Plan kampanii

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Humor i satyra

Nie okłamujmy się. Podbicie Ukrainy nie jest ostatecznym celem podbojów planowanych przez Putina. To zaledwie pierwszy krok na drodze do opanowania świata.

Poniżej publikuję stenogram z rozmowy sztabowej, jaka pod koniec ubiegłego roku odbyła się w najbardziej tajnej części tajnego pomieszczenia supertajnego bunkra będącego siedzibą najwyższych władz Rosji.

Obecni:

1. Jego Ekscelencja Władimir Putin, prezydent Federacji Rosyjskiej;

2. generał Walerij Gierasimow, szef sztabu wojsk Federacji Rosyjskiej

3. Jego Ekscelencja Ołeksandr Łukaszenka, namiestnik Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Związkowej;

4. generał Siergiej Surowkin, dowódca Sił Powietrzno-Komicznych Federacji.

 

Zagarnąwszy mapy, generał Gierasimow, namiestnik Łukaszenko i generał Surowkin stanęli przed Putinem i rzekli:

— Wasza Ekscelencji, witamy dziś w tobie najwspanialszego, najwaleczniejszego prezydenta, jaki żył kiedy od śmierci Aleksandra Macedona.

— Nakryjcie głowy, nakryjcie głowy — rzekł Putin.

— Dzięki, Ekscelencjo — rzekli — czynimy swoją powinność. Sposób jest taki. Zostawisz tutaj jakiego generała z niedużą garstką ludzi, aby strzegli tego grodu, który zdaje się nam dość silny, tak z natury, jak z przyczyny obwarowań uczynionych wedle twego zlecenia i planu. Całą armię podzielisz na dwie części, jako to sam rozumiesz lepiej niż ktokolwiek inny. Jedna część ruszy na Zełeńskiego i jego ludzi których za pierwszym natarciem rozbije z łatwością. Tam znajdziesz pieniędzy pod dostatkiem, bo ten cham sypia na złocie. Cham powiadamy, ponieważ prawdziwy prezydent nie ma nigdy szeląga przy duszy. Ciułać grosze to sprawa chamska.

Druga część pociągnie tymczasem ku Onizie, Santonii, Angonie i Gaskonii; zaleją Perygot, Medok i Elany. Bez oporu zajmą miasta, zamki i fortece. W Bajonie, w Świętojańsku i w Fontarabii zagarniecie wszystkie okręty i żeglując ku Galicji i Portugalii, złupicie portowe miasta aż do Lizbony, gdzie znajdziecie obfitość wszelkich zasobów należnych wam prawem zwycięzcy. Do kroćset bomb! Hiszpania się podda, boć to są same wyskrobki. Przebywasz, Wasza Ekscelencjo, cieśninę Sybilską i tam wbijasz dwa słupy, wspanialsze niż słupy Herkulesa, ku wiecznej pamięci twego imienia. I ten przesmyk będzie zwan odtąd Morze Putinowe. Skoroście przebyli Morze Putinowe, Erdogan oddaje się wam w ręce.

— Daruję go łaską — rzekł Putin.

— Tak — odparli — ale pod warunkiem, że się da ochrzcić w obrządku prawosławnym. Zaczem zdobywacie królestwo Tunisu, Hippów, Algieru, Bony, Korony, ba, całą Barbarię. Po drodze zajmujecie Majorkę, Minorkę, Sardynię, Korsykę i inne wyspy Ligustyjskie i Balearskie. Wykręcając na lewo, zagarniacie całą Galię Narbońską, Prowancję, Alobrogię, Genuę, Florencję, Lukę i, na miły Bóg! Rzym. Biedne papieżysko umiera już ze strachu.

— Na mą cześć — rzekł Putin — niech się nie spodziewa, że go będę cmokał w pierścień.

— Mając Italię, oto macie w kieszeni Neapol, Kalabrię, Apulię i Sycylię, i Maltę w dodatku. Chciałbym to widzieć, czy te fircyki, kawalerowie rodyjscy, odważą się wam czoło stawić: posikają się ze strachu!

— Wstąpiłbym chętnie do Loreto — rzekł Putin.

— Nie, nie — rzekli — to będzie za powrotem. Stamtąd zagarniemy Kandię, Cypr, Rodus, Cyklady i wylądujemy w Morei. Mamy ją. Hurra! Niech Bóg ma w swej opiece Jerozolimę, Jicchak Herzog bowiem nie może się równać z twoją potęgą.

— Zatem — rzekł Putin — każę odbudować świątynię Salomona?

— Nie — odparli — jeszcze nie, zaczekaj trochę Wasza Ekscelencjo. Nie bądź, najjaśniejszy prezydencie, tak nagły w swoich przedsięwzięciach. Wiesz, co powiadał Oktawian Augustus? Festina lente. Należy ci wprzódy podbić Azję Mniejszą, Karię, Lucję, Pamfile, Cylicję, Lidię, Frygię, Myzję, Betum, Charację, Satalię, Samagarię, Kastamenę, Lugę, Sawastę, aż do Eufratu.

— Czy zobaczymy — spytał Putin — Babilon i górę Synaj?

— Nie ma potrzeby na teraz — odparli. — Czy nie dosyć kłopotu przepłynąć Morze Hirkańskie i przejechać czołgiem dwie Armenie i trzy Arabie?

— Jak mi Bóg miły — rzekł — gonimy coś w piętkę! Cóż wy myślicie sobie, dobrzy ludzie?

