nasza cela miała to za darmo. Pod wieczór, po kolacji i liczeniu, rozpoczynał się rytuał "palenia fajansu". Przez pierwsze tygodnie dlatego, że byłem wykluczony to nie paliłem. Aż przyszedł czas. Któregoś wieczora zawołano mnie do łazienki. Wszyscy już tam byli. Było także przygotowane wiadro pełne wody i półtoralitrowa plastikowa butelka po jakimś napoju. Dno butelki odcięto tak, że można ją było swobodnie wkładać do wiadra z wodą. Na gwint butelki zakładano drobną siateczkę, a do niej kruszono hasz. Butelkę zanurzano możliwie głęboko do wiadra z wodą. Podpalano to co było na siateczce. Wyciągano w górę butelkę ale tak by ciągle była zanurzona w wodzie. Woda w butelce działała jak tłok i zasysała dym do butelki z zapalonego haszu. Mieliśmy więc butelkę pełną drogocennego dymu. Wystarczyło teraz przytknąć usta do wylotu butelki(gdzie wcześniej była siateczka) i wcisnąć butelkę w głąb wiadra. Znowu zadziałał wodny tłok. Tym razem tłocząc dym do płuc. Ot i cała filozofia.
Zostałem poinstruowany co mam robić: przewentylować płuca kilkakrotnie mocno wciągając i wypuszczając powietrze, następnie, po całkowitym wypuszczeniu powietrza, należy przytknąć do ust butelkę i wciągnąć całą zawartość. Ja jako, że nie paliłem nawet papierosów miałem z tym niejakie kłopoty. Ale zrobiłem jak mi kazano. Czułem, że to taki odpowiednik fajki pokoju i było by wielkim nietaktem odmawiać. Efekt był...żaden. Nic nadzwyczajnego nie poczułem. W odróżnieniu do pozostałych. Byli widocznie zadowoleni z działania roślinki. Siedzieli i zagajali co chwilę do mnie:
- Fajnie, prawda?
Odpowiadałem, zgodnie z oczekiwaniami:
- Fajnie.
Chociaż nie było wcale fajnie. Wtedy nie wiedziałem zbyt wiele o działaniu tego ziela. Ale po kolei. Nieraz potrzeba kilku razy by nasycić organizm. Poza tym w miarę brania haszu czy marihuany, w odróżnieniu od innych używek, ilości potrzebne do uzyskania oczekiwanego efektu nie zwiększają się, a raczej odwrotnie.
Jeszcze kilka razy uczestniczyłem w podobnych zdarzeniach. Z tym samym efektem czyli...żadnym. Aż nadeszło kilka chudych dni: nie wiem gdzie się zaopatrywali, ale przez jakiś czas były problemy z dostępnością haszu. Trzeba było się zadowolić wielokrotnie słabszą marihuaną. Przyszedłem, jak co wieczór od kilku dni, do łazienki na codzienną porcję "fajansu". Wiedziałem już, że będzie "tylko" maryśka. Podszedłem do niej z lekceważeniem. No i się przejechałem! Tylko raz wciągnąłem i wow! Głowa mi się zrobiła wielka jak z Warszawy do Tokio. Usiadłem oszołomiony pod pisuarem i czekałem aż mi przejdzie. Nie przechodziło. W końcu dowlokłem się do swojego łóżka na czworaka. Położyłem się na nim na wznak i wczepiłem rękoma o krawędzie. Rollercoaster. Łóżko wraz ze mną zaczęło wjeżdżać na górę. Jak na kolejce górskiej. Najpierw powoli, a jak już było na szczycie, z zawrotną prędkością w dół. I tak wielokrotnie. Po kilkunastu minutach przeszło. To znaczy mi się zdawało, że kilkunastu. W rzeczywistości były to 24 godziny. Wstałem wypoczęty jak nigdy. Koledzy byli rozbawieni moim zachowaniem i działaniem maryśki na mnie. Wyszedłem do łazienki się przepłukać. Odkręciłem wodę w kranie i znowu się zaczęła jazda! Gdyby nie kraty w oknie chyba bym wypadł. Po kilkunastu miesiącach, gdy wyszedłem na wolność, nigdy nie miałem nieprzepartej potrzeby sięgnięcia po tą używkę ponownie. Wiem z własnego doświadczenia, że uzależnienie fizyczne to mit. A uzależnienie psychiczne jest o wiele mniejsze niż od kawy.
Któregoś razu Piotr chciał o czymś ze mną porozmawiać. Wieczorem, jak już wszyscy położyli się do łóżek usiadłem do dyskusji ciekawy o czym ta rozmowa ma być.
- Słuchaj - zagaił Piotr - kilka dni temu byłem w biurze. Przy okazji przeglądnąłem podania z naszej celi. Z prośbami o skrócenie kary lub odbycia reszty zasądzonego wyroku w Polsce. Mało bym się zdziwił gdybyś nic nie napisał. Mi także na tym nie zależy więc bym to jeszcze był w stanie zrozumieć: tu jestem kimś, szanują mnie. W Polsce jestem tylko zwykłym mętem i wszyscy traktują mnie co najwyżej jak gówno: lepiej nie tykać. Więc takie postępowanie bym mógł zrozumieć. Ale nie jestem w stanie pojąć tego co robisz ty: napisałeś, żeby Ci wyrok przedłużyli i przyznałeś się z własnej woli do czynów za które można trafić za kraty na dłużej niż kilka miesięcy. Dlaczego?
Zacząłem się wiercić nerwowo. Ledwo mi się tu trochę polepszyło, a jak powiem prawdę, że przez alimenty nie mam za co żyć w Polsce to mnie wyśmieją, że jestem taki frajer. Czułem, że pozostali też nie śpią tylko nasłuchują tego co z mówimy. Na szczęście Piotr kontynuował:
- Kilka dni to próbowałem rozkminić i wiesz do czego doszedłem?
- Nie. - powiedziałem niepewnie.
- No, że jesteś tu nie przypadkowo. Nie jestem taki głupi i myślę, że przyszedłeś tu by załatwić z kimś jakieś swoje porachunki, zemścić się czy co. Prawda?
Trochę mi ulżyło: trafił jak kulą w płot. Zaprzeczyłem. Chyba bez przekonania bo mi nie uwierzył. Im bardziej zaprzeczałem to on tym bardziej się utwierdzał w tym co wydedukował.
Dziwnym trafem to całe zdarzenie wyszło mi tylko na zdrowie. Na drugi dzień aż huczało o mnie w więzieniu: że przyszedłem kogoś załatwić kto zalazł mi za skórę. Gdzieś dzwoniło ale nikt nie wiedział gdzie. Wersji było kilka, a każda bardziej fantastyczna. Mi to odpowiadało: lepiej mieć w więzieniu opinię mściciela czy kilera niż alimenciarza. Zaprzeczałem, owszem, ale i tak każdy wolał wersję bardziej romantyczną. A jak się zacząłem "wozić" po więzieniu!
..........................................................................................................
Rozpadają mi się neurony. Z dnia na dzień coraz trudniej skupić mi myśli.
Pieniądze w całości są przeznaczone na rehabilitację. Nie potrzeba mi
miionów. Będę szczęśliwy gdy pieniędzy starczy raz w tygodniu na
zabieg rezonansem stochastycznym (około 100zł z dojazdem).
Darowizny:
Fundacja Avalon - Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym,
Michała Kajki 80/82 lok. 1, 04-620 Warszawa
nr rachunku odbiorcy: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
Prowadzone przez: BNP Paribas Bank Polska SA
Tytuł wpłaty: 1297 Marian Stefaniak
Przelewy zagraniczne:
International Bank Account Number
IBAN: PL62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
SWIFT/BIC: PPAB PLPK
JAK PRZEKAZAĆ 1%
Wypełniając zeznanie PIT, należy obliczyć podatek należny wobec Urzędu
Skarbowego.
W rubryce WNIOSEK O PRZEKAZANIE 1% PODATKU NALEŻNEGO NA RZECZ ORGANIZACJI
POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP)
* Wpisać numer KRS: 0000270809
* Obliczyć kwotę 1%
W rubryce INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE (bardzo ważne!)
* Marian Stefaniak 1297
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1230 odsłon