— Co? — rzekli.

— A cóż my będziemy pili w tych pustyniach? Toć przecie Julian Augustus i całe jego wojsko wyginęli tam z pragnienia, jako powiadają.

— Pomyśleliśmy już o wszystkim — odparli. — Na morzu Syriackim masz wasza miłość dziewięć tysięcy czternaście wielkich okrętów, naładowanych najprzedniejszą wódką; zawijają do Jaffy. Tam czeka na nie dwadzieścia dwa set tysięcy transporterów opancerzonych i szesnaście set samolotów, które zdobyłeś w okolicach Sigilmisu, kiedy wkraczałeś do Libii, przy czym także wpadła ci w ręce cała karawana ciągnąca do Mekki. Czyż nie starczy wam alkoholu?

— Tak — rzekł Putin — ale wódka widzi mi się trochę ciepła.

— Tam do kroćset — rzekli — bohater, zdobywca, pretendent i aspirant do zawojowania całego świata nie może zawsze opływać w same wygody. Bogu niech będzie chwała, żeście przybyli, ty i twoi ludzie, zdrowi i cali aż nad brzeg Tygrysu.

— Ale — rzekł — co robi tymczasem owa część naszej armii, która rozbiła tego chama Zełeńskiego?

— Ho, ho! Też nie próżnuje — odparli — zaraz się z nimi spotkamy. Podbili ci Bretanię, Normandię, Flandrię, Heno, Brabancję, Artys, Holandię, Zelandię; przeszli Ren po brzuchach Szwajcarów i landsknechtów i część ich zajęła Luksemburg, Lotaryngię, Szampanię, Sabaudię aż do Lyonu; w którym to miejscu spotkali się z twoją armią wracającą z podbojów morskich Morzem Śródziemnym. I zebrali się w kupę w Bohemii, złupiwszy wprzódy Szwabię, Wirtembergię, Bawarię, Austrię, Morawię i Styrię. Potem ciągną sobie wesoło razem na Lubekę, Norwegię, Szwecję, Dację, Gocję, Grenlandię i Estlandię aż do Morza Lodowatego. Tego dokonawszy, podbili wyspy Orkady i ujarzmili Szkocję, Anglię i Irlandię. Stamtąd żeglując przez morze piaszczyste i ziemie Sarmatów, pobili i zagarnęli Prusy, Polskę, Litwę, Estonię, Łotwę, Finlandię, Szwecję, Norwegię, Rumunię, Transylwanię, Węgry, Bułgarię, Grecję i są w Konstantynopolu.

— Chodźmyż tedy — rzekł Putin — połączyć się z nimi co najprędzej. A nie wytłuczemy także tych psów tureckich i mahometanów?

— A cóż byśmy innego mieli do roboty? — odparli. — I rozdasz, Wasza Ekscelencjo, ziemie ich i dziedziny tym, którzy ci wiernie służyli.

— Słusznie mówicie — rzekł — co się należy, to się należy. Daję wam Kormanię, Syrię i całą Palestynę.

— Och — rzekli — najjaśniejszy prezydencie, nie godniśmy tyle łaski, dziękujemy pokornie. Niech Bóg zsyła na waszą prezydencką mość same pomyślności.

Był przy tym obecny pewien stary generał doświadczony we wszelakich potrzebach i prawdziwy wyjadacz obozowy, imieniem Echefron, który, słysząc te narady, rzekł:

— Bardzo się lękam, iż to całe przedsięwzięcie podobne będzie do gadki o garnku z mlekiem, z którego niejaki szewc czerpał wszelakie bogactwa w swych rojeniach; owo garnek się stłukł i nie stało mu na obiad. Gdzież wy zmierzacie z tylu zdobyczami? Jakiż ma być koniec tylu trudów i włóczęgi?

— Taki — rzekł Putin — że wróciwszy do domu, wypoczniemy sobie do syta.

Zaczem rzekł Echefron:

— A jeśli przypadkiem mielibyście nigdy nie wrócić? Podróż to bowiem długa i niebezpieczna. Nie lepiejż byśmy już teraz sobie wypoczęli, zamiast puszczać się na te azardy?

— Ho, ho — rzekł Gerasimow — oto mi śliczna rada; toż ułóżmy się od razu na przypiecku i tam spędzajmy czas z babami nawłócząc paciorki albo przędąc jako ów Sardanapalus. Kto nie waży szyje, zysków nie zażyje, powiada Salomon.

— A kto — rzekł Echefron — nadto waży szyje, długo nie pożyje, odrzekł Salomonowi Marchołt.

— Basta — rzekł Putin — dość tego. Ja się boję jeno owych diabelskich legionów Bidena: gdy my będziemy w Mezopotamii, gdyby im przyszła ochota napaść nas z tyłu, co wówczas?

— To fraszka — odparł Surowkin — wysyłasz wasza ekscelencjo poselstwo do Kitaju i wystawią ci w jednej chwili cztery miliony pięćset tysięcy przedniego żołnierza. O, gdybyś mnie, prezydencie, zrobił dowódcą, zadałbym ja im bobu z cebulą! Pędzę, lecę, rąbię, kłuję, zabijam bez pardonu.

— A zatem do boju, żołnierze moi kochani! — krzyknął Putin — żwawo, skrzyknijcie mobilizację i kto mnie kocha, za mną!

I tu się kończy stenogram…

 

współpraca: Franek R.
 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